Wydawało mi się, że wskazówki zegara z sekundy na sekundę wydawały coraz głośniejszy dźwięk. Wpatrywałem się w nie przez kilka godzin, czekając aż wybiję godzina, która nie będzie oznaczała środka nocy. Moje myśli uciekały do zdarzeń poprzedniego wieczora, powodując że zatraciłem się w poczuciu czasu. Z wielkim trudem przetarłem dłońmi twarz, czując niewyobrażalne zmęczenie.
Wczoraj nie zatrzymałem Ariany, znałem ją na tyle dobrze, by zauważyć ile wysiłku kosztowało ją spotkanie ze mną. I miałem świadomość, że daleko nie mogła ode mnie uciec. Oczywiście mimo moich chęci nie zabiłem Jacoba wiedziałem, że Ariana nie byłaby zadowolona z tego faktu. Co w żadnym stopniu nie sprawiłoby, że ponownie by mi zaufała.
Kiedy zegar wybił ósmą rano, szybkim ruchem zgarnąłem kluczyki od samochodu i wybiegłem ze swojego domu, który nawiasem mówiąc nie zmienił się nawet w drobnym szczególe. Wszystko zostało tak jak było rok temu. I pomimo mojej nieobecności, Trish zadbała o to, by czuć było tu domowe ciepło.
Mijając ulicę Detroit zdałem sobie sprawę, że nie pasuje już do tego miasta, czułem się tu obco a jedyne co zaważyło na fakcie, że tutaj wróciłem to chęć zobaczenia Ariany. Była jeszcze piękniejsza niż rok temu, o ile w ogóle to możliwe. Jej brązowe włosy były trochę dłuższe. I pomimo tego, że w oczach widziałem zdezorientowanie to nadal lśniły delikatnością i pięknem. Poczułem ból w sercu zdając sobie sprawę, że jej delikatne i drobne dłonie przez cały miniony rok mogły poznawać ciało innego mężczyzny, a mnie zostały tylko wspomnienia. Wspomnienia jej dotyku, które wyryły w moim umyśle, niepokojąco głębokie bruzdy.
Kiedy dzieliło nas te niespełna osiemset kilometrów, życie bez Ariany wydawało się o wiele prostsze. Moment, w którym zobaczyłem ją ubraną w opinającą jej ciało suknie, sprawił że zapragnąłem pozabijać każdego mężczyznę, który na nią spojrzał. A tych spojrzeń było bardzo wiele. Kiedy brama do rodzinnego domu Ariany zaczęła powoli się otwierać, mocniej zacisnąłem dłonie na skórzanej kierownicy. Chciałem ją zobaczyć, ale pozostawało pytanie, czy byłem na to gotowy. Wczoraj ochoczo pragnąłem, by poświęciła mi chwilę na rozmowę, ale tak naprawdę nie wiedziałam jak mam ubrać w słowa wszystko co chce jej powiedzieć. Nie było takich słów, które opisałyby wszystkie moje czyny i uczucia względem niej.
Czy ją kochałem?
Nie wiem, nigdy nie darzyłem żadnej kobiety tym szczególnym uczuciem. Pieprzyłem i żegnałem, kiedyś tylko takie zasady królowały w moim życiu. Zmieniły się one, kiedy brunetka o wywróciła moje życie o sto osiemdziesiąt stopni.
Byłem mężczyzną z krwi i kości, który potrafił zabić człowieka patrząc mu prosto w oczy. W oczy Ariany nie potrafiłem spojrzeć, kiedy widziałem w nich tyle bólu i tęsknoty. Moje serce wtedy krwawiło ze wszystkich ran, które sam sobie zafundowałem. To, że powinienem trzymać ją jak najbliżej siebie i nigdy nie powinienem jej wypuszczać, dotarło do mnie dopiero wtedy, kiedy wylądowałem na lotnisku w Nowym Jorku. Ogarnęła mnie wtedy taka pustka, że przez kilka tygodni nie mogłem znaleźć sobie miejsca. Ale powiedziałem jedno słowo i musiałem się go trzymać. Było za późno na cofnięcie kroków. Jak wyglądałoby nasze życie, gdybym wtedy nie wyjechał? Nie mam pojęcia i tak naprawdę, nie miałem ochoty zagłębiać się w ten bolesny temat.
— Ivan? — Kiedy wysiadłem z samochodu a stopy postawiłem na eleganckiej kostce brukowej, dobiegł mnie głos starszego mężczyzny. Momentalnie obróciłem się w jego stronę, ze zdziwieniem stwierdzając, że mówił do mnie Georg, ubrany w zielone ogrodniczki, trzymając w rękach sekator.
— Dzień dobry, Panie Reeve. — Delikatny uśmiech przyozdobił moją twarz, kiedy podszedłem do jego osoby.
— Miło Cię widzieć, co Cię do mnie sprowadza? — Wytarł lekko ubrudzoną dłoń w spodnie i wysunął ją w moją stronę. Bez zastanowienia odwzajemniłem jego gest.
CZYTASZ
ONLY US [+18]
Roman d'amourCZĘŚĆ 2 Pierwsza części książki to: ONLY YOU Kiedy Ivan postanowił zostawić Ariane, jej serce rozpadło się na milion kawałków. Nie potrafiła dostrzec w jego decyzji żadnych pozytywnych skutków. Musiała nauczyć się pokonywać każdy dzień, dręczona jeg...