chapter twenty-five

3.7K 141 23
                                    

— Ale rozpierdol. Ale ładne. — odezwał się Kuba, gdy wszedł do mojego mieszkania, przez co się zaśmiałam.

— Bipolar. — zatrzasnęłam drzwi i ruszyłam do salonu, a następnie znów usiadłam przy dużej sztaludze.

Ale miał rację. Tu po prostu panował jeden wielki syf.

— Już rozumiem, co znaczy artystyczny nieład. Widzę, że powrót do starej pasji. — powiedział ze śmiechem i zaczął się rozglądać po pomieszczeniu.
Wszędzie stały płótna, jakieś mniejsze i większe obrazy, a na stole były porozwalane farby, gazety i pędzle.

— Uspokaja mnie to i mam taką wenę... — westchnęłam i wróciłam do malowania, które przerwał mi chłopak swoim przyjściem. Przyciągnęłam jedno kolano do swojej klatki piersiowej, stawiając stopę na drewnianym stołku. — Jak jesteś głodny, to zostało trochę makaronu.

— Oczywiście, że jestem. — wstał z kanapy, a po chwili wrócił z pełnym talerzem. — Jak na ciebie patrzę i słucham tej muzyki, to się czuję mądrze.

Powiedział, wskazując głową na telewizor, z którego leciała muzyka klasyczna. Nie umiałam malować przy niczym innym.

— Zrobisz mi kawę? — poprosiłam, a on pokiwał głową. — W tym dużym kubku.

Nie musiałam długo czekać na napój. Podziękowałam i upiłam dużego łyka, a następnie odstawiłam naczynie na stół.
Blondyn ułożył się na kanapie i wtulił w poduszkę, po czym zaczął opowiadać mi o swoim dniu.

— Ok, dość na razie. — powiedziałam i wstałam, a następnie zaczęłam myć pędzle. — Bardzo śmierdzi farbami jak się wchodzi?

Zapytałam, otwierając balkon, a chłopak otworzył szerzej oczy i zdecydowanie pokiwał głową.

No, cóż.

— Robimy coś? — zwróciłam się do niego, ale zanim jeszcze zdążył odpowiedzieć, jęknęłam. — Zapomniałam, że dziś niedziela.

Usiadłam zmarnowana na kanapę, a Kuba zmarszczył brwi.

— Ada, jest wtorek.

— Hm? — spojrzałam na niego, a następnie na datę na laptopie. Miał rację. — Jak to?

Przymknęłam oczy, byłam lekko zdezorientowana. Przetarłam twarz dłońmi.

— Idę pod prysznic.

Wróciłam do salonu, umyta i przebrana, a Dąbrowski spojrzał na mnie i odezwał się niepewnie.

— Jak z Michałem?

— Nie gadaliśmy. — wzruszyłam ramionami. — Nie wiem gdzie mój telefon. Powinien gdzieś być, przecież z tobą rozmawiałam...

— Nie rozmawiałaś od paru dni. Ada, co się z tobą dzieje?

— Nic. — odpowiedziałam, ale on nadal czekał na odpowiedź. — Nie wiem, nie śpię prawie, ciągle maluje, bo mi to pomaga nie myśleć. Jestem wykończona, Kuba. Cud, że zjadłam dziś obiad.

Wypaliłam i położyłam się na kanapie, a następnie wtuliłam w chłopaka. Pojedyncza łza spłynęła mi po policzku. Naprawdę byłam zmęczona.
Dąbrowski pogładził mnie po plecach.

— Chodź, pójdziemy na spacer. Chociaż krótki, ale skoro ciągle tu siedzisz, to przyda ci się.

Podniosłam się i pokiwałam głową.

— Już mi lepiej, dziękuję. Nie mów nikomu. — poprosiłam, łapiąc go pod rękę, gdy byliśmy na zewnątrz, a on spojrzał na mnie pytająco. — No, że tak naprawdę jestem pizdą.

Blondyn się zaśmiał, ale pokiwał głową, a między nami zapadła cisza, zagłuszana przez dźwięki naszych kroków i miasta, którą po chwili przerwałam.

— Myślisz, że powinnam dać mu szansę?

— Powinnaś zrobić to, co czujesz, Ada. Jeśli mam być szczery, jestem na niego wkurwiony. I w ogóle, uważam, że jesteś na niego zbyt dojrzała. W sensie, lubię go. Znaczy aktualnie niezbyt. Wiesz, o co chodzi... — westchnął. — Ale wasz związek był taki inny. Nie pokłócilibyście się o głupotę. Skoro się zastanawiasz, to chcesz tego jakoś w głębi serca, więc możesz spróbować. Ale niech on się wysili...

— Pojadę do niego. — wypaliłam. — Chodź, odwiozę cię przy okazji.

— Nie do końca o to mi chodziło. — zaśmiał się. — Jesteś moim ulubionym typem człowieka, Ada.

Zaparkowałam na podjeździe i opuściłam swój samochód. Wybrałam numer Matczaka i oparłam się o drzwi samochodu. Wzięłam bucha z iqosa, którego niedawno kupiłam i spuściłam wzrok na moje buty.

— Halo? Jesteś w domu? — zapytałam, gdy chłopak odebrał. Od razu przytaknął. — Wyjdziesz na zewnątrz?

— Jasne.

Mieliśmy coś, czego nie miałam z nikim innym. Wiedzieliśmy o sobie tak dużo, spędzaliśmy razem tyle czasu i nie mieliśmy siebie dosyć. My praktycznie mieszkaliśmy razem.
Kurwa, ja wiedziałam, że jeśli wejdę w związek, to będzie musiał to być taki związek, o który warto walczyć. Więc walczmy i zobaczymy, czy wygramy bitwę.

W końcu zobaczyłam bruneta, wychodzącego z domu, więc ostatni raz zaciągnęłam się używką.

— Wybaczam. — powiedziałam, gdy tylko przede mną stanął. Uśmiechnął się szeroko i chciał mnie pocałować, ale zatrzymałam go, kładąc dłoń na jego klatce piersiowej. — Po pierwsze, na powrót do związku musisz zasłużyć. Po drugie, wybaczam nie zapominam. Po trzecie, jak odpierdalasz po alko i ziole, to może czas przystopować? Nie ograniczam, sugeruję.

Uśmiech nawet na moment nie zniknął mu z twarzy. Pokiwał głową, komunikując przy tym, że rozumie, a ja odepchnęłam się od auta.
Zanim wsiadłam, spojrzałam na niego i zaśmiałam się lekko.

— Ładnie się opaliłeś, na tym wyjeździe.


// miłego poniedziałku i całej reszty tygodnia słodcy!!!!

umrzemy wolni | MATA Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz