5.Miłość jak ocean

389 37 79
                                    


Ophelia - The Lumineers

Connor stał na parkingu przed szpitalem, oparty o maskę samochodu. Zdążył się już przebrać po pracy w jeansy i sweter. Podrzucał leniwie monetę, zamyślony i patrzył w gwiazdy, które późną jesienią pokazywały się na niebie bardzo wcześnie.

Miał ochotę wyrwać się z domu i pobyć sam na sam ze sobą przez chwilę. Wcześniej zawsze kiedy nie było przy nim drugiej osoby skupiał się na czymś innym. Pracował, analizował, czytał, planował.

Zmieniło się to wcale nie tak dawno, ale wyraźnie. Teraz częściej koncentrował się na sobie. Jego własne towarzystwo przestało być dla niego drażniące. Wiedział kim jest, co ceni najbardziej i czego chce. Czuł spokój. Spokój wynikający z wiary we własne umiejętności i z wiedzy, że ma za sobą niezawodne wsparcie, w każdej sytuacji kryzysowej. To uczucie było nowe i niepewne, ale podobało mu się i nie chciał z niego rezygnować.

Czekał więc teraz, zadowolony, kiedy wreszcie w drzwiach, przez które ciągle przechodzili ludzie i androidy, w obie strony, stanęła ta jedna na którą czekał.

Jedno spojrzenie na jej postawę i wyraz twarzy i już wiedział, że nie podziela ona jego dobrego nastroju.

Skórę na policzkach miała poszarzałą, krok ciężki. Mógł się domyślić, że coś jest nie tak, już po samym fakcie, że poprosiła by po nią przyjechał.

Nie odezwała się, widząc go, wtuliła jedynie twarz w jego klatkę piersiową i znieruchomiała.

-Cześć, słoneczko. - mruknął - Ciężki dzień?

-Mhm... - odpowiedziała - Wypadek w samym centrum, autobus i kilka samochodów. Dawno nie mieliśmy tylu zgonów. Dużo dzieci. - głos jej zadrżał.

Co jakiś czas zdarzał się taki kryzysowy dzień, jak to w szpitalu, a Chloe zawsze to przeżywała. To była jedyna sytuacja, kiedy wychodziła z pracy przemęczona, nie fizycznie, a mentalnie.

Objął ją mocno.

-To nie twoja wina. - powiedział, głaszcząc kojąco jej plecy - Zrobiłaś wszystko co mogłaś.

-Skąd wiesz?

-Bo cię znam i wiem, że jesteś tym niesamowita.

-Powiedz mi chociaż, że u was poszło lepiej... - westchnęła.

-Nie bardzo, niestety. Przeszukaliśmy całe archiwum, całą bazę danych, ale mamy dostęp tylko do jej numeru seryjnego, a one już od dawna nie funkcjonują, co może prowadzić do nieprawidłowości. Chcę pogadać z Markusem, w ministerstwie powinny być jakiejś jej dane, jeśli kiedykolwiek miała jakieś dokumenty. Janette i mała ciągle są u nas. Z dobrych wiadomości - dziewczynka ma się lepiej. Polubiła się z Olivierem, a on zachowuje się jak starszy brat. Chodzi po domu, dumny z siebie i pokazuje jej wszystko. Nie dają Damie spokoju, jak wrócimy będę musiał ją chyba zamknąć u nas w pokoju, żeby moment odpoczęła od dzieci, bo i tak ma anielską cierpliwość.

-Wiedziałam, że to się tak szybko nie skończy. Dobrze, że przynajmniej dzieciaki czują się dobrze.

-Myślisz, że możesz to dla mnie zrobić? - zapytał łagodnie, zmieniając temat i biorąc jej twarz w dłonie. Chciał ją rozweselić.

-Co takiego? -zdziwiła się.

-Wiesz co. Moją ulubioną rzecz.

Przewróciła oczami, ale uśmiechnęła się. Uśmiechem zmęczonym i słabym, ale szczerym.

-Dziękuję. - mruknął, całując delikatnie łuk jej górnej wargi, a następnie nos, policzki i czoło, dopóki wreszcie nie parsknęła śmiechem i nie odepchnęła go od siebie.

Niestabilne serceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz