IV

87 4 0
                                        

Pov Martin

Wszedłem do domu, rzuciłem się na łóżko i włączyłem sobie muzykę na fula. Nie słyszałem wołania rodziców, którzy o dziwo się nawet nie pozabijali. Patrzyłem w okno słuchając muzyki, a dodatkowo leciały mi łzy po policzku. Nagle w ciemnym pokoju pojawił się wielki promień światła pochodzący od drzwi. Przetarłem łzy i wyjąłem słuchawki, po czym usłyszałem głos mojej siostry.

-Martin wołamy Cię od pół godziny. Zejdziesz do nas? -powiedziała do mnie

-Już chwilka, zaraz przyjdę -powiedziałem wstając z łóżka

-Oki to czekamy -powiedziała wychodząc z pokoju

Ogarnąłem się i zszedłem do nich. Siedzieli na kanapie jak wryci nic nie mówiąc. O co im chodzi? Ktoś umarł czy co? Oparłem się o ścianę i czekałem, aż ktoś się odezwie lecz nikt tego nie zrobił

-Więc? -spojrzałem na nich pytającym wzrokiem

Dopiero teraz ujrzałem czarnowłosego, wysokiego, umięśnionego i nawet przystojnego chłopaka. Ubrany był na czarno i siedział za równo cicho jak oni. Nagle mój tata przerwał ciszę.

-Martin. Ze względu na Twoje bezpieczeństwo, o które chcemy znów zadbać dostaniesz ochroniarza. Będzie podążał za Tobą cały czas -spojrzał na mnie

Nie.. To nie może być prawda. Znów to samo. Ja rozumiem jestem popularny, a moi rodzice to cholernie bogaci ludzie ale to nie jest powód żeby znów tak się działo.. Spojrzałem na niego gniewnym wzrokiem i głośno westchnąłem.

-Uwierz mi dam sobie radę -rzekłem lekko zdenerwowany

-Martin -mama się wtrąciła -my chcemy dla ciebie dobrze naprawdę wiemy, że dałbyś sobie radę ale musimy o to zadbać -rzekła

Wywróciłem oczami i westchnąłem. Nagle ON do mnie podszedł. Byłem wkurzony i nie miałem ochoty mieć jakieś ochroniarza. Sam sobie umiem poradzić do cholery..

-Ryan -wyciągnął rękę w moim kierunku, a ja nie chętnie podałem mu ją z powrotem

-A Wiktoria czemu nie ma "ochroniarza"? -zaakcentowałem cudzysłowem w powietrzu ostatnie słowo

-Wiktoria nie to inna sprawa słonko -rzekła mama na co Wiktoria się zaśmiała

Odwróciłem się na pięcie i zacząłem iść w stronę schodów gdy nagle poczułem dłoń na swoim ramieniu. Obejrzałem się i to był nie kto inny jak on.. Czego on do chuja ode mnie chcę?

-Czego? -warknąłem

-Masz tu mój numer, zapisz go sobie i w razie co dzwoń -wepchnął mi w dłoń skrawek papieru i zniknął gdzieś w głębi domu

Tak jak prosił tak i zrobiłem. Wpisałem go jako Zjeb i udałem się do pokoju. Rzuciłem się na łóżko i z racji iż było już późno usnąłem. Obudziłem się wcześnie, wcześniej niż zawsze. Postanowiłem zejść na dół i zrobić sobie magiczny napój, który zawsze mi pomaga na złe dni. Oczywiście nie ma niczego lepszego niż świeża kawa o poranku. Oparłem się o blat i powoli pijąc kawę patrzyłem w widok zza oknem, gdy nagle usłyszałem kroki. Rodzice to nie mogli być ponieważ nie wstali by przed 7, a Wiktoria wyjechała w nocy do siebie. Nagle zza rogu wyłonił się Ryan bez koszulki i usiadł przy stole. Położył głowę na stolę i przeklinał pod nosem. Aż szkoda mi się go zrobiło.

-Wiesz, że nie musiałeś tak wcześnie wstawać? -rzekłem z udawanym uśmiechem

Na co on tylko prychnął i spojrzał na mnie tym swoim wzrokiem. Podniósł lekko kącik ust do góry i rzekł.

Bogacz i ochroniarz /bxb/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz