Bo to Luke, on zawsze wygrywa

10.3K 366 252
                                    

Drzwi głośno trzasnęły, a blondynka zniknęła z mieszkania z oburzoną i pełną zwycięstwa miną. Jej słowa nie były zaskoczeniem, byłam świadoma tego, że to wszystko było inne. Chloe była inna, od momentu sytuacji z Theo, nasza przyjaźń się skończyła. Zderzenie się z prawdą nie było bolesne, nie sprawiło mi żadnych negatywnych emocji, jedyne z czego zdawałam sobie bardziej sprawę, było to, że Luke nigdy nie przestał być moim przyjacielem. Pomimo wszystkich, złych i okropnych rzeczy, których się dopuścił, miały one głębsze znaczenie, nie robił tego bo chciał to robić, robił to bo był do tego zmuszony, bo uważał to za jedyne, rozsądne rozwiązanie. Wszystko czego chciał, to chronić swoich przyjaciół. Udało mu się, nie mamy pojęcia, czy jeszcze żyje, ale za kilka godzin, znów zderzymy się z prawdą, nieważne jak bolesna będzie, staniemy na wysokości zadania, żeby świat nigdy nie zapomniał o Luku Collinsie.

- Co się właśnie wydarzyło? - spytał szatyn, opadając na krzesło z pełną zaskoczenia i niezrozumienia miną.

- Nic nadzwyczajnego - odparłam szybko, zakładając ręce na piersi. 

- Jak to nic nadzwyczajnego? Właśnie dowiedzieliśmy się, że płacił jej za bycie twoją udawaną przyjaciółką! - był oburzony, miałam wrażenie, że nigdy wcześniej nie widziałam takiego Liama.

- Tak, masz rację i co dalej? - spytałam go, badając każdą część jego twarzy.

- Właśnie zrobiłaś awanturę o omleta, a coś takiego masz w dupie?! - wykrzyczał, rozumiałam jego złość, był zagubiony i nie wiedział sam co miał myśleć.

- Liam do cholery, daj spokój! - krzyknął brunet, na którego zachrypły głos mojego ciało przeszedł dreszcz. 

Szatyn nie spuszczał ze mnie wzroku, chciał wyjaśnień, jakby miały mu pomóc w zrozumieniu całej sytuacji.

- Naprawdę chcesz wiedzieć, dlaczego mam to tak głęboko gdzieś? - prychnęłam w jego stronę, czując dłoń na moim ramieniu, brunet stał za mną w ciszy, pocieszając mnie swoją obecnością i dotykiem, który mnie uspokajał.

Był cicho, uznałam to za przyzwolenie.

- Najpierw zmarł mi ojciec, który nie był moim ojcem, potem matka z bratem wyjechali zostawiając mnie samą, wiedząc jak bardzo ich potrzebowałam - odparłam, zaciskając usta. - Jeszcze później, mój przyjaciel chciał mnie zabić! - parsknęłam śmiechem. - Pomyślmy, co było dalej? Ah no tak! - wykrzyczałam, gestykulując dłońmi. - Potem zginął mój brat, przytulałam się do jego martwego ciała.

- Mam wymieniać dalej? - spytałam, piorunując go poważnym spojrzeniem, pełnym żalu.

- Przepraszam Ash, ja... - widziałam, że było mu głupio, cała ta sytuacja powodowała, że każde z nas wątpiło we wszystko, a najmniejsze rzeczy, wydawały się być zagrożeniem.

- Nie rób tak więcej  Liam - usłyszałam cichy szept, z ust chłopaka, który stał za mną, jego ręka powędrowała na moją talię, przysuwając mnie do siebie, mocno mnie przytulił, jakby chciał powiedzieć, że to wszystko co mnie spotkało przeminęło, a teraz jestem w lepszym miejscu.

Nastała głucha cisza, w naszych głowach roiło się od myśli, wiedzieliśmy że za kilka godzin musimy dać z siebie wszystko, dosłownie wszystko. Chciałam żeby się udało, żeby Luke znów mógł być z nami, ale bałam się, bo Victor nie był człowiekiem o zdrowych zmysłach, był psychopatą, człowiekiem bez uczuć, żadnej empatii. Bałam się, po prostu się bałam. Był z tym sam, myślałam, że miał Chloe, ale był sam z tym wszystkim, z mętlikiem w głowie, który narastał, a robił to wszystko bo chciał nas chronić. 

Luke zawsz był chłopakiem, który w wieku szesnastu lat wyprowadził się od rodziców i szukał wrażeń, ale zyskał ich zbyt wiele. Zyskał wrażenia, których nie potrzebował i na które po prostu nie zasługiwał.

My ConsequencesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz