***
Neil, 14:00
- Powtarzam Pani, że nie wiem, co się dzieje! - krzyczałem wkurwiony na tę pielęgniarkę.
- Ale proszę się uspokoić, proszę nie krzyczeć - skarciła mnie brunetka. - Ma Pan jakieś dokumenty?
- Przepraszam, czy jest tu jakiś lekarz?! - zignorowałem ją i rozejrzałem się dookoła.
- Doktor Michelle Loren - podeszła do mnie niska blondynka. - Co się stało?
- Moja przyjaciółka straciła przytomność i krwawi z dróg rodnych - powiedziałem w miarę spokojnie.
- Gdzie ona teraz jest? - spytała.
- W moim samochodzie, nie wiedziałem, czy ktoś ją od razu przyjmie, dlatego tam została - odparłem idąc w kierunku wyjścia wraz z lekarką.
- Jej dane? - dopytała.
- Amelia Johnson - odpowiedziałem od razu.
- Johnson... - chwilę się zamyśliła patrząc w dokumentację. - Ach, tak... Była tu tydzień temu...
- Wie Pani, co się stało? Nie chciała mi nic powiedzieć - dopytywałem się zmartwiony.
- Nie jest Pan z nią spokrewniony, więc nie mogę udzielać takich informacji, przykro mi - powiedziała.
- To tu - wskazałem na samochód, przy którym stała zapłakana Louise.
- Niech Pani jej pomoże... - wyszeptała zmartwiona.
- Oddycha, ale krwawienie nie ustaje, jest bardzo silne - powiedziała pani doktor.
- Wezmę ją - powiedziałem od razu i wziąłem ją na ręce.
- Drugie piętro, sala numer 5 - powiedziała. - Proszę ją położyć na wolnym łóżku.
- Dobrze - odparłem i ostrożnie wszedłem po schodach, a za mną szła załamana Louise.
- Teraz musicie wyjść, nie jesteście rodziną - odparła lekarka wskazując na drzwi, a my posłusznie wyszliśmy na korytarz.
Co ja mam robić? Ona wyglądała tak jakby miała umrzeć. Ona nie może mnie zostawić, ona nie może tak po prostu odejść. Dlaczego krwawi akurat stamtąd, dlaczego nikt mi nie chce nic powiedzieć? Co ja mam, do kurwy, robić?!
- Powiesz mi, co jej się stało? - spojrzałem na siedzącą obok Louise.
- Nie wiem, czy mogę... - odparła cicho.
- Jeśli dotyczy to mnie to muszę wiedzieć - powiedziałem poważnie.
- Tydzień temu dowiedziała się, że jest w ciąży - uniosła swój wzrok na mnie wyczekując reakcji. - Z Tobą...
Co?
Jak to w ciąży?
Ze mną...?
- Co Ty mówisz? - spytałem niedowierzając. - Ale jak to...? Czemu mi nie powiedziała?
- Bo bała się, że ją zostawisz, i że nie będzie miała z czego żyć...
Boże...
To pytanie, które mi wtedy zadała...
Ona to źle odebrała...
Cholera... Teraz wszystko zaczyna mi się układać w jedną całość...
- Co to za pomysł? Nigdy jej nie zostawię - powiedziałem. - Ja ją... To moja przyjaciółka, nigdy bym jej nie zostawił. Fakt, że nie chciałem mieć teraz dziecka, ale przecież bym jej nie zostawił z tego powodu, Boże...
Kocham ją... Kocham moją przyjaciółkę...
- Jeśli coś jej się stanie to... - nie dokończyła, bo wpadła w wielki płacz.
- Nawet tak nie myśl - przytuliłem ją. - Ona jest silna, wyjdzie z tego...
Co ja pierdolę? O czym ja w ogóle mówię? Jestem hipokrytą, bo myślę tak samo jak ona, a pieprze o tym, że będzie dobrze.
- Co jej jest?! - podbiegłem do lekarki, która wyszła z sali.
- Nie mogę nic Panu powiedzieć - odparła.
- Ja już wiem, że ona jest w ciąży - zacząłem. - Ja jestem ojcem, chcę wiedzieć, co się dzieje.
- Dziewczyna poroniła, bardzo mi przykro - powiedziała, a mnie zabolało w klatce piersiowej. - Straciła bardzo dużo krwi, ale jej stan jest stabilny. Proszę czekać na dalsze informacje.
- Mogę się z nią zobaczyć?
- Jest nieprzytomna, proszę czekać cierpliwie, jest w dobrych rękach - uśmiechnęła się delikatnie, po czym odeszła.
- Przykro mi, Neil - podeszła do mnie Louise.
- Chcę być teraz sam - powiedziałem i poszedłem wzdłuż korytarza wchodząc do pustego pomieszczenia.
Usiadłem pod ścianą chowając twarz w dłoniach i zacząłem płakać, płakałem jak małe dziecko. Ona była w ciąży, ona była w ciąży ze mną, a ja nic nie wiedziałem. Ja nawet nie próbowałem się dowiedzieć. Tak bardzo chciałem się odezwać, tak bardzo chciałem do niej pojechać, ale nic nie zrobiłem. Jestem jebanym idiotą, bo powinienem przy niej być, a zamiast tego, siedziałem w domu i zastanawiałem się, czy ona sobie życzy mojego towarzystwa. To moja wina, że bała się mi powiedzieć, ale skąd mogłem wiedzieć, że ona... Nigdy jej nie zostawię, bo jest kobietą mojego życia i dziecko by tego nie zmieniło. Mam nadzieję, że w końcu powiem jej o moich uczuciach... Mam nadzieję, że jeszcze będę miał okazję, by to zrobić... Nie wiem, co jest gorsze, czy to, że poroniła, czy to, że nic mi nie powiedziała o ciąży, czy to, że dalej się nie obudziła czy to, że nie mogę nic zrobić, by jej pomóc... Ta bezsilność jest najgorsza...
17:00
- Gdzie byłeś tyle czasu? - spojrzała na mnie Louise.
Na szczęście już nie płakała. Płacz kobiety zawsze budził we mnie taki smutek i współczucie, że nie mogłem na to patrzeć, bo serce mi się krajało.
- Gdzieś w szpitalu, nieważne - odparłem. - Co z nią?
- Dalej się nie obudziła, ale na szczęście nic nie zagraża jej życiu - powiedziała.
- Ja muszę tam do niej wejść - powiedziałem i wszedłem do sali.
- Proszę Pana, tu nie można wchodzić - podeszła do mnie pielęgniarka.
- Ja muszę ją zobaczyć, rozumie to Pani? - spojrzałem na nią ze łzami w oczach.
- No dobrze, ale tylko na chwilę - powiedziała litościwie, po czym odeszła.
Usiadłem obok niej na krześle. Zaczesałem kosmyk jej włosów za ucho i patrzyłem na jej śliczną buzię. Chwyciłem jej dłoń i ją ucałowałem.
- Wiem, że wtedy palnąłem głupstwo z tymi dziećmi, ale naprawdę nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało... Przecież dziecko, by niczego nie zmieniło... Potrzebuję Cię tu, potrzebuję Cię w moim życiu, Amelia. Nieważne, czy będziesz tu sama czy z dzieckiem, ważne, że będziesz tu ze mną... - zacząłem szeptem. - Ja wiem, że nic nas nie łączy, ale chcę, żebyś wróciła, chcę znowu zobaczyć Twój piękny uśmiech, chcę znowu zatopić się w Twoich ślicznych oczach, chcę znowu usłyszeć Twój głos... Brak mi odwagi, by powiedzieć Ci, że Cię kocham...
- Kochasz ją? - usłyszałem głos jej przyjaciółki.
Kurwa... Jeszcze tego brakowało...
- Co...? - spojrzałem na nią paląc się z rumieńców i czując jak łza spływa mi po policzku.
- Nie udawaj, słyszałam - odparła podchodząc bliżej.
- O nic nie pytaj, bo to idiotyczne - powiedziałem wstając.
- Czemu tak uważasz? - spytała patrząc na mnie uważnie.
- Bo ona nigdy ze mną nie będzie...
***
CZYTASZ
ZYSKI
Romance"Każdy ma swój własny świat. Każdy ma swoich znajomych i swoje życie prywatne. Każdy ma swoją pracę i swoje własne problemy. Nas łączy jedynie seks, a nie jakaś pieprzona więź emocjonalna". Opowiadanie zawiera: - wulgaryzmy, - sceny erotyczne.