18 ~ część 2 ~

882 54 16
                                    

Minął miesiąc od zawodów karate, które wygrał Miguel. Jakimś cudem mogłam dalej chodzić na zajęcia do Cobra Kai z czego byłam bardzo zadowolona. Moja mama dalej pracowała u LaRusso, a relacje z moimi przyjaciółmi były tak dobre jak na początku, więc moje życie szło dobrą drogą. Jednym słowem żyć nie umierać.

Ćwiczyliśmy w dojo, kiedy nagle zjawił się trochę starszy mężczyzna. Mierzył każdego z nas przerażającym wzrokiem, przez który każdy czuł się niezręcznie. Stał tam może już dobre dziesięć minut.
-Przepraszam, a Pan to kto?
Zwrócił się w końcu Miguel, dość nieprzyjemnie w stronę mężczyzny.
-Jestem...
-John Kreese. Mój dawny sensei.
Wtrącił nagle Johnny, który wyszedł właśnie ze swojego gabinetu. Zapanowała cisza. Każdy był w szoku przez zdanie, które wypowiedział sensei. Mężczyźni stali na przeciw siebie nie odrywając od siebie wzorku. Było można wyczuć napięcie w powietrzu a cisza, która panowała w pomieszczeniu była stresująca.
-Jest pan senseiem senseia?
Dodał nagle nieśmiało Eli przerywając chwilę niezręczności. Kreese spojrzał na chłopaka lekko się uśmiechając.
-Nie zła armia Johnny. Widziałem wasze walki na mistrzostwach. Gdzie twój zwycięzca?
Miguel spojrzał na niego dość zmieszany.
-A no tak to ty.
-To nie armia tylko dzieciaki.
Znów mu przerwał sensei. Kreese wyjął z kieszeni cygaro po czym je zapalił. Buchnął Johnnowi dymem prosto w twarz na co blondyn zmrużył lekko oczy. Od razu można było zauważyć, że między nimi panował jakiś konflikt. Krees od samego początku jak wszedł do dojo śmierdział dymem z cygara. Od razu można było stwierdzić, że jest z niego dość nieprzyjemny typ, miał coś takiego w sobie.

-Nie chcę być nie miły, ale radzę ci stąd wyjść. Teraz.
Szczęka oraz pięści Johnnego się momentalnie zacisnęły.
-Oj Johnny.. Myślisz, że przyszedłem tu bez przyczyny? Wróciłem by złagodzić nasze stosunki.
Blondyn podniósł lewą brew.
-Pieprzysz.
Rzucił oschle.
-Zaraz...
Krees nagle przerwał kierując wzrok na mnie.
-No nie wierzę.
Poczułam się nagle nieswojo. Oczy mężczyzny prześwietlały mnie na wylot.
-KREES WYJDŹ!
Głośny krzyk senseia rozległ się po całym pomieszczeniu. O mało co Johnny nie chwycił mężczyzny za kołnierzyk koszuli. Przełknęłam nerwowo ślinę po czym spojrzałam na Miguela. Chłopak siedział  przerażony. Starszy mężczyzna machnął tylko dłonią.
-Niech będzie. Do zobaczenia Johnny, bo na pewno się jeszcze spotkamy.
Na twarzy Kreesa malował się przerażający uśmieszek. Mężczyzna włożył cygaro do ust po czym wyszedł z dojo. W sali nadal panowała głęboka cisza.
-Do roboty. Nie mamy całego dnia.
Dobry humor senseia prysnął momentalnie jak bańka mydlana. Wszyscy wstaliśmy na równe nogi i zaczęliśmy ćwiczyć uderzenia.

Po treningu zaprosiłam Elia do siebie do domu. Postanowiliśmy obejrzeć jakiś film i wspólnie cieszyć się z początku weekendu. Zamówiliśmy pizze po czym poszliśmy do mojego pokoju czekając na posiłek.
-Jak z Demetrim?
Chłopak wzruszył tylko ramionami, nie odwracając wzroku z ekranu komputera, na którym leciał film.
-Nie mam zamiaru utrzymywać kontaktu z tym frajerem.
Eli spojrzał na mnie zaciskając usta w linijkę. Czułam, że nigdy by nie chciał tego powiedzieć na głos, jednak chłopak był bardzo wierny swojemu dojo i jak na razie nie planował wybaczyć zdrady Demetriego. Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Najpewniej był do dostawca z jedzeniem. Zostawiłam chłopaka w pokoju idąc odebrać pizze. Po jakiś trzech minutach wróciłam do Elia. Chłopak stał przy moim biurku. Momentalnie obrócił się w moją stronę z wściekłym wyrazem twarzy. Nie miałam pojęcia o co chodzi chłopakowi, więc tylko zrobiłam zdziwioną minę. Jego wzrok przeszywał całe moje ciało. Położyłam pizze na łóżku.

-Coś nie tak?
Chłopak prychnął tylko marszcząc brwi. Zmierzył mnie z góry na dół przejeżdżając dłonią po twarzy, po czym poszedł w kierunku wyjścia ubierając równocześnie buty.
-Zaraz, co ty wyprawiasz? Okres masz czy co?
Zapytałam wściekła. Chłopak obrócił się w moją stronę.
-Na przyszłość lepiej chowaj swoje listy miłosne księżniczko.
-Zaraz co? O czym ty mówisz?
Eli po chwili wyszedł z domu.
-Eli do cholery jasnej!
Wpatrywałam się z niedowierzaniem w chłopaka, który odchodził w innym kierunku. Nie miałam pojęcia o co mu chodziło.

Nie taka cobra straszna jak się wydaje (Hawk x Reader) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz