Czarny, jest zawsze elegancki

36K 840 758
                                    

Uczucie pustki, cały czas ze mną było i zdawałam sobie sprawę, że przez większą część mojego życia będzie mi towarzyszyć. Po dziesięciu dniach izolacji od społeczeństwa, musiałam wrócić. Zaczęłam od włączenia telefonu i wiedziałam, że będę mieć ogrom powiadomień, ale co to dało, że napiszesz komuś bardzo mi przykro, szczere kondolencje. To tylko pogłębiało ten stan. Stan tak okrutny i krytyczny. Fizycznie jak i psychicznie byłam wypruta ze wszystkiego. Nikt nie powiedział, że to będzie tak cholernie boleć. Nie mogłam się przygotować, on odszedł tak nagle, bez jakiegokolwiek pożegnania, tak po prostu już go nie ma.

Promienie słoneczne, przebijające się przez okno do pokoju, obudziły mnie. Po długich przemyśleniach, wstałam i poszłam do łazienki. Weszłam pod zimny prysznic, zaczęłam zmywać z siebie wszystkie, flegmatyczne emocje. Zimne krople, spadały na moje ramiona z ociekających włosów. W szybkim tempie, wysuszyłam moje długie, brązowe włosy. Maznęłam się tuszem do rzęs, założyłam przygotowane ubrania, widząc czarne rurki, uśmiechnęłam się słabo na pewne wspomnienie. 

- Tato, czemu zawsze nosisz czarne ubrania? To smutny kolor, bez wyrazu. - odparłam, patrząc na ojca pytającym wzrokiem.

- Wcale nie jest smutny, czasem odzwierciedla ciebie, poza tym czarny zawsze będzie elegancki  -odparł, stukając mnie w nos.

Bez śniadania wyszłam z domu, wsiadając do mojego czarnego mercedesa, przed tym odpalając papierosa. Nie chciałam tam wchodzić, wiedziałam, że będą te krępujące spojrzenia i te współczujące, czasem nawet te obleśne wytykanie palcami. Bo przecież to będzie gorący temat, w tej nudziarskiej, pojebanej szkole. Zaparkowałam na szkolnym parkingu i szłam w kierunku wejścia, czułam na sobie te palące spojrzenia. 

-Ashley, Ashley!! - usłyszałam wołania i wiedziałam, że musiałam się odwrócić.

-Oh, cześć. - powiedziałam słabo, nie dawałam im znać, że żyje od wielu dni, nie miałam tyle siły żeby spojrzeć im wszystkim prosto w oczy.

Dwie pary oczu, wypały we mnie dziurę, czułam to, w końcu odważyłam się na nich spojrzeć. 

- Chloe, Theo. Dobrze was widzieć, ja..- nie zdążyłam nic powiedzieć, bo szybko zamknęli mnie w szczelnym uścisku.

- Cieszymy się, że żyjesz. Wiemy jak ciężko ci jest, spotkała cię tragedia, ale proszę nie odtrącaj nas. My chcemy być przy tobie, proszę. - powiedział brunet, o tak jasnych tęczówkach, że zawsze zastanawiałam się jakiego koloru one są.

Jak paradoksalne to było, że wymagałam wsparcia od rodziny, a moich najlepszych przyjaciół odtrącałam, chociaż byli jedynym wsparciem.

- Jest okej, staram się być okej - powiedziałam szczerze, sama nie wiedziałam jak się czuć, jak powinnam się czuć.

-Więc, moje piękne panie. Gotowe na matematykę? - powiedział brunet, ochoczo się uśmiechając. Mimowolnie się uśmiechnęłam, tak strasznie brakowało mi ich obecności.

Usiadłam z Chloe, która zaczęła opowiadać mi jej ostatnie dni. Byłam im wdzięczna, że nie robili ze mnie ofiary. Rozmawiali ze mną normalnie, tak jak zawsze. Najgorszym byłoby dla mnie udawanie tej otoczki współczucia, bo tak naprawdę nie mogli wiedzieć jak się wtedy czułam. Powoli akceptowałam ten fakt, ale wciąż było to ciężkie.

- Umówiłam się z Lukiem dziś, na 19 - odparła szybko, jakby bojąc się mojej reakcji. Zdziwiłam się, zawsze wiedziałam, że ją do niego ciągnie, ale bałam się, że nie był dla niej odpowiedni. Nie byłabym wstanie patrzeć, jak po nim płacze ale nie mogłam też decydować za nią. Luke był specyficzny, co więcej, nie żebym widziała na własne oczy, ale plotki roznoszą się szybko. Podobno, był dilerem, uczestniczył w jakiś nielegalnych sprawach. Nie podobało mi się to, że Chloe, moja Chloe za nim szaleje, ale chciałam tylko jej szczęścia.

My ConsequencesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz