6

1.1K 65 24
                                    

Kolejny ciekawy dzień, była sobota. Właśnie dzisiaj miałam iść na trening do Cobra Kai w którym będzie uczestniczyło więcej zainteresowanych przyszłych uczniów. Wstałam z łóżka i postanowiłam zrobić sobie małą rozgrzewkę. Zgadzałam się z senseiem w sprawie mojej słabej kondycji. Niełatwo żyć z astmą. Spojrzałam na siebie w lustrze. Byłam szczupłą osobą, jednak ręce miałam jak patyki, bez widocznych mięśni. Ledwo jedną pompkę umiałam zrobić. Lubiłam sport, jednak byłam zbyt chorowitą osobą na intensywniejszy wysiłek fizyczny.

Nie zwlekałam. Nie byłam typem osoby, która się szybko poddaję. Położyłam się na podłodze robiąc serie brzuszków. Czułam jak moje mięśnie brzucha zaczynają pracować. Nagle do mojego pokoju weszła mama.
-Ćwiczysz?
Zapytała stając w drzwiach. Usiadłam po turecku na podłodze.
-Tak, lekko opadłam z formy.
-Masz jakieś plany na dzisiaj?
Połknęłam nerwowo ślinę po czym spojrzałam na swój telefon.
-Taak, spotykam się dzisiaj z Miguelem.
Kobieta pokiwała głową.
-Możemy zamówić dzisiaj pizze kiedy wrócę, jeśli chcesz?
Zaproponowałam. Kobieta podeszła i spojrzała przez moje okno.
-Tak jasne.
Posłałam jej lekki uśmiech po czym rodzicielka wyszła z pokoju.

Była piętnasta, zaczęłam się szykować na trening. Napisałam krótko do Miguela, że zaraz wychodzę z domu. Po chwili znów usłyszałam dźwięk powiadomienia. Jednak nie był to Miguel tylko Eli. Pytał, czy pojawię się na treningu. Odpisałam mu, że będę. Zarzuciłam na plecy plecak i wyszłam na dwór. Przed swoim domem zobaczyłam ciemnowłosego.
-Witam karateko.
Zaśmiałam się na co on zrobił to samo równocześnie kręcąc głową.
-Musisz mi znaleźć lepsze przezwisko nie chcę być wagarowiczką do końca życia.
-Pomyślmy może chciałabyś być kobietą kot?
Zaśmiał się chłopak.
-Wolę batmana.
Żartowaliśmy całą drogę, a uśmiech nie chciał nam zejść z twarzy. W końcu dotarliśmy do dojo. Przed wejściem stało pełno osób. Jedną z nich był Eli który trochę spochmurniał na nasz widok.

-Wow, widzisz to?
Powiedział ze zdziwieniem Miguel.
-Co zrobił sensei, że przyszło tu tyle osób?
Byłam w szoku.
-Nie mam pojęcia. Dalej Batmanie ruszamy.
Powiedział uśmiechając się i patrząc w moje oczy.
-Lecę Robin!
-Ale z ciebie nerd.
Stwierdził ze śmiechem.
-Sam jesteś nerdem...nerdzie.
Przewrócił oczami równocześnie się uśmiechając.

-Hej Eli, Demetri.
Przywitałam się z chłopakami.
-Nadal nie jestem pewien czy to dobry pomysł. W końcu to bezsensowne bicie mordy.
-Nigdy nie widziałam większego flegmatyka.
Demetri spojrzał na mnie z otwartymi ustami. Eli dalej się nie odzywał. Spoglądał raz na mnie i raz na Miguela. W końcu drzwi się otworzyły. Wszyscy weszli do środka. Było około trzydziestu osób. Rozejrzałam się po sali. Był straszny gwar.

-CISZA!
Był to ten sam motywujący głos. Wszyscy ustawiliśmy się w pięciu  rzędach. Stałam obok Miguela, a za mną stał Eli.
Sensei przechodził obok nas, rzucając niemiłe komentarze.
-Fajna koszula.
Powiedział do Demetriego.
-Dzięki.
-Żartowałem.
Znowu nastąpiła cisza. Stałam w bez ruchu ze spuszczonymi rękoma.
-Ty warga. Tak do Ciebie mówię.
Rzucił nagle sensei w stronę Elia.
Obróciłam się w stronę chłopaka. Stał z wystraszoną miną.
-Przepraszam, ale nie wypada się naśmiewać z czyjegoś wyglądu.
Wtrącił Demetri.
-Tak? Mam nie wspominać o jego wardze? Może tego was uczą w szkole, ale w prawdziwym życiu ludzie nie zachowują się jak powinni. Skoro nie umiesz przyjąć wyzwisk jak przyjmiesz cios w zęby?
Spojrzałam wystraszona w stronę Miguela.
-Wzywając policję?
Odpowiedział Demetri.
-Stary zamknij się.
Wtrącił nagle Miguel. Wiedziałam, że to nie może się skończyć dobrze. Wymiana zdań między Senseiem a Demetrim nadal trwała. Nagle mężczyzna zaczął powoli podchodzić do chłopaka.
-Jasna cholera.
Szepnął Miguel. Nagle Demetri został powalony na ziemię tak samo jak ja wczoraj.
-To jest nauczka dla was wszystkich. Dobrze ją zapamiętajcie. Dobra warga..
-Proszę mnie tak nie nazywać.
Wtrącił Eli. Ten trening dobrze się nie skończy.
-Warga chce coś powiedzieć. Jesteś upośledzony?
-Chyba mam autyzm.
-Nie wiem co to, ale zapomnij o tym. Jeśli nie chcesz być wyzywany zrób sobie operację. 
Puściłam w stronę Miguela porozumiewawcze spojrzenie.
-Miałem zajęczą wargę to blizna z operacji.
-Czyli wyglądałeś gorzej, czy lekarz spaprał sprawę?
-Możemy zmienić temat?
-Jeśli ci to nie odpowiada zrób sobie tatuaż lub wydłób oko, nazwiemy cię piratem.
Chłopak nie miał siły na dalszą dyskusję i wyszedł z sali. Po chwili zerwałam się z miejsca by go dogonić.

-Eli?
Siedział samotnie na ławce. Spoglądał na podłogę. Spojrzał na mnie i znów odwrócił wzrok.
-Posłuchaj on taki jest. Po prostu jest ostry, mnie też zwyzywał kiedy tu byłam z Miguelem.
-Byłaś tu z Miguelem?
Spojrzał na mnie marszcząc brwi. Miał dziwny wyraz twarzy.
-Tak wczoraj. Ćwiczyliśmy samoobronę.
-Ćwiczyliście sami?
Otworzyłam usta.
-No tak z senseiem. O co ci konkretnie chodzi?
Chłopak pokiwał głową.
-Myślałem, że będziemy ćwiczyć razem, że razem spędzimy ten dzisiejszy dzień, ale nie ty musiałaś już dzień wcześniej umówić się z Diazem.
-Jesteś zły, że wczoraj z nim ćwiczyłam karate?
-Pisałem do ciebie, zastanawiałem się, dlaczego nie odpowiadasz a ty no tak byłaś z Miguelem, nic nowego.
Chwilę stałam w bezruchu.
-Byłam wczoraj zmęczona nie sprawdziłam telefonu.
Chłopak spojrzał mi w oczy.
-Ciekawe, dzisiaj też się szczerzyłaś przy Miguelu jak nie wiadomo co.
-Przyjaźnimy się Eli!
-Coś nie tak?
Nagle przerwał nam Miguel wchodząc do salki.
-Nie, właśnie wychodziłem. Miłego dnia gołąbeczki.
Rzucił sarkastycznie po czym opuścił dojo.
-Co się stało?
Otworzyłam szerzej oczy. Wpatrywałam się w drzwi przez które wyszedł Eli.
-Nie mam pojęcia.

Nie taka cobra straszna jak się wydaje (Hawk x Reader) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz