13

1K 64 16
                                    

Następnego dnia postanowiłam urwać się z dwóch ostatnich lekcji i  odwiedzić dojo Johnnego. Strasznie bolała mnie decyzja mojej matki, ale nic na to nie mogłam poradzić. Już za wiele razy ją zawiodłam. Podzieliłam się moimi dzisiejszymi planami z Diazem na co chłopak powiedział, że pójdzie ze mną do dojo. Zdziwiłam się, że Miguel był chętny na wagary.

Dotarliśmy do Cobra Kai. Sensei robił coś w swoim gabinecie. Kiedy nas zobaczył wyszedł do nas, może miał nadzieję, że przyszliśmy z dobrymi nowinami, że jednak moja mama zmieniła zdanie. Jednak nic z tych rzeczy.
-Słyszałem o wczorajszej bijatyce.
Zaczął Johnny. Był lekko zmieszany tym, że nie wiedział, jak zacząć rozmowę.
-Miguel już ci wszystko powiedział sensei?
Zaśmiałam się na co Miguel się uśmiechnął. Doskonale wiedziałam, że chłopak już opowiedział senseiowi o naszych wyczynach w szkole, najpewniej chwaląc się równoznaczne jak załatwił przeciwnika.
-Oj i to jak.
Zaśmiał się mężczyzna. Tej reakcji się nie spodziewałam. Jeszcze nie usłyszałam śmiechu wydobywającego się z senseia. Ciekawe doznanie nie powiem.
-Chciałbym...może..emm.
Sensei plątał się w słowach. Był zestresowany. Coś z nim dzisiaj było ewidentnie nie tak.
Podniosłam brwi na co on wypuścił powietrze z ust i kontynuował.
-Chodźmy na burgery. Znam dobrą knajpę w mieście.
Jak powiedział, tak zrobiliśmy. Po paru minutach byliśmy w pabie. Zamówiliśmy jedzenie, a Miguel zaczął mówić o nowym ruchu, który zobaczył w Internecie i którego koniecznie chciał się nauczyć od senseia. Po chwili kelnerka przyszła z naszym zamówieniem. Jedzenie wyglądało pysznie. Wszscy zaczęliśmy jeść jeszcze ciepłe burgery.

-Jestem z was dumny.
Powiedział niespodziewanie mężczyzna. Byłam z Miguelem w szoku. Nasze miny wyrażały tyle emocji, jednak żadne z nas nie mogło wykrztusić nawet słowa.
-Chciałbym żebyście wiedzieli, że jesteście dla mnie bardzo ważni. Pamiętajcie, że cokolwiek się stanie będę zawsze po waszej stronie. Nauka was to najlepsza rzecz jaka mnie spotkała w życiu.
Sensei w tym momencie był taki szczery. Łzy same naleciały mi do oczu. Szybko przetarłam ręką twarz. Dawno nikt nie powiedział czegoś takiego w odniesieniu do mojej osoby. Fakt, że Miguel i ja wychowywaliśmy się bez ojca sprawiał, że czuliśmy, że Johnny jest tym męskim odpowiednikiem, z którego braliśmy przykład. Właśnie w tym momencie uświadomiłam sobie jak bardzo brakowało mi karate. Opowiadaliśmy szczegóły bijatyki w szkole mężczyźnie na co on się uśmiechał.
-A wtedy uderzyłam go tak jak mi pokazałeś sensei i poleciał na ziemię...
-Było ich więcej od nas...
Oboje z Miguelem wchodziliśmy sobie w słowo. Johnny uśmiechał się na każde nasze wypowiedziane zdanie. Chyba mu bardzo ulżyło, że podzielił się z nami tym co mu leżało na sercu. Nie wiedziałam, że z senseiem można tak luźno pogadać, a tym bardziej nie wiedziałam, że mężczyźnie tak bardzo na nas zależy.

Minął tydzień od mojej kłótni z mamą. Pozwoliła mi wychodzić z znajomymi, jednak dalej nie odzyskałam zaufania w jej oczach. Tego dnia dostałam wiadomość od Elia czy możemy się spotkać. Naturalnie się zgodziłam.
Spotkałam się z chłopakiem w pobliskim parku. Była ładna pogoda, wręcz idealna na spacer. Czekałam na Elia na jednej z ławek obok małego placu zabaw. Przez słoneczny dzień na dworze biegało pełno małych dzieci. W końcu chłopak się pojawił. Spojrzał na mnie uśmiechnięty.

-To jakie mamy plany?
Zapytałam stając obok niebieskookiego.
-Trening.
Stwierdził bardzo zadowolony.
-Zaraz co?
Prychnęłam zdziwiona.
-Muszę zadbać o twoją formę, skoro nie możesz chodzić do Cobra Kai. Obiecałaś mi kiedyś trening, pamiętasz?
Powiedział szczerząc się jak dziecko.
-Ty musisz zadbać o moją formę?
Odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
-Co Martell boisz się, że będę lepszy?
Chłopak popatrzył głęboko w moje oczy, po chwili speszona odwróciłam wzrok.
-Niech będzie.
Rzuciłam, zawiązując swoje włosy w kucyk. Rozgrzewałam się, aż nagle chłopak nie czekając na mnie zaczął biec przed siebie.
-Hej!
Rzuciłam w stronę Elia. Dogoniłam go jednak on biegł coraz szybciej. Nie mogłam dać mu za wygraną. Dotrzymywałam mu kroku. W końcu chłopak wbiegł w zakręt. Biegnąc w sprincie nie zdążyłam skręcić, straciłam równowagę przez co poślizgnęłam się na ziemi. Eli podszedł do mnie lekko zdyszany. Leżałam na miękkiej trawie ciężko oddychając.
-Zrobiłeś to specjalnie.
Stwierdziłam na co on tylko się zaśmiał. Podał mi dłoń bym mogła wstać, jednak ja pociągnęłam go w swoją stronę przez co on również wylądował na ziemi, a raczej bardziej wylądował na mnie. Patrzyliśmy tak na siebie może z około minutę, jednak czułam jakby trwała ona wieczność. Serce zaczęło mi mocniej łomotać w piersi. Przez jego wzrok chwilowo można było zapomnieć o wszystkim, mogłam skupić się tylko na tych pięknych błękitnych oczach.

Eli po chwili speszony odwrócił wzrok. Wstał na nogi otrzepując równocześnie kolana z ziemi. Leżałam jeszcze chwilę nieruchomo na trawie. Czułam jakbym spieprzyła sprawę. Wstałam na równe nogi. Spojrzałam na niego nieco zmieszana.
-Dobra potrenujmy karate.
Dodał chłopak uderzając w dłonie. Dopiero teraz dostrzegłam na jego twarzy lekki rumieniec. Kiwnęłam lekko głową. Stanęliśmy naprzeciwko siebie, po czym lekko się ukłoniliśmy. Zaczęliśmy wymierzać w siebie kolejne ciosy. Nagle chłopak mnie kopnął po czym ściął moją nogę, przez co wylądowałam na ziemi.
-Co jest Martell, wyszłaś z formy?
Spytał uśmiechając się zwycięsko. Otrząsnęłam się, wstając szybko. Walczyliśmy dalej, walka była jednak wyrównana. Skończyliśmy, kiedy zaczęło się robić ciemno. Zaczął wiać miły, zimny wiaterek. Zmęczeni postanowiliśmy się zacząć zbierać do domu. Po drodze wstąpiliśmy do sklepu po wodę. Chłopak szedł mnie odprowadzić. Wolnym krokiem zmierzaliśmy obok, starego płotu oddzielającego domy od ulicy.

-Naprawdę nie da się w żaden sposób przekonać twojej mamy?
Zapytał spoglądając na mnie pijącą wodę.
-Sama nie wiem. Jak się uprze nic jej nie przekona.
Chłopak zacisnął usta. Na ulicy nie było widać żadnej żywej duszy. Jedynie światła lamp oświetlały nam drogę.
-Ale dzisiaj byłem lepszy od ciebie przyznaj.
Eli spojrzał na mnie dumny.
-Chyba żartujesz.
Rzuciłam rozbawiona.
-To co rewanżyk?
Dodał zadowolony.
-Jeszcze pytasz.
Odpowiedziałam uśmiechając się. Po chwili zaczęliśmy zadawać sobie kolejne ciosy. Śmialiśmy się przy tym niewyobrażalnie. Blokowałam jego kolejne ruchy, nagle chłopak popchnął mnie na płot przybliżając się niebezpiecznie. Nasze twarze oddzielało zaledwie kilka centymetrów. Czułam na sobie jego szybszy oddech.
-Wygrałem.
Rzucił nagle po czym złączył nasze usta w pocałunek. Był on jednak delikatny. Trwało to z kilka sekund, po chwili oderwaliśmy się od siebie. Czułam, jak paliły mnie policzki, a serce uderza jak szalone w moją klatkę piersiową. Eli sam był w szoku swoim wyczynem. Zrobił się cały czerwony na twarzy. Z jego ust zaczęły wydobywać się pojedyncze sylaby. Chłopak nie umiał złożyć żadnego słowa. Spoglądał na mnie oszołomiony, uśmiechnął się po czym nagle odszedł w innym kierunku. Dalej stałam jak wryta pod płotem. Wpatrywałam się w chłopaka, który odchodził w innym kierunku. Przełożyłam palec do swoich ust, dalej dobrze pamiętając doznanie. Po chwili zaczęłam się szczerzyć jak głupia, po czym postanowiłam udać się do domu.

Nie taka cobra straszna jak się wydaje (Hawk x Reader) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz