Epilog

3.2K 47 14
                                    

***

Amelia

Jest noc. Idę ulicą w szarych dresach i czarnej bluzie. Nie wiem skąd wracam, ale wiem, że idę w kierunku swojego domu. Domu, w którym czekają na mnie moi rodzice. Jest cicho. Przeraźliwie cicho. Jedyne co jestem w stanie usłyszeć to mój nierównomierny oddech. Słyszę huk. Odwracam się. Nic nie widzę. Znowu cisza. Cisza tak przerażająca, że przeszywa całe moje ciało. Kolejny huk. Ponownie się odwracam. Znowu nic nie widzę. Wieje wiatr. Zaczyna kropić. Zakładam ręce na piersi i przyspieszam kroku. Wchodzę na przejście dla pieszych. Dźwięk nagłego hamowania. Krzyk. Uderzenie jednego samochodu o drugi. Patrzę w bok i widzę znajomy samochód. Wyciągam telefon. Wzywam pomoc, ale osoba po drugiej stronie nie odpowiada. Słyszę tylko jej śmiech. Rzucam urządzenie na chodnik i biegnę. Widzę krew i mnóstwo szkła. Słyszę szmer, ale nie wiem skąd dochodzi. Rozglądam się i widzę czarną postać. Słowa, które do mnie mówi odbijają się echem w mojej głowie: 

To ty ich zabiłaś. 

Postać znika, a ja podbiegam do jednego z samochodów. Do tego, który znam. Na miejscu pasażera siedzi mój tata, a za kierownicą moja mama. Nie mogę się do nich dostać. Coś blokuje mi przejście, a jedyne co słyszę to zdanie:

To ty ich zabiłaś. 

Zaczynam płakać. Krzyczę. Ale nikt nie słyszy. Uciekam. Jestem tchórzem. Nie wiem dokąd biegnę. Mijam osiedla i domy, które widziałam kilka minut temu. Kręcę się w kółko. Nie mogę przestać biec. Nie mogę zatrzymać swoich nóg. Biegnę, a ziemia pode mną się osuwa. Tracę grunt pod nogami i lecę w przepaść. Słyszę tysiące głosów: 

Nie byłaś dobrą córką. 

Zniszczyłaś wszystko. 

Gdyby nie ty to wciąż by żyli. 

Jesteś nikim. 

Jak mogłaś pomyśleć, że jesteś coś warta? 

Jak mogłaś być tak głupia myśląc, że ktoś mógłby cię pokochać? 

Spadam i nie ma niczego czego mogłabym się złapać. Spadam i czuję, że nie ma dla mnie żadnego ratunku. Próbuję krzyczeć, ale nie mogę wydać z siebie dźwięku. 

- Kurwa! - zrywam się z łóżka cała mokra od potu. 

- Amelia? - słyszę zaspany głos Neila. - Co Ci jest? Hej, słyszysz mnie?

- Muszę stąd wyjść - mówię ledwo słyszalnym głosem i przecieram twarz rękami. 

- Co się stało? - spytał z troską. - Zły sen?

- T-tak... - wyszeptałam, na co objął mnie ramieniem. - Która godzina?

- Dochodzi 10, wstajemy już? - spojrzał na mnie z uśmiechem. 

- Możemy, idę pod prysznic - powiedziałam znikając za drzwiami łazienki. 

Neil

- Na pewno wszystko okej? - spytałem widząc, że Amelia od godziny siedzi skulona pod kocem. 

- T-tak - powiedziała mało przekonująco, na co westchnąłem. 

- Skoczę do sklepu. Masz na coś ochotę? - wziąłem portfel i telefon z szafki. 

- Nie, dzięki - uśmiechnęła się delikatnie nie patrząc w moją stronę. 

- Ech, no dobra, to zaraz wrócę. Jak coś to dzwoń - powiedziałem wychodząc z pokoju. 

Poszedłem do sklepu głównie dlatego, by dać jej chwilę samotności. Nie wiem, co się stało, ale najwidoczniej nie chciała mieć towarzystwa. Może jak wrócę to uda mi się z niej coś wyciągnąć. Z myślą o poprawieniu jej humoru kupiłem makaroniki i wino. Zaszedłem jeszcze do kwiaciarni, bo wiem, że lubi kwiaty, w szczególności róże. Po około półgodzinie byłem z powrotem w hotelu. Stanąłem przed drzwiami naszego pokoju i otworzyłem je zastając tam widok, którego bym się w ogóle nie spodziewał. 

- Co ty robisz? - zapytałem wchodząc do środka, na co odwróciła się w moją stronę. Jej twarz nie wykazywała żadnych emocji. Po prostu patrzyła. Ale nie na mnie. Patrzyła gdzieś daleko, gdzieś gdzie tylko ona mogła coś dostrzec. - Amelia, co ty wyprawiasz? 

- Odchodzę - powiedziała, a mnie wbiło w ziemię. 

- Że co? Chyba sobie żartujesz? - zaśmiałem się histerycznie, ale jej usta ani drgnęły. - Nie rozumiem, dlaczego? 

- Nie zatrzymuj mnie i nie próbuj mnie szukać - wzięła swoją walizkę i podeszła do drzwi chcąc je otworzyć, ale złapałem ją za rękę.

- Amelia, co się dzieje, do cholery? - spytałem ze łzami w oczach. - Co zrobiłem nie tak? Nie możesz tak po prostu odejść. Nie możesz, słyszysz?

- Mogę, Neil i właśnie to robię - odparła, po czym odwróciła się i wyszła zostawiając mnie samego. Nie zrobiłem nic, żeby ją zatrzymać. Powinienem był to zrobić, ale co z tego, jeśli nie mogłem się ruszyć? Co z tej powinności, skoro powinienem wiedzieć, że ona nigdy mnie nie kochała. 

***

Dziękuję wszystkim, którzy dotrwali do końca. 

Zakończenie jest otwarte i pewnie niezbyt zadowalające. 

Ale tak musiało być. 

Trzymajcie się!

ZYSKIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz