22. Spójrz na mnie

2K 40 0
                                    

***

Amelia

Mieliście kiedyś tak, że za wszelką cenę chcieliście coś powiedzieć, ale coś was powstrzymywało, że każdy szczegół waszej przemowy był dopracowany, jednak usta same się zamykały? Pustka i natłok myśli - paradoks, ale jakże to było prawdziwe. Będąc w drodze na komisariat w głowie miałam milion scenariuszy, wiedziałam co powiem i jak opiszę zaistniałą sytuację. Natomiast cały plan runął, gdy siedziałam w sali przesłuchań. W głowie miałam jedną wielką dziurę, z trudem sklejałam zdania, oddech stawał się czymś co paliło gardło i nie pozwalało wykrztusić ani jednego słowa. Patrzyłam to w ścianę, to na podłogę tylko po to, by uciec od tych spojrzeń, które wyrażały podejrzliwość, ale też troskę i współczucie. Każdy ruch, każde drgnienie powiek, każde słowo wypowiadane kolejno przez funkcjonariusza to przez panią psycholog było tak trudne do zrozumienia, że sama nie wiedziałam, jak się zachowywać. Odczuwałam powoli zmęczenie, ale gdy zamykałam na chwilę oczy od razu opanowywał mnie strach. Strach przed tym, że to się powtórzy, że nie poradzę sobie z tym, co się stało, że nikt mi nie uwierzy. Ale jeszcze bardziej niż o siebie bałam się o Neila, którego zabrano i do tej pory nie ma o Nim żadnych wieści. 

- Jak się Pani czuje? - spytała psycholożka bacznie mnie obserwując. 

- A jak mam się czuć? - prychnęłam. - Gdyby nie mój chłopak zostałabym zgwałcona i do tego nie wiem, co się z Nim teraz dzieje, ale tak poza tym to jest zajebiście.

- Proszę się uspokoić. Wszystko wskazuje na to, że niedługo będzie Pani mogła opuścić komisariat, a co do Pańskiego chłopaka to... Działał w obronie koniecznej, musiał zareagować tak, a nie inaczej. Nic mu nie grozi, po prostu taka jest procedura, musieli go zabrać. Gdy zezna i  Pańscy znajomi, którzy tam byli to potwierdzą to też go wypuszczą, proszę mi zaufać - uśmiechnęła się delikatnie, na co histerycznie uniosłam kąciki ust w górę i spojrzałam na ścianę, która wydawała mi się teraz niezwykle interesująca. 

Neil

Nie protestowałem. Nie wyrywałem się. Nie przeklinałem się w głowie za to, co zrobiłem, bo zrobiłem to w słusznej sprawie. Czułem, że jeśli ten skurwiel przeżył to będzie miał nauczkę i w przyszłości nie tknie już żadnej kobiety. Potrzebował solidnego wpierdolu, kogoś kto pokaże mu gdzie jego miejsce. W więzieniu dostanie sto razy więcej ciosów, zazna sto razy więcej bólu, ale wcale nie jest mi go szkoda, bo tacy ludzie nie zasługują na nic. Zeznałem wszystko tak, jak było naprawdę. Powiedziałem o tym, że ten człowiek od dłuższego czasu dręczył Amelię, że przychodził do niej do domu wbrew jej woli i do tego wysyłał obrzydliwe sygnały, które skończyły się tak, jak miałem okazję to zobaczyć, a mogło być znacznie gorzej. Zrobiłem to, by ulżyć samemu sobie, ale przede wszystkim, by ta sprawa w końcu się skończyła. Zostałem wypuszczony i natychmiast skontaktowałem się z Amelią.

W drodze powrotnej nie odezwała się do mnie ani słowem. Ja sam nie byłem w stanie nic powiedzieć. Tak jakby zasób moich słów wyczerpał się na komendzie. Byłem padnięty, ale patrząc na Amelię od razu zmęczenie znikało, bo ona wyglądała znacznie gorzej. Podkrążone oczy, policzki mokre od łez, suche usta, blada twarz z delikatnym siniakiem i zaschniętą krwią. Patrzenie na nią, gdy była w takim stanie było istną torturą. Najgorsze, że nie mogłem nic z tym zrobić. 

