— Ale rozpierdol. Ale ładne. — odezwał się Kuba, gdy wszedł do mojego mieszkania, przez co się zaśmiałam.
— Bipolar. — zatrzasnęłam drzwi i ruszyłam do salonu, a następnie znów usiadłam przy dużej sztaludze.
Ale miał rację. Tu po prostu panował jeden wielki syf.
— Już rozumiem, co znaczy artystyczny nieład. Widzę, że powrót do starej pasji. — powiedział ze śmiechem i zaczął się rozglądać po pomieszczeniu.
Wszędzie stały płótna, jakieś mniejsze i większe obrazy, a na stole były porozwalane farby, gazety i pędzle.— Uspokaja mnie to i mam taką wenę... — westchnęłam i wróciłam do malowania, które przerwał mi chłopak swoim przyjściem. Przyciągnęłam jedno kolano do swojej klatki piersiowej, stawiając stopę na drewnianym stołku. — Jak jesteś głodny, to zostało trochę makaronu.
— Oczywiście, że jestem. — wstał z kanapy, a po chwili wrócił z pełnym talerzem. — Jak na ciebie patrzę i słucham tej muzyki, to się czuję mądrze.
Powiedział, wskazując głową na telewizor, z którego leciała muzyka klasyczna. Nie umiałam malować przy niczym innym.
— Zrobisz mi kawę? — poprosiłam, a on pokiwał głową. — W tym dużym kubku.
Nie musiałam długo czekać na napój. Podziękowałam i upiłam dużego łyka, a następnie odstawiłam naczynie na stół.
Blondyn ułożył się na kanapie i wtulił w poduszkę, po czym zaczął opowiadać mi o swoim dniu.— Ok, dość na razie. — powiedziałam i wstałam, a następnie zaczęłam myć pędzle. — Bardzo śmierdzi farbami jak się wchodzi?
Zapytałam, otwierając balkon, a chłopak otworzył szerzej oczy i zdecydowanie pokiwał głową.
No, cóż.
— Robimy coś? — zwróciłam się do niego, ale zanim jeszcze zdążył odpowiedzieć, jęknęłam. — Zapomniałam, że dziś niedziela.
Usiadłam zmarnowana na kanapę, a Kuba zmarszczył brwi.
— Ada, jest wtorek.
— Hm? — spojrzałam na niego, a następnie na datę na laptopie. Miał rację. — Jak to?
Przymknęłam oczy, byłam lekko zdezorientowana. Przetarłam twarz dłońmi.
— Idę pod prysznic.
Wróciłam do salonu, umyta i przebrana, a Dąbrowski spojrzał na mnie i odezwał się niepewnie.
— Jak z Michałem?
— Nie gadaliśmy. — wzruszyłam ramionami. — Nie wiem gdzie mój telefon. Powinien gdzieś być, przecież z tobą rozmawiałam...
— Nie rozmawiałaś od paru dni. Ada, co się z tobą dzieje?
— Nic. — odpowiedziałam, ale on nadal czekał na odpowiedź. — Nie wiem, nie śpię prawie, ciągle maluje, bo mi to pomaga nie myśleć. Jestem wykończona, Kuba. Cud, że zjadłam dziś obiad.
Wypaliłam i położyłam się na kanapie, a następnie wtuliłam w chłopaka. Pojedyncza łza spłynęła mi po policzku. Naprawdę byłam zmęczona.
Dąbrowski pogładził mnie po plecach.— Chodź, pójdziemy na spacer. Chociaż krótki, ale skoro ciągle tu siedzisz, to przyda ci się.
Podniosłam się i pokiwałam głową.
— Już mi lepiej, dziękuję. Nie mów nikomu. — poprosiłam, łapiąc go pod rękę, gdy byliśmy na zewnątrz, a on spojrzał na mnie pytająco. — No, że tak naprawdę jestem pizdą.
Blondyn się zaśmiał, ale pokiwał głową, a między nami zapadła cisza, zagłuszana przez dźwięki naszych kroków i miasta, którą po chwili przerwałam.
— Myślisz, że powinnam dać mu szansę?
— Powinnaś zrobić to, co czujesz, Ada. Jeśli mam być szczery, jestem na niego wkurwiony. I w ogóle, uważam, że jesteś na niego zbyt dojrzała. W sensie, lubię go. Znaczy aktualnie niezbyt. Wiesz, o co chodzi... — westchnął. — Ale wasz związek był taki inny. Nie pokłócilibyście się o głupotę. Skoro się zastanawiasz, to chcesz tego jakoś w głębi serca, więc możesz spróbować. Ale niech on się wysili...
— Pojadę do niego. — wypaliłam. — Chodź, odwiozę cię przy okazji.
— Nie do końca o to mi chodziło. — zaśmiał się. — Jesteś moim ulubionym typem człowieka, Ada.
Zaparkowałam na podjeździe i opuściłam swój samochód. Wybrałam numer Matczaka i oparłam się o drzwi samochodu. Wzięłam bucha z iqosa, którego niedawno kupiłam i spuściłam wzrok na moje buty.
— Halo? Jesteś w domu? — zapytałam, gdy chłopak odebrał. Od razu przytaknął. — Wyjdziesz na zewnątrz?
— Jasne.
Mieliśmy coś, czego nie miałam z nikim innym. Wiedzieliśmy o sobie tak dużo, spędzaliśmy razem tyle czasu i nie mieliśmy siebie dosyć. My praktycznie mieszkaliśmy razem.
Kurwa, ja wiedziałam, że jeśli wejdę w związek, to będzie musiał to być taki związek, o który warto walczyć. Więc walczmy i zobaczymy, czy wygramy bitwę.W końcu zobaczyłam bruneta, wychodzącego z domu, więc ostatni raz zaciągnęłam się używką.
— Wybaczam. — powiedziałam, gdy tylko przede mną stanął. Uśmiechnął się szeroko i chciał mnie pocałować, ale zatrzymałam go, kładąc dłoń na jego klatce piersiowej. — Po pierwsze, na powrót do związku musisz zasłużyć. Po drugie, wybaczam nie zapominam. Po trzecie, jak odpierdalasz po alko i ziole, to może czas przystopować? Nie ograniczam, sugeruję.
Uśmiech nawet na moment nie zniknął mu z twarzy. Pokiwał głową, komunikując przy tym, że rozumie, a ja odepchnęłam się od auta.
Zanim wsiadłam, spojrzałam na niego i zaśmiałam się lekko.— Ładnie się opaliłeś, na tym wyjeździe.
// miłego poniedziałku i całej reszty tygodnia słodcy!!!!
CZYTASZ
umrzemy wolni | MATA
FanfictionCZĘŚĆ PIERWSZA (część druga: sygnał by wstawać | MATA) - Jak się czujesz? - zapytał. - Z czym? - odpowiedziałam pytaniem, a on wzruszył ramionami. - Ze wszystkim. Zaciągnęłam się używką. - Chujowo. - przeniosłam wzrok z ziemi na niego. - [...] chwi...