~Dwa lata wcześniej~
Zatrzymuje samochód na rogu ulicy i razem z moim przyjacielem Davidem wyglądamy przez okno samochodu. Jesteśmy w dość nieprzyjemnej uliczce. Ziemia była brudna od wymiocin, a budynki były z ciemnej cegły przez co dodawały mrocznego klimatu. Obserwowałam plagę ledwo chodzących ludzi, którzy wyglądali jak zombie, snujące się po ulicy. Nagle wśród nich podszedł do nas wysoki, blady, blondyn. Był tak chudy, że było widać jego wystające żebra przez przylegającą, białą koszulkę. Chłopak spojrzał na nas po czym uśmiechnął się radośnie.
-David! Kupę lat. Twoja dziewczyna?
Zapytał wskazując na mnie głową.
-Nie, nie to Y/N, przyjaciółka.
-Kumam, kumam. Chcecie gram tak?
Głos miał delikatny, ale lekko zachrypnięty. David pokiwał tylko głową.
-Robi się.
Wręczyliśmy blondynowi pięćdziesiąt dolców po czym on odszedł. W głębi duszy czuję, że już nigdy go nie zobaczę, jednak po chwili wraca z naszym towarem.-W porządku.
Rzuca David. Odjeżdżamy jego starym, czerwonym fordem. W radiu słychać kawałek Nirvany. Zaczęłam wymachiwać rękoma na co chłopak potrząsał energicznie głową. Przez otwarte okna samochodu wpadał lekki, ciepły wiaterek. Było już dość ciemno. Cudowne lato pomyślałam sobie. Znałam się z Davidem już ponad dobry rok. Staraliśmy przybywać ze sobą jak najwięcej czasu. Trzeba przyznać, że nasza przyjaźń była wyjątkowa.Zatrzymaliśmy się na wysokiej górce, z której było widać światła miasta. Chłopak wyjął dwie strzykawki.
-Czyste?
Zapytałam łapiąc przedmiot.
-Jak najbardziej.
Przygotowywałam się na kolejne doznanie. Oboje śmialiśmy się jak małe dzieci. Chłopak przygotowywał strzykawki. Kątem oka zobaczyłam, że jego porcja narkotyku była trochę większa od mojej.
-Nie przesadzasz trochę?
-Ciii jestem zawodowcem. - Zaśmiał się chłopak klepiąc równocześnie po swojej ręce.
Po chwili podał narkotyk do mojej żyły. Poczułam tą samą dobrą adrenalinę i rozluźnienie.Wyjęłam telefon z kieszeni by sprawdzić która godzina. Siedzieliśmy w tym aucie na odlocie już ponad godzinę. Podrapałam się po karku, spoglądając na małe migające światełka, które dochodziły z miasta. Zaczęłam się zastanawiać co mogą robić inni w tym momencie, kiedy ja z moim przyjacielem siedziałam tutaj będąc na niezłej fazie.
-David. Dawaj jedziemy coś zjeść.
Szturchnęłam chłopaka w ramię, jednak on nie odpowiedział.
-Stary?
Potrząsnęłam jego ramieniem. Dalej ani drgnął. W mojej głowie pojawił się najgorszy scenariusz. Poczułam, jak robi mi się nagle gorąco.
-O japierdole, tylko nie to, David!
Zaczęłam trząść chłopakiem. Spanikowana chwyciłam telefon i zadzwoniłam do swojej mamy. Słysząc każdy sygnał czułam, jak serce podchodzi mi do gardła. Po chwili kobieta odebrała.-Y/N?
-Proszę pomóż mi on chyba przedawkował, potrzebuje pomocy.
Mówiłam spanikowana. Ręce trzęsły mi się jak galareta. Nie miałam pojęcia jak pomóc przyjacielowi. Kobieta przez chwilę nie odpowiadała.
-Nie mogę ci pomóc Y/N. Musisz sama zadziałać.
-Proszę nie rozłączaj się, bardzo Cię potrzebuje ja..
-Zadzwoń po karetkę Y/N. Bardzo Cię kocham.
Przycisnęłam mocniej telefon do ucha. Łzy mi leciały jak szalone. Miło było znów usłyszeć jej głos chociaż na chwilę.
-Też Cię bardzo kocham.
Kobieta miała rację. W żaden sposób mi nie mogła pomóc, tylko dodatkowo zmartwiłam ją najpewniej tym telefonem.Po chwili sygnał się urwał. Stałam jak wryta, jednak zadzwoniłam po pogotowie. Kiedy ratownicy dotarli na miejsce stwierdzili u chłopaka zgon. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Usiadłam na ziemię płacząc jak dziecko. To był jeden z gorszych dni mojego życia.
CZYTASZ
Nie taka cobra straszna jak się wydaje (Hawk x Reader)
FanfictionKażdy posiada jakąś pasje. U jednych jest to muzyka, czy wyrażanie siebie w sposób artystyczny. U innych mogą być to sztuki walki takie jak boks, czy karate. Ja natomiast pokaże wam właśnie karate o którym wspominałam wcześniej. Karate które nauczył...