XVIII

292 21 4
                                    

Minęły dwa tygodnie, które zdecydowanie nie były przyjemne, zarówno dla Severusa, jak i dla Lily. Mijali się na kortarzach, udając, że się nie widzą. Za każdym razem, kiedy wzrok Ślizgona padał na dziewczynę, jego serce po raz kolejny się rozdzierało. Ona też schudła, a pod jej oczami pojawiły się fioletowe cienie.

Starała się nie zwracać na niego uwagi, nawet na eliksirach była w parze z Potterem, który posyłając wrogie spojrzenie Snape'owi, objął ją swoją opieką. Można było wiele powiedzieć o Jamesie, ale prawda była taka, że zależało mu na tym, żeby Gryfonka była szczęśliwa. Chłopak na swój sposób był wdzięczny byłemu wrogowi za to, jak zachowywał się wobec ukochanej.

Niestety, koszmary i natrętni Śmierciożercy nie zostawili czarnowłosego w spokoju. Miał ciągłe problemy ze snem, które w połączeniu z bardzo ciężkimi chwilami po zerwaniu i ciągłymi próbami zwerbowania go do armii Czarnego Pana, były najgorszą z możliwych tortur.

Na szczęście miał przy sobie Agnes, która mimo tego, że nie popierała jego decyzji, wspierała go z całych sił. Był jej za to naprawdę wdzięczny i ze zdziwieniem zauważył, że czasami myślał o niej, jako o przyjaciółce. Jasne, nic nigdy nie może równać się uczuciom, które żywił do Lily, ale blondynka była przy nim zawsze, kiedy tylko tego potrzebował.

Dwudziestego dziewiątego stycznia położył się spać z jeszcze większym niepokojem niż zwykle. Nie wiedział, czy chodziło o to, że jutro rudowłosa ma urodziny, czy o coś innego. Mimowolnie spojrzał na kufer, w którym ukryty był prezent dla dziewczyny. Kupił go, zanim się rozstali. Na samą myśl o tym wydarzeniu, czuł się jeszcze gorzej.

Po umyciu się i przebraniu w piżamę położył się na łóżku, szybko zasuwając zasłony. Przykrył się kołdrą, jednak nie mógł znaleźć dla siebie wygodnego miejsca. Kręcił się, próbując ułożyć się tak, by mógł w końcu odpłynąć w objęcia Morfeusza. Pod poduszką poczuł mały przedmiot.

Wyciągnął go, przyglądając się uważnie. Okazało się, że była to moneta, którą dostał od Dumbledore'a. Natchnęło go głębokie przeczucie, że coś się stanie. Ścisnął ją w ręku, powoli się uspokajając. Nie wiedział, co może się stać, ale miał nadzieję, że końcowo wszystko będzie dobrze. Zasnął, w nocy po raz pierwszy nie śniły mu się koszmary, a jedyne, co widział to wielkie zielone oczy, spoglądające w jego kierunku.

Obudził się, rozglądając się wokół. Pieniądz w jego dłoni zrobił się gorący, wręcz go parzył. Zaczęło się. Spojrzał na zegarek. Była czwarta rano, bardzo wcześnie. Nie ociągając się dłużej, założył na siebie szybko szatę, upewniając się, że w jego kieszeni bezpiecznie leży różdżka.

Spotkanie z Voldemortem było dla niego naprawdę nieprzyjemną perspektywą. Stop, przecież oni nie idą na przyjacielską kawę, tylko stoczą bitwę, decydującą o losach czarodziejskiego świata. Od nowa: walka z Czarnym Panem i jego zwolennikami zbliżała się nieuchronnie, a Snape powoli zaczął odczuwać narastający strach.

Uważając, by nikt go nie zobaczył, zbiegł do pokoju wspólnego Slytherinu, gdzie, ku swojemu zdziwieniu zauważył kilkunastu zdenerwowanych uczniów i uczennic. Wśród nich była Agnes, która również wyglądała na zestresowaną. Pomachała do niego, a na jej ustach zagościł niezbyt szczery uśmiech.

- Miło cię widzieć - przytuliła go, kiedy podszedł bliżej - nie miałam pojęcia, że również tu będziesz, ale to pocieszające.

- Czekaj, co ty tutaj robisz? - spytał skonsternowany, marszcząc brwi. Nie wiedział, dlaczego tylu nastolatków jest na nogach o tej godzinie, ale intuicja podpowiadała mu, że wcale nie wstali po to, żeby oglądać wschód słońca.

Because of youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz