ROZDZIAŁ 14

4.2K 106 25
                                    

Vitarelli POV
Kilka godzin wcześniej.


Nie wiedziałem jak pozbierać myśli po informacji, które poprzedniego wieczora usłyszałem od przyjaciela. Noc była dla mnie koszmarem i z nieukrywaną ulgą dostrzegłem, że dochodziła piąta rano, kiedy zdecydowałem się wstać z łóżka. Wszystkie pomieszczenia owiane były mrokiem, ale nie przeszkadzało mi to. Nie przeszkadzało mi to od momentu, w którym w moim sercu zapanował mrok, kiedy moje myśli powracały nieustannie do Ariany.

Byłem zły ale czy mogłem winić kogoś innego niż siebie? Sam prosiłem Arianę, by była szczęśliwa, a w momencie w którym jej szczęście może zostać spełnione, ja obrażam się na cały świat. To niedorzeczne.

Po omacku pokonywałem drogę z sypialni do kuchni, którą znałem na pamięć.
Jednak nie przewidziałem tego, że pod moją nieobecność Trish postanowiła zmienić trochę wystrój korytarza i postawić w nim kilka metalowych kwietników z zielonymi badylami. Przypomniałem sobie o tym, kiedy z impetem uderzyłem w jeden z nich swoją nogą. Z mojego gardła wydobył się nic nieznaczący syk, w porównaniu z hałasem wywołanym uderzeniem doniczki o posadzkę.

- Ja pierdole!

Hałas, który spowodowałem prawdopodobnie mógł obudzić Trish i resztę ludzi, którzy aktualnie przebywali w moim domu. Oprócz kobiety, która gotowała mi pyszne obiady i starała się zachować tutaj czystość, jeden z pokoi zajmował Andreas, mój wieloletni pracownik ochrony i kilku jego ludzi, którzy zawsze mieli oko na moje otoczenie. Zrezygnowałem z dalszego pokonywania domu po omacku i kiedy odnalazłem włącznik światła, od razu go użyłem. Kiedy światła otuliły pomieszczenie, spojrzałem w dół. Przerażające a jednocześnie zabawne, było to o czym pomyślałem niemal od razu widząc roztrzaskaną doniczkę.

Rozbiła się na kilka małych kawałków, dosłownie tak jak moje serce, kiedy wyobrażałem sobie Arianę w ramionach innego mężczyzny. I nie chodziło tutaj o to, że nie przepadałem zbytnio za Jacobem.
Nie chodziło mi w ogóle o interpersonalną niechęć. Ja po prostu nie mogłem patrzeć na jakiegokolwiek mężczyznę przy boku Reeve. Długo starałem się zaakceptować Joe i w końcu mi się to udało, ale on był jej przyjacielem od bardzo długiego czasu. Więc nie traktowałem go jako potencjalnego rywala o zabieganie jej serca.

- Ivan? Co się stało? - Usłyszałem zachrypnięty głos kobiety, tuż za moimi plecami. Momentalnie odwróciłem się w jej stronę, napotykając rozbiegane i lekko zaspane oczy.

- Przepraszam Trish, nie zauważyłem tego badyla.

- Ivan! To nie badyl tylko drzewko szczęścia. - Głos Trish był teraz lekki i lekko zabarwiony szczęściem, kiedy tanecznym krokiem podeszła do mojej osoby i nachyliła się, by chwycić w dłonie kwiata.

Z grymasem na twarzy analizowałem jej słowa i chociaż nie chciałem jej zranić, musiałem powiedzieć jej to co nasuwało mi się na usta.

- Zabierz z tego domu, te wszystkie śmieszne drzewka szczęścia.

- Ale Ivan...

- Nie wierzę w takie zabobony.

Odszedłem, pozostawiając ją na środku korytarza z kwiatem w ramionach. Czułem jej wzrok na plecach, kiedy spokojnym krokiem pokonywałem stopnie schodów, prowadzące w dół domu.
Będąc w kuchni od razu stanąłem przy czarnym i błyszczącym czystością ekspresie. Wybrałem program czarnej mocnej kawy i w ciszy, czekałem na upragniony napój. Coś musiało postawić mnie na nogi, po nieprzespanej nocy.

ONLY US [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz