14. Każdy cierpi

183 29 54
                                    

Song of the Lost Girl - Kara - Philip Sheppard

Kiedy Janette wróciła do domu na Michigan Drive, była pijana jak jeszcze nigdy w przeciągu ostatniej dekady. Nie myślała już nawet co robi, prawdę mówiąc, w ogóle nie chciała myśleć. Chciała zapomnieć o wszystkim, a szczególnie o dzieciach.

O jednym, który straciła już wiele lat wcześniej i o drugim, które czekało na nią w pokoju i którym choćby chciała, nie mogła się zająć. Nie była nawet pewna, dlaczego parę godzin wcześniej tak się uparła, by wyjechać razem z Gemmą. Przecież gdyby zostawiła małego androida za sobą, już dawno mogłaby siedzieć w Europie, a nie w mieście, którego nienawidziła.

-Putain de villes... - wymamrotała, wpadając na drzwi i próbując zamknąć je ponownie za sobą, co nie było łatwe, biorąc pod uwagę, że w ręce miała niedopitą butelkę wódki. Wszyscy już spali, a ona nie chciała kolejnego wykładu od Hanka.

Przedarła się przez korytarz do pokoju gościnnego. Zapaliła światło, chcąc się rozebrać. Liczyła, że dziewczynka już śpi, ale siedziała skulona na łóżku, wpatrując się w nią dużymi, przestraszonymi oczami.

-Cholera... - wymamrotała - Spieprzyłam znowu, co nie?

Gemma nie odpowiedziała. Przyglądała jej się, nie pewna tego co się dzieje.

-Widzisz, wygląda na to, że jednak nie zabiorę cię ze sobą. Nie pozwalają mi. - sięgnęła do walizki po leki, czując, jak pod wpływem zranionego wyrazu twarzy dziecka zaczyna się robić podenerwowana - Wiem co sobie myślisz. Że jestem kanalią. Zresztą masz rację. Nie mam roboty, nie mam gdzie mieszkać. Sądzisz pewnie, że się w ogóle nie staram, ale za co się nie wezmę muszę to spierdolić. - podniosła wzrok na dziewczynkę - Gardzisz mną, prawda?

Wciąż się nie odzywała, ale wcisnęła się w kąt łóżka tak mocno jak tylko była w stanie. Broda jej zadrżała i chyba chciało jej się płakać, ale zacisnęła drobne usta, starając się nie wydać z siebie żadnego dźwięku.

I wtedy Janette zorientowała się, że Gemma się jej boi.

***

Hankowi śniło się Packard Automotive Plant. Schodził po schodach do podziemi, z odbezpieczonym pistoletem i bijącym sercem.

Był to kolejny z jego powracających koszmarów. Zawsze wpadał do laboratorium Suharto, tylko że w snach nigdy nie udawało mu się uratować Connora. Przekręcał gałkę, która zwiększała wrażliwość androida na ból do niemożliwie okrutnego poziomu, ale ten nigdy się nie budził i Anderson zawsze próbował wynieść chłopaka po schodach na własnych plecach, a one nigdy się nie kończyły i tylko wspinał się godzinami. Czasami orientował się niespodziewanie, że niesie Cole'a.

Tym razem jednak jego sen został gwałtownie przerwany, bo ktoś szarpał go za ramię.

Otworzył oczy i podniósł się, mrugając szybko w ciemnościach. Przy jego łóżku stała dziewczynka, łzy spływały jej po twarzy i cała się trzęsła.

-Jezu, co się stało? - zapytał, przez chwilę zastanawiając się, czy to nie kolejny koszmar.

-Janette... - zdołała jedynie wykrztusić przez zaciśnięte gardło.

Więcej nie było mu trzeba. Wieloletni instynkt policjanta i ojca wystarczył, by poderwać się na równe nogi. Ruszył korytarzem prosto do pokoju, bojąc się co tam zastanie.

Otworzył drzwi i zamarł.

-O żesz kurwa mać... - wymamrotał, po czym odwrócił twarz w stronę korytarza - Connor! - ryknął - Connor!

Niestabilne serceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz