Rozdział dwunasty

1K 101 27
                                    

x x x

Wiosenna aura już od paru dni była wyczuwalna w centrum Daegu. Przebiśniegi wraz z krokusami zdążyły zabarwić polanę, niedaleko której znajdował się wielki plac zabaw.  Na owej łące już wtedy zasiadały młode matki ze swoimi pociechami, by pleść wielokolorowe wieńce. 

Bawialnia wyposażona była raczej skromnie, bo znajdowała się na niej zardzewiała zjeżdżalnia, drabinki, karuzela (na której dzieci bały się kręcić, poza śmiałkami oczywiście) i dwie pary huśtawek.  Ulubionym i zarazem centralnym miejscem Kima była niewielka, pięciokątna piaskownica. Pięciolatek potrafił przesiedzieć nawet i parę godzin, byle by lepić piękne budowle. Nieraz prosił rodziców, by zamiast jednej butelki z wodą, brali dwie, by ten miał łatwiejszy dostęp do wilgotnego piachu. 

Chłopczyk w zależności od humoru tworzył różne rzeczy. Czasem monumentalne budynki, podobne do chińskich świątyń. Niekiedy odnajdywał się w wystawie potraw koreańskich, oczywiście takich niejadalnych. 

- Taehyungie, powinniśmy się zbierać. Mama na pewno przygotowała już obiad. - odezwał się do dzieciaka wysoki, czarnowłosy mężczyzna. Siedział na pobliskiej ławce z ukochaną gazetą, miał ją przy sobie prawie nom stop. Rzucał spojrzeniem na syna, co jakiś czas, by upewnić się, że nic mu nie dolega. Ten był zafascynowany swoją zabawą, ani razu nie zmarszczył noska. No chyba, że most zwodzony między dwoma kolumnami się walił. 

- Tato, jeszcze pięć minutek. - wyseplenił przedszkolak. 

- TaeTae. Pora wracać. - nie uginał się pod błagalnym spojrzeniem dzieciaczka. Kim widząc pewność siebie w postawie ojca, podniósł się z klęczek, by nieporadnie strzepać ze swoich spodenek piach. Odstawił foremki na miejsce, grzecznie podchodząc do starszego. 

Trzydziestopięciolatek, spojrzał zmartwiony na twarz młodziaka. Po chwili roześmiał się głośno, widząc mokrą stróżkę, ciągnącą się od jego nosa w dół. Ostatecznie skończyła swoją drogę w bawełnianym szalu. 

- TaeTae, co tata ci mówił o smarkaniu? - zapytał, jednocześnie wyciągając z tylniej kieszeni paczuszkę kolorowych chusteczek. Na papierku nadrukowane były postaci z bajek, szczególnie z króla lwa. 

Na początku mały chłopiec upierał się nawet, że nie chce dmuchać w tak piękną chusteczkę. Miałby zniszczyć podobiznę Simby? Nigdy w życiu!

 Pan Kim przystawił chustkę do nosa pięciolatka, który jak na zawołanie dmuchnął w nią. Mężczyzna wytarł pozostałości pod noskiem syna, dając mu słodkiego buziaka w sam środek czoła. W następstwie nałożył synkowi plecak w kształcie dinozaura, upewniając się, że chłopcu nie jest zimno. Mimo zapowiedzi wiosennych dni temperatury nadal były niskie. A przecież jako odpowiedzialny tata, nie mógł pozwolić, by jego młody mężczyzna zmarzł i nie daj boże się rozchorował. 

Dzieciak chwycił swoją małą rączką za rękę swojego ojca. Ciężko mu było dosięgnąć, ale finalnie dał radę. Przecież był wielkim, małym człowieczkiem! 

Na tamten moment nie było rzeczy, z jaką młodociany Tae nie poradziłby sobie. Na pytanie, kim chce zostać w przyszłości, odpowiadał:

- Astronautą! Lub malarzem, takim jak ten... Leonard Da Vinki? 

Wówczas cała rodzina Kim wraz z dziadkami i wujami, parskała śmiechem. Optymizm chłopca był przeuroczy. A jeszcze lepsza była dziecinna miłość, ta najszczersza i najczystsza, porównywalna do wód płynących w drogocennych skałach. 

Kolejną z ulubionych czynności TaeTae było rysowanie. Może niekoniecznie dało się rozpoznać, co jest na danym rysunku, jednak pięciolatek czerpał ze swojej twórczości szczęście. Raz pokazując swojej babci rysunek, na którym przedstawiona była ona wraz z wnuczkiem, ta zapytała: 

Slept with your crush | TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz