ROZDZIAŁ 12

3.9K 118 19
                                    

Reeve POV

Obudziły mnie delikatne promienie słońca, które wdrapywały się przez nie do końca zsunięte rolety. Zamglonym wzrokiem objęłam sypialnie, zatrzymując się na osobie, która leżała obok mnie. Spokojny wyraz twarzy Esme, wprawiał mnie w dobry nastrój. Dzisiaj był ważny dzień zarówno dla mnie jak i dla niej i miałam świadomość, że pomimo wyniku, który miał zawarzyć na jej życiu, musiałam ją wspierać.

Choć nie ukrywałam, że ciąża pokrzyżowałaby jej plany. Jej ale również całej naszej rodziny. Moje życie również, by się zmieniło, bo jak niczego innego na świecie nie byłam pewniejsza teraz tego, że to ja będę musiała najwięcej pomóc Esme, gdy zostanie młodą mamą. A nasz ojciec? Zapewne z początku nie byłby szczęśliwy, Esme miała dopiero osiemnaście lat a on był człowiekiem z zasadami. O czym mogła świadczyć chęć spełnienia obietnicy danej mojemu dziadkowi. Ale głęboko w sercu wiem, że również ma uczucia. I darzy nas niewyobrażalnie wielką miłością ojcowską.

Moja siostra była za młoda, zbyt młoda by uporać się z takim ciężarem. I chociaż dziecko to największy skarb, jaki może nas spotkać w życiu nie sądzę, by Esme była na to po prostu gotowa.

Uśmiechnęłam się jednak, kiedy spojrzałam na jej jasne kosmyki włosów, niedbale porozrzucane na poduszce. Otulały jej twarz, co dawało przeświadczenie, że sen miała spokojny. Jej usta były lekko rozchylone, a klatka piersiowa unosiła się i równomiernie opadała. Była taka bezbronna, kiedy jej ciałem władał Morfeusz.
Z niesamowitą ostrożnością wyswobodziłam się z ciepłych objęć kołdry i ubierając na ciało cieńki, aksamitny szlafrok, skierowałam bose stopy w stronę korytarza.

Każdy dzień samotnie rozpoczynający, zaczynałam od kubka gorącej kawy i przeglądzie najświeższych informacji ze świata. Lubiłam być doinformowana z każdej możliwej dziedziny. I chociaż nie byłam zagorzałą fanką polityki, co dzień słuchałam o nowych wiadomościach, które ważyły o losie poszczególnych państw.
Kiedy ekspres parzył jedną z moich ulubionych kaw, mój wzrok spoczął dłuższą chwilę na białym tulipanie, stojącym w wysokim i wąskim wazonie.
Miałam świadomość, że kolor który wybrał Ivan, nie był pierwszym przypadkowym. Biały kolor kwiatu tulipana oznaczał nieme słowo przepraszam i prośbę osoby, która ją podarowała o przebaczenie. A oboje mieliśmy co sobie wybaczać. Żal, który tlił się w naszych sercach, powoli gasł. I gdzieś w głębi serca miałam świadomość, że przyjdzie taki dzień, w którym wszystkie negatywne emocje zostaną zastąpione tymi pozytywnymi.

Jeden z przesądów, mówił również o tym, że białe tulipany oznaczają chęć rozpoczęcia nowego etapu w swoim życiu. I mimowolnie owy gest odebrałam tak, jakby Ivan chciał zacząć swoje życie całkiem od nowa. Być może ze mną, a może z całkiem kimś innym.
Kochałam go ale nie byłam pewna czy to gorące uczucie miłości nie przerodziło się w moim sercu w przyzwyczajenie. Bo być może, moje serce błędnie odczytywało uczucia względem Ivana.

Kiedy moje usta zanurzyłam w piance z mleka swojej kawy, moje kubki smakowe prawie oszalały. Miałam świadomość, że kawa pobudza mnie tylko przez chwilę, jednak to nigdy nie spowodowało, że odmówiłam sobie tego wspaniałego trunku.

Byłam tak pochłonięta wszelkimi rozmyśleniami, że nie zauważyłam nawet, kiedy u mojego boku stanęła Esme. Jej oczy wyrażały tylko zmęczenie i strach. Strach przed nieznanym i strach przed życiem, które może okazać się dla niej najtrudniejszym początkiem okresu, który ją czeka.

— Ariana... Są wyniki? — Jej lekko zachrypnięty głos, rozbrzmiał tuż nad moim uchem, nim przytuliła się do mojego ciała. Z kubkiem przy ustach obróciłam się w jej stronę tym samym, obejmując ją lekko, jedną wolną ręką. Była jedną z najbliższych mi osób na świecie i bardzo mocno przeżywałam jej stan.

ONLY US [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz