TW do dzisiejszego rozdziału: wzmianki o myślach samobójczych, chorobach psychicznych, atakach paniki, traumie i śmierci
***
Colors - Halsey
Ciemnowłosy mężczyzna stał na środku szpitalnego korytarza, z rękami wciśniętymi w kieszenie fartucha i spoglądał na swojego kolegę po fachu spod byka, starając się wyglądać tak stanowczo jak tylko był w stanie.
Jego wzrost, wynoszący zawrotne 170 centymetrów mu w tym nie pomagał, szczególnie w zestawieniu z ordynatorem Smithem, który patrzył na niego z góry z poirytowanym wyrazem twarzy.
-Na litość boską, Levi... - zaczął ponownie, ale chirurg nie pozwolił mu dokończyć.
-Posłuchaj mnie. - warknął - Możesz mi mamrotać do ucha swoje racje całą dobę i jeszcze dłużej, możesz mnie zwolnić, jebnąć salto i stanąć na rzęsach - nic mnie to nie obchodzi. Nie zoperuję tego dzieciaka.
-Czy ty w ogóle słuchałeś, tego co ci powiedziałem?
-Nie z własnej woli, ale owszem.
-Płyn mu się zbiera w opłucnej. Jak go nie zoperujemy, to się po prostu kurwa udusi, rozumiesz? Umrze.
-Jak go zoperujemy, to też umrze, tylko szybciej, bo mu się płuca rozsypią jak zamek z piasku, jak ich dotknę skalpelem.
-Nie masz takiej pewności.
-Nie, nie mam, ale istnieje dziewięćdziesiąt procent szans na to, że mam rację. Jak dla mnie wystarczy. Poza tym dlaczego to ja mam to robić? Nie zamawiałem żadnej dodatkowej odpowiedzialności na dziś. Znajdź sobie innego osła, który się tego podejmie, albo sam się tym zajmij i się odwal. Nie jestem jedynym rzeźbiarzem w tym szpitalu. - prychnął, po czym odwrócił się, by odejść.
-Jedynym może nie. Najlepszym? Na pewno.
Roibos zatrzymał się wpół kroku, po czym obrócił się przez ramię i uśmiechnął ze złośliwą satysfakcją na widok wyrazu twarzy przełożonego.
-Jak już starasz się podlizać, to mógłbyś chociaż poudawać, że cię od tego dupa nie boli. Przepisz sobie może hydrokortyzon, czy coś.
-Masz szczęście, że się znasz na swojej robocie gnojku, bo inaczej już dawno bym cię kopnął, jak Boga kocham.
-Odpowiedź wciąż brzmi nie.
Ruszył korytarzem, nie spoglądając już za siebie. Był dobrym chirurgiem, znał siebie i swoje umiejętności, ale nigdy nie podejmował się tak ryzykownych operacji. Kiedyś? Owszem, na początku swojej kariery znany był z tego, że brał się za przypadki beznadziejne, aż do sytuacji z małym Harlanem Geesonem.
Chłopiec miał pięć lat i wyjątkowo skomplikowaną wadę żołądka, której operowania nikt nie chciał się podjąć. Ludzcy chirurdzy się bali, bo brakowało im precyzji, mechaniczni się bali, bo brakowało im wyczucia, a do tego każdy tego rodzaju błąd dawał przeciwnikom rewolucji kolejne argumenty i powodował wzrost liczby ataków na androidy w całym kraju. Rodzice stanowczo odmawiali poddania się i rozpaczliwie szukali pomocy coraz dalej od swojego miejsca zamieszkania.
Levi się zgodził.
Prasa i telewizja od początku patrzyły mu na ręce, a on wtedy był młodszy, głupszy i nadmiernie pewny siebie. Chwalił się. Był bezczelny. Nazwał nawet lekarzy, którzy odmówili przeprowadzenia zabiegu tchórzami.
Nie udało mu się, Harlan nie przeżył, a media praktycznie pożarły go żywcem. Rozgoryczona, wściekła rodzina dziecka patrzyła na niego z okładek magazynów w całym Detroit, wieszając na nim psy.
CZYTASZ
Niestabilne serce
Fiksi PenggemarJanette Wilson nie ma pieniędzy, nie ma pracy, a od godziny także mieszkania. Ma natomiast wyjątkowo trudny charakter, kilka traum z przeszłości i walizkę pełną xanaxu. I ma również plan, by wyjechać z Kanady gdzieś bardzo daleko i już nigdy nie...