Prolog

2K 37 3
                                    

Umierał. Nie był tym specjalnie zaskoczony, przed spotkaniem z Voldemortem wiedział, że idzie na śmierć, jednak dopiero teraz strach przed nieuniknionym dał o sobie znać. Wykonał swoją misję, zrobił wszystko, by syn jego ukochanej był bezpieczny. Po raz ostatni spojrzał w zielone oczy, takie same, jak Lily. Odnalazł w nich to, czego szukał i już trochę spokojniej odetchnął ostatni raz. Wokół zrobiło się ciemno.

>>>

- Masz szczęście, że Evans tu była, Smarkerusie* - doszedł do niego dobrze znany, jednocześnie tak bardzo nienawidzony głos. Czyżby znowu był zmuszony do przypominania sobie najgorszej chwili swojego życia? Dobrze wiedział jakie zdanie wypowiedział po słowach swojego wroga**. Słowa, którymi się brzydził, przez które nienawidził siebie przez resztę życia. Tak bardzo pragnął o tym zapomnieć. Czy nawet po śmierci muszą go torturować tym wspomnieniem?

- Chyba Wycierus już wie, że nie może z nami zadzierać James- ze zdziwieniem usłyszał śmiech Syriusza Blacka. Niepewnie otworzył oczy, a cały świat zawirował. Znów zrobiło mu się słabo, ku uciesze kilku chłopców, stojących wokół niego. Śmiali się głośno, rzucając, ich zdaniem, zabawne teksty, w jego stronę.

- Jesteście nienormalni! Widzicie, w jakim jest stanie? - do jego uszu dotarł krzyk należący do... to przecież niemożliwe! - Sev, wszystko okej? Mam zawołać jakiegoś nauczyciela? Zmusił się do ponownego otwarcia oczu i wtedy zobaczył twarz Lily. Przyjrzał się jeszcze raz, a jego serce zabiło mocniej. Nie było mowy o pomyłce! Jeśli był to sen, wyglądał naprawdę realistycznie. Miał ochotę nigdy się nie obudzić.

- Już jest dobrze, zakręciło mi się w głowie - ku jego zaskoczeniu, brzmiał jak swoja szesnastoletnia kopia. Spojrzał na czarownicę stojącą przed nim i naprawdę nie wiedział, co ma w tym momencie zrobić. Rozpierała go mieszanka różnych uczuć: zaskoczenie, zagubienie oraz radość, a wręcz euforia. Łzy szczęścia cisnęły mu się do oczu, nie był w stanie powiedzieć nic więcej.

- Idźcie po panią Pomfrey idioci! - krzyknęła w stronę Huncwotów dziewczyna - widzicie do jakiego stanu go doprowadziliście? Mam nadzieję, że tym razem nie ujdzie wam to na sucho i w końcu was wyleją!

- Spokojnie Lily, wszystko jest okej. Nigdzie nie idźcie, proszę - cała otaczająca go piątka zupełnie ucichła, słysząc prośbę z ust czarnowłosego czarodzieja. Praktycznie nigdy nie używał tego słowa, a na pewno nie było ono skierowane w stronę jego prześladowców. Nagle, kiedy wszystkim wydawało się, że nie może być dziwniej, Severus Snape się uśmiechnął. Uczucie błogości, spokoju i szczęścia wręcz się z niego wylewało, co zdecydowanie nie pasowało do jego codziennego sposobu bycia.

- Podaliście mu jakiś eliksir ogłupiający? - spytał się karcącym tonem towarzyszy Remus Lupin, którzy wyglądali na tak zaskoczonych, jakby Voldemort właśnie poczęstował ich ciasteczkami. Wszyscy zgodnie pokręcili głowami.

- Idźcie stąd i nie liczcie, że przemilczę ten incydent w rozmowie z McGonagall - powiedziała zrezygnowana i nieco zirytowana Lily - Severus potrzebuje spokoju, żeby dojść do siebie, a ja nie chcę już was oglądać.

- I tak mnie kochasz, Evans - uśmiechnął się zawadiacko James, puszczając do dziewczyny oczko. Snape poczuł, że coś się w nim gotuje, jednak starał się nie dać po sobie tego poznać - do zobaczenia Smarkerusie!

- Nie nazywaj go tak! - krzyknęła rudowłosa za oddalającym się razem ze swoimi kolegami, Huncwotem. Mimowolny uśmiech po raz kolejny wpłynął na usta czarnowłosego - Sev, jesteś pewien, że wszystko okej? Zachowujesz się... inaczej. Oczywiście, to nic złego - dodała szybko - z uśmiechem ci do twarzy. Szkoda, że tak rzadko go ubierasz.

- Czuję się dobrze - poczuł, że na jego policzki wpełzł blady rumieniec, spowodowany komplementem Gryfonki. Właściwie, nigdy nie odczuwał większego szczęścia. Znalazł w sobie odwagę, by w końcu spojrzeć na twarz Lily, zamiast podziwiać drzewa. Przez ułamek sekundy ich spojrzenia się skrzyżowały, a on zobaczył te śliczne, ogromne, zielone oczy. Dziewczyna zdecydowanie była najpiękniejszą istotą, jaka kiedykolwiek chodziła po ziemi.

- Mam nadzieję. Nawet nie wiesz, jak się przestraszyłam, widząc bandę tych głupków, którzy się nad tobą znęcają - prychnęła, jednak po chwili spoważniała - wiesz, że trzeba to zgłosić?

- Przecież to i tak nic nie da, ich nic nie zatrzyma - zaśmiał się. Dopiero teraz zrozumiał, że jest w stanie znieść wszystkie nieprzyjemności ze strony paczki Gryfonów, jeśli tylko Lily będzie blisko.

- Idę opowiedzieć o wszystkim McGonagall i nie chcę słyszeć słowa sprzeciwu z twojej strony - spojrzała na niego niemal karcąco, więc postanowił się nie odzywać. Ostatnie, czego chciał to zezłoszczonej dziewczyny. Nie rozumiał, co dzieje się wokół niego, jednocześnie miał wrażenie, że zapytanie o dzisiejszą datę skończy się tym, że przyjaciółka zaprowadzi go do skrzydła szpitalnego, podejrzewając zanik pamięci - Na pewno da im odpowiednią karę. Spotkamy się później.

- Lily? - odezwał się mimowolnie, chwytając ją za nadgarstek.

- Słucham? - odwróciła się ponownie w jego stronę, patrząc na niego spod długich rzęs.

- Nic, chciałem się tylko upewnić, że jesteś - odparł, nie panując nad tym. Oboje zarumienili się, a dziewczyna uśmiechnęła się i ruszyła w stronę szkoły, zostawiając Severusa z mieszanką emocji, których nie rozumiał.

Kiedy sylwetka dziewczyny zniknęła, postanowił usiąść pod drzewem i przeanalizować wszystkie wydarzenia, które miały miejsce przed chwilą. Chwycił za torbę, która upadła, kiedy Huncwoci się nad nim znęcali. Rozpoznał swoje stare książki, zeszyty oraz pióra. Westchnął, próbując połączyć kropki, jednak nic nie przychodziło mu do głowy.

*Zdanie pochodzi z książki "Harry Potter i Zakon Feniksa"

** Po tych słowach, Severus Snape nazwał Lily Evans "szlamą".

Because of youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz