XI

42 1 0
                                        

Witam ponownie moi drodzy. Troszkę moja nieobecność się przeciągnęła lecz wstawiam dziś w zamian dłuższy rozdział. Miłego czytania

*          *          *

Notatka z pamiętnika Martina

Dzisiejszego popołudnia było całkiem przyjemnie lecz to co przyjemne zawsze się musi skończyć albo na stałe albo na jakiś czas. Nie mam już sił walczyć z tym wszystkim. Wszystko zaszło za daleko, a ja jak zawsze udaję, że wszystko jest w porządku lecz dobrze wiem, że tak nie jest. Po kłótni z ojcem znów wróciło wszystko co się stało kilka lat temu. Przepraszam cię mamo i Wiktoria za to co teraz zrobię. Pamiętajcie, że was kocham...
                                                                                                                                   Martin

Martin

Odłożyłem pamiętnik na biurko i usiadłem na łóżku. Oparłem ręce o nogi i wsadziłem w nie głowę po czym zalałem się łzami. Po kilku minutach kucnąłem przy łóżku i sięgnąłem ręką pod nie po czym wyjąłem małe drewniane pudełeczko w kolorze karmelu. Z powrotem usiadłem na łóżku po czym otworzyłem pudełeczko i wysypałem jego zawartość na materiał, który pokrywał moje łóżko. Z małego pudełeczka wyleciała spora ilość rzeczy, które zbierały się tu od dłuższego czasu. Popatrzyłem na jedną z nich czyli żyletkę, którą wziąłem do ręki i się zastanowiłem czy na pewno tego chcę. W tej chwili nie zbyt kierowałem się głosem rozsądku lecz głosem tego co się we mnie zbierało przez długi czas. Przyłożyłem ostrze do skóry po czym wbiłem je mocniej i przeciągnąłem po jednej z żył. Następnie zażyłem jakieś leki, które popiłem alkoholem. Nie wiem ile czasu minęło ale za pewne dosyć szybko odpłynąłem...

Wiktoria

Siedziałam już na lotnisku czekając na mój lot do Stanów. Nagle poczułam uczucie jakby coś się miało stać lub się dzieje. Zaniepokoiłam się, bo dość rzadko mi się to zdarzało, a jeśli już to oznaczało coś złego. Prawie, że od razu wyjęłam telefon i zadzwoniłam do swoich opiekunów lecz u nich było wszystko w porządku. Po chwili wykręciłam telefon do Martina lecz z początku był sygnał, a po jakimś czasie telefon został wyłączony. Zaniepokoiłam się tym bo nigdy tak nie robił. Natychmiast poinformowałam mamę, że coś jest nie tak z Martinem po czym zadzwoniłam do Ryana.

-No co tam młoda? -odpowiedział prawie wręcz od razu chłopak

-Wiesz co z Martinem? -wystrzeliłam bez przywitania

-Nie zbyt, a mam coś wiedzieć? -zapytał prawdopodobnie nie zdając sobie sprawy z tego co się działo

-Raczej powinieneś. Jakby wiem, że złożyłeś wypowiedzenie i pewnie też znam i powód ale to nie rozmowa na teraz. Jesteś w mieście? -zapytałam wstając z krzesła

-Ejj spokojnie. Co się dzieje? Tak jestem, podjechać po ciebie? Gdzie jesteś? -spytał idąc prawdopodobnie do samochodu

-Nie wiem co dokładnie ale Martin nie daje żadnego znaku życia -powiedziałam próbując powstrzymać się od łez -Na lotnisku, za ile byś był? -spytałam się wychodząc na wiosenne ciepło

-Kurde.. -nie mogłam zrozumieć co się działo po drugiej stronie słuchawki -Do 5 minut jestem -powiedział po czym usłyszałam przyśpieszenie i sygnał się urwał

-Tylko żeby mu coś się teraz nie stało -powiedziałam pod nosem idąc w kierunku parkingu

Dochodząc do parkingu zobaczyłam wjeżdżająca czarne auto z dużą prędkością. Machnęłam ręką dla kierowcy bo był lekko zdezorientowany po czym podjechał bliżej, a ja otworzyłam drzwi weszłam i zaraz je zamknęłam, a samochód ruszył z dużą prędkością.

Bogacz i ochroniarz /bxb/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz