Pusty, biały sufit wydawał się być bardzo interesujący bo nadal dwie pary oczy wypalały w nim ogromną dziurę, leżeliśmy w ciszy tak po prostu się nią delektując. Cisza wydawała się być w tamtym momencie naszym porozumieniem, jakby miała odpowiadać na wszystkie nasze pytania czy obawy, nie była pusta czy niezręczna byłą pełna odpowiedzi, których nikt nie był w stanie usłyszeć.
Materac w pewnym momencie uniósł się o góry, a miejsce obok zrobiło się puste jednak zapach pozostał. Jego zapach razem z powietrzem dotarł do moich nozdrzy na co delikatnie uniosłam kącik ust, nadal nie otwierając oczu, nie chciałam przerywać tego stanu, który sprawiał że czułam się naprawdę dobrze.
Usłyszałam ciche odchrząkniecie, jednak udałam że nic nie słyszę, potem było już głośniejsze na co otworzyłam oczy usiadłam, rozglądając się powoli po pomieszczeniu.
- Chyba mamy problem - mruknął, drapiąc się nerwowo po głowie.
- hm? - jęknęłam w niezrozumieniu.
- Nie ma nigdzie Liama - widziałam, że był zmartwiony, przez co czułam rosnące zdenerwowanie.
- Przecież poszedł zapalić - próbowałam uspokoić chłopaka jak i samą siebie.
- Tak, ale poszedł zapalić godzinę temu i nigdzie go nie ma - odparł, podniesionym tonem, od razu wstałam z kanapy, czując że tym razem naprawdę coś musiało pójść nie tak.
- Chodź, może po prostu poszedł do siebie - miałam głęboką nadzieje na prawdziwość tych słów. Wyszliśmy z mieszkania kierując się na przeciwko do dobrze znanego mi domu. Brunet zapukał do drzwi, czekaliśmy chwilę, próbując usłyszeć cokolwiek co mogłoby nam powiedzieć, że chłopak jest w domu. Odpowiedziała nam cisza, która była niepokojąca. Brunet zapukał mocniej, kilka razy.
Cisza
Chłopak był zdenerwowany jego plecy się spięły i zaczął walić w drewniane drzwi z pięści, z całej siły. Złapałam jego rękę, zatrzymując go przed kolejnymi uderzeniami w drzwi.
- Brandon, nie ma go tam - powiedziałam, próbując zachować spokój, nie chciałam mu pokazać, że się bałam czy stresowałam, a stresowałam się cholernie, bo jeszcze tak nie dawno został pobity, co oboje próbowali zataić.
Brunet złapał się za głowę, zaczął nerwowo rozglądać po okolicy, jakby czegoś szukał, jakby chciał dopatrzyć się czegoś co mogłoby nam pomóc znaleźć Liama, ale była cisza, tylko cisza i śpiewanie ptaków, które w tamtym momencie wydawało się wkurzające.
- Chodź, pójdziemy do domu i pomyślimy, gdzieś musi być, nie mógł tak po prostu zniknąć - odparłam, ciągnąc chłopaka za rękę.
- Tutaj ludzie znikają Ashley, pytanie kto tylko pomógł mu zniknąć - wyszeptał, przechodząc przez ulicę, mocno ściskając moją dłoń.
Weszliśmy do mieszkania, gorączkowo
zastanawiając się co powinniśmy zrobić. Brandon miał rację, ludzie w Denver znikali, ale bardzo często nie z własnej woli. Byłam przekonana, że wiąże się to z jego pobiciem, wszystko wychodziło na to, że Victor Clain, chcę żebyśmy sobie o nim przypomnieli.- Poczekaj - warknął chłopak, zgarniając kluczyki do samochodu. - Na podjeździe nie było jego auta - odparł, ściskając klucze w dłoni, aż jego knykcie robiły się sine.
- No nie, nie było - odpowiedziałam pytająco, a po chwili połączyłam fakty.
- Jak odjechał bez tych kluczy? - spytałam z przerażeniem, przecierając twarz.
- Ubieraj się jedziemy - mruknął, zakładając kurtkę kierował się do wyjścia, nie miałam pojęcia, gdzie on chciał teraz jechać, zapadał zmrok i powinnam powiedzieć, że nigdzie nie pojedziemy, ale wzięłam kurtkę, która wisiała na krześle w kuchni i poleciałam do wyjścia, zakluczając za sobą drzwi do domu.

CZYTASZ
My Consequences
Fiksi RemajaBo każdy błąd zostanie zapamiętany, ale kiedy zło nade mną zwycięży, wejdź w ten świat razem ze mną trzymając mnie za rękę. Książka posiada błędy, ponieważ nie była jeszcze poprawiana.