- Może powinniśmy pojechać do szpitala? - spytałem, gdy zaparkowałem tuż pod swoim domem. 

- Nie, wszystko jest dobrze, chcę się położyć - szepnęła wbijając wzrok w szybę. 

- Spójrz na mnie - poprosiłem, ale gdy tylko odwróciła się w moją stronę po jej policzku spłynęła łza. - Boże, kochanie... - powiedziałem najciszej, jak tylko mogłem całując ją w głowę. Natychmiast wyszedłem z samochodu i wziąłem ją na ręce. Szybkim krokiem ruszyłem do domu, a po chwili byłem już w mojej sypialni. Ostrożnie położyłem ją na łóżku zdejmując jej szpilki i sukienkę. Nałożyłem jej swoją koszulkę i przykryłem ją kocem. Zszedłem do kuchni, by przygotować jej coś do picia i wziąłem apteczkę. - Zdezynfekuję Ci ranę - powiedziałem, gdy wbiła we mnie swoje spojrzenie. - Wstań na chwilę, zrobiłem Ci herbatę... - usiadłem obok niej patrząc w jej smutne oczy, które powodowały, że miałem ochotę zabić tego skurwysyna za to, co zrobił. Przetarłem jej policzek wacikiem nasączonym wodą utlenioną, na co syknęła. Podałem jej kubek z ciepłym napojem, który od razu wypiła.

Gdy usnęła poszedłem pod prysznic. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że miałem całe zakrwawione ręce i górną część garderoby. Brudne ubrania rzuciłem gdzieś w kąt razem z sukienką Amelii. Gorąca woda sprawiła, że trochę się rozluźniłem, a przede wszystkim zmyła ze mnie krew tego skurwiela. Dłonie były pokryte lekkimi zadrapaniami i otarciami, ale to nic, w końcu zrobiłem to w dobrej wierze. Nie panowałem nad sobą i boli mnie to, że Amelia musiała na to patrzeć, że widziała we mnie kogoś bezwzględnego, kogoś kto nie cofnie się przed niczym. Mam nadzieję, że gdy się prześpi i wszystko sobie poukłada to nie będzie się mnie bała, bo przecież nigdy nie podniósłbym na nią ręki, po prostu wtedy zareagowałem bardzo gwałtownie, bo nie mogłem powstrzymać tej złości. Założyłem bokserki i udałem się w stronę łóżka, na którym leżała moja dziewczyna. Spała spokojnie, co bardzo mnie cieszyło. Położyłem się obok niej i utkwiłem wzrok w suficie. Wyobrażałem sobie, co by było gdybym nie zdążył. Na samą myśl, że ktoś mógłby ją skrzywdzić gotowało się we mnie. Ona nie zasługuje na to, by cierpieć. Chciałbym uchronić ją przed całym złem tego świata, ale wiem, że to jest cholernie trudne, wręcz niemożliwe. Na każdym kroku się o nią boję, bo znam ją jak własną kieszeń. Wydaje się być otwarta, rozrywkowa i odważna, a prawda jest taka, że jest niezwykle kruchą i nieśmiałą istotą, która potrzebuje kogoś, kto będzie się nią opiekować. Jestem tu po to, by jej to zapewnić. Przekręciłem się na bok tak, że mogłem się jej przyglądać. Widziałem jej rozluźnioną twarz, zamknięte powieki, malinowe usta, które tak lubiłem całować, a cały ten obraz psuł widok rany, którą zostawił po sobie człowiek nic jej niewarty, ktoś kto nie zasługiwał nawet na to, by na nią patrzeć. Bolało mnie to, że nie udało mi się temu zapobiec. Patrzyłem na nią głaszcząc jej włosy. Patrzyłem na nią i nie mogłem przestać się uśmiechać. Uśmiechałem się, a w moich oczach gromadziły się łzy. Po prostu kurewsko ją kocham i nie mogę pojąć, jak wyglądałoby moje życie, gdyby jej nie było. 

***

ZYSKIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz