14. Wyglądasz strasznie

2.6K 46 0
                                    

***

Neil, 9:00

Zasnąłem nad ranem, ale niestety musiałem o 9 wstać do pracy. Zostałem przywitany lekkim bólem głowy, ale to normalne, w końcu bawiłem się wczoraj z alkoholem. Skierowałem się do łazienki i wziąłem gorący prysznic. Mam dwudniowy zarost, ale wyglądam w nim zdecydowanie lepiej niż bez niego. Ubrałem jeasny i białą koszulę. Oczywiście nie mogło zabraknąć perfum. No cóż, wyglądam tak jakbym wcale nie toczył tej nocy walki z samym sobą. Co prawda, widać na mojej twarzy zmęczenie, ale zawsze można to wytłumaczyć nieprzespaną nocą. Spakowałem do teczki potrzebne rzeczy i poszedłem do wyjścia. Wsiadłem do samochodu i pojechałem w stronę firmy. 

- Dzień dobry - przywitała się sekretarka. - Ma Pan spotkanie za 20 minut z przedstawicielami australijskiej firmy.

- Dziękuję, zrób mi kawę - poprosiłem czując, że zaraz padnę.

- Robi się - odparła krótko i poszła do bufetu.

Wszedłem do mojego biura i rozsiadłem się wygodnie na fotelu. Włączyłem laptop oraz przejrzałem parę ważnych dokumentów dotyczących dzisiejszego spotkania. 

- Proszę - powiedziałem, gdy usłyszałem pukanie do drzwi.

- Kawa dla Pana - uśmiechnęła się stawiając kubek na blacie. - Dobrze się Pan czuje? Może przełożyć to spotkanie?

- Wykluczone, wszystko jest w porządku, dziękuję za troskę - uśmiechnąłem się delikatnie przykrywając tym samym ogromny smutek i ból, który malował się na mojej twarzy.

- W takim razie miłego dnia - odparła radośnie i wyszła. 

Najważniejsza zasada: Moje życie prywatne nie może mieć wpływu na pracę i na atmosferę w niej panującą. Nie rozumiem dlaczego inni ludzie mają cierpieć tylko dlatego, że ja jestem nieudacznikiem albo zwyczajnie mam gorszy dzień, więc gdy jestem w firmie nie pozwalam sobie na negatywne emocje. Robię to, co do mnie należy i nie obarczam innych swoimi problemami. 

Amelia, 9:00

Wstałam wcześnie rano, w sumie to prawie w ogóle nie spałam. Nie potrafiłam zrozumieć dlaczego Neil tak bardzo się przejmuje. Nie potrafiłam zrozumieć jego i własnych uczuć. Przez to nie mogłam zmrużyć oka, przez te miliardy myśli, które nie dawały mi spokoju. 

Wzięłam prysznic, ubrałam czarną spódniczkę, białą koszulę i ciemne szpilki - z racji dzisiejszego egzaminu trzeba wyglądać elegancko. Nie jest to jakieś ważne zaliczenie, ale jednak trzeba zachowywać się dojrzale i z klasą. Włosy związałam w wysoką kitkę i zrobiłam delikatny makijaż składający się z tuszu do rzęs i jasnoróżowej pomadki. Na śniadanie zrobiłam sobie naleśniki, które zjadłam wraz z dżemem truskawkowym i to wszystko popiłam kawą, która dzisiaj była niezbędna do normalnego funkcjonowania. Wsiadłam do samochodu i ruszyłam na uczelnię. 

12:00

- I jak ci poszło? - szepnęła Louise, gdy wszyscy skończyli pisać. 

- Raczej zdałam - odparłam z uśmiechem, który był wymuszony. - A Tobie jak?

- Całkiem dobrze - mruknęła. - Chcesz... - nie dokończyła, bo odezwała się pani profesor.

- Wszyscy napisaliście we wskazanym terminie, co mnie bardzo cieszy. Około godziny 14 powinny być już wyniki, a teraz możecie już iść. Do widzenia - powiedziała, po czym każdy zaczął iść w kierunku wyjścia.

- Chciałam zapytać, czy wszystko okej? Wyglądasz strasznie - zmierzyła mnie wzrokiem blondynka.

- Dzięki - burknęłam. - Wszystko jest dobrze, po prostu źle spałam.

- Wiem, że kręcisz, ale nie będę nic z ciebie wyciągać. Pamiętaj, że zawsze możesz zadzwonić - odparła całując mnie w policzek, na co się uśmiechnęłam. 

Neil, 15:00

- Przepraszam, że przeszkadzam, ale przed chwilą zostałam powiadomiona o tym, że musi Pan jutro pilnie jechać do Nowego Jorku - odparła stojąca w drzwiach sekretarka.

- Oczywiście, dziękuję za informację. Proszę przesłać mi szczegóły na maila - uśmiechnąłem się, na co wyszła.

Genialnie, dziś świat mi sprzyja. Wyjazd = więcej pracy = mniej czasu na myślenie o niej. Po przejrzeniu ostatnich papierów na dziś, wróciłem do domu. Nie miałem w sobie za grosz życia, więc postanowiłem zamówić pizzę. Jadam ją tylko w kryzysowych sytuacjach, a taka teraz się nadarzyła. Usiadłem w salonie i zaglądnąłem na moją skrzynkę mailową. Kurde, muszę pojechać pożegnać się z rodzicami, bo zostaję tam na tydzień i nie będę miał możliwości, by się z nimi zobaczyć. Po zjedzeniu mojego wyrafinowanego obiadu znalazłem się w moim rodzinnym domu.

- Jutro muszę się stawić w Nowym Jorku, to nagła decyzja. Nie wiem, czy już o tym wiecie - zacząłem na wejściu. - Przyszedłem życzyć wam bezpiecznego lotu do Bordeaux. 

- Jaka szkoda, kochanie - odparła mama wyraźnie zasmucona. - No ale skoro musisz, to siłą cię nie zatrzymamy. 

- Bawcie się dobrze i w razie co dzwońcie - powiedziałem przytulając mamę.

- Dobrze, miłej drogi, synu - powiedział ojciec. - I nie zapominaj, że jesteśmy z Ciebie dumni.

- Dzięki, tato - uśmiechnąłem się i wyszedłem. 

Wieczorem byłem już w domu i zacząłem przygotowywać potrzebne ubrania i dokumenty na wyjazd. Mój czas jest bardzo cenny i wszystko musi być zrobione idealnie. Nie ma chwili na pomyłki albo na wątpliwości - każdy szczegół jest dopracowany. Gdy już spakowałem walizkę, postanowiłem skorzystać z mojego ostatniego wieczoru w Los Angeles i pójść pobiegać. Wspominałem już o tym, że uwielbiam biegać w deszczu? No to właśnie mam do tego świetną okazję. Ubrany na sportowo i ze słuchawkami w uszach wybiegłem z domu. Krople wody spadały na moje ciało, które miało niepohamowaną chęć przebiegnięcia całej dzielnicy. Po powrocie do domu zrobiłem sobie jeszcze trening, dzięki któremu mogłem się wyładować i choć na chwilę zapomnieć o mojej nieszczęśliwej miłości. 

Po skończonym wysiłku wziąłem orzeźwiający prysznic i w samych bokserkach udałem się na balkon swojego pokoju. Padał deszcz, ale było ciepło. Patrzyłem na tych ludzi biegających po ulicy, na dzieci uciekające przed deszczem albo wręcz przeciwnie - specjalnie bawiące się na zewnątrz w taką pogodę. To się nazywa beztroskie życie, ja takiego nie miałem, ale w sumie sam sobie taki los wybrałem. Czułem, że nie pasuję do tego świata, że jestem jakimś puzzlem, który ma braki i nie potrafi się wpasować w całość układanki, która nazywa się życiem.

Amelia, 20:00

- Zdałaś?! - krzyknęła do słuchawki Louise.

- Taak, a Ty? - spytałam.

- Też, w sumie robię imprezę jakoś po 22, wpadniesz? - zapytała.

- Będę, do zobaczenia - powiedziałam i się rozłączyłam.

Nie wiem, czy chcę tam iść, ale z drugiej strony, co innego mam do roboty? Mam siedzieć i użalać się nad sobą? Mam siedzieć i narzekać jak to mi źle? Pójdę tam i przynajmniej za darmo się napiję i spędzę czas ze znajomymi. Neilowi w końcu przejdzie i się odezwie, jestem tego pewna.

Ubrałam czerwoną sukienkę, która przylegała do mojego ciała prezentując jego najlepsze atuty. Włosy rozpuściłam i delikatnie pofalowałam. Wzięłam torbę i telefon, po drodze zahaczając o kuchnię, by wziąć jakiś alkohol i wyszłam z domu. 

***


ZYSKIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz