25. Jestem na skraju

3K 40 2
                                    

***

Neil

Właśnie zmierzamy ulicami Paryża w stronę Luwru. Amelia ubrana jest w jeansowe szorty i czarną koszulkę. Włosy ma rozpuszczone i przy najmniejszym podmuchu wiatru delikatnie falują, co dodaje jej uroku. Wygląda zwyczajnie, nie ma w jej stroju nic szczególnego, a jednak nie mogę oderwać od niej oczu. Jej uśmiech mówi sam za siebie. Nie potrzebuję słów, żeby wiedzieć, że nigdy nie widziałem jej szczęśliwszej niż jest teraz. Czasami wyprzedza mnie energicznym krokiem, robi zdjęcia, zachodzi do okolicznych sklepów tylko po to, by wydłużyć jak najbardziej cały nasz dzień, by poznać nowe miejsca, by poznać ludzi i by z nimi porozmawiać. Nie mogę się nadziwić skąd w niej tyle energii i wigoru, jest nie do zatrzymania, a ja jedyne co mogę robić to podążać tuż za nią. Wiele ułatwia nam to, że Amelia mówi całkiem dobrze po francusku, więc z dogadaniem się z innymi nie mamy większych problemów. 

- Co powiesz na dobry obiad? - zapytałem, gdy wyszliśmy z muzeum sztuki. 

- Czekałam, aż o to zapytasz - zaśmiała się ukazując swoje proste zęby. - Znasz jakieś fajne miejsce? 

- Tak się składa, że rodzice zdradzili mi, gdzie jedli będąc w Paryżu, ale znam miejsce, które bardziej Ci się spodoba - puściłem jej oczko, na co się uśmiechnęła. 

Szliśmy zatłoczonymi ulicami trzymając się za ręce, a ja miałem wrażenie, jakbym trzymał w dłoni cały swój świat. Czułem się najszczęśliwszym facetem na Ziemi mając obok kobietę, która sprawia, że mój każdy dzień staje się lepszy. 

- Le Bouillon Chartier - przeczytała szyld na budynku, do którego podeszliśmy i spojrzała na mnie zaskoczona. - Skąd wiedziałeś? 

- Znam Cię - mruknąłem i przepuściłem ją w drzwiach. - Mamy zarezerwowany stolik. Chodź za mną - zaprowadziłem ją we właściwe miejsce nie zwracając uwagi na jej zdziwioną minę. Od razu zostaliśmy przywitani przez kelnera, który bardzo ochoczo oferował pomoc przy wyborze dań i wina. Gdy złożyliśmy zamówienie mogłem podziwiać Amelię, która rozglądała się po całym pomieszczeniu, przyciągając uwagę niektórych ludzi, ale ani jej, ani mnie to w ogóle nie obchodziło. Liczyło się tylko to, że ona tu jest, że siedzi naprzeciwko mnie i po prostu jest sobą. 

- Boże, tu jest cudownie - zachwycała się. - To połączenie prostoty z elegancją robi wrażenie. W dodatku to... - przerwała powracając na Ziemię. - Przepraszam - zasłoniła buzię ręką śmiejąc się. - Cały czas tylko gadam. 

- Nic nie szkodzi - uśmiechnąłem się. - Nie krępuj się, jesteśmy tu po to, by się dobrze bawić. 

- Dziękuję - szepnęła spuszczając wzrok. 

- Za co? - spytałem zaskoczony. 

- Za to, że będąc moim prezentem sam sprawiasz mi tyle prezentów - powiedziała, a mnie trochę zamurowało. 

- Nie masz za co dziękować, to sama przyjemność - uśmiechnąłem się gładząc delikatnie jej dłoń, a po chwili podszedł do nas kelner z naszym zamówieniem. Postawił wszystko na stole i zostawił nas w bardzo dobrym nastroju. 

- Wow - wydusiła z siebie. - To są niby same warzywa, ale... wyglądają i pachną po prostu wybornie - momentalnie wzięła do rąk sztućce i zaczęła jeść swoje ratatouille, a ja zabrałem się za jedzenie swojego dania jakim było quiche lorraine. Na deser zamówiliśmy sobie francuskie naleśniki - crepes - z różnymi dodatkami. Do tego kelner podał nam czerwone wino, po czym odszedł życząc nam miłego popołudnia. 

- Jestem pełna, ale żal nie skosztować - zaśmiała się, a po sekundzie miała pełną buzię. - Dobra, jednak jakieś miejsce się jeszcze znajdzie - wybełkotała biorąc kolejny kawałek, na co jedynie cicho się zaśmiałem kręcąc z niedowierzaniem głową. Była słodka. Była słodsza niż wszystkie te naleśniki razem wzięte. - Czemu nic nie mówisz? - spytała przełykając. 

ZYSKIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz