Danzo

775 59 6
                                    

Na polanę, jeszcze do niedawna zajmowaną przez nieistniejące już wzgórze, wpadło sześćdziesięciu ANBU Korzenia. Zaraz za nimi pojawił się ich przywódca i członek Starszyzny, Shimura Danzo. Jak każdy tchórz tak i on trzymał się z tyłu, czekając aż podwładni wykonają zlecone im zadanie. Zabić Namikaze Minato i jego żonę Uzumaki Kushinę.

Na ich syna przyjdzie czas później.

Trochę zdziwił się widząc, że rudowłosa jest w stanie utrzymywać się na nogach, bo przecież powinna być co najmniej nieprzytomna po wyrwaniu z niej demona. Którego jak na złość nigdzie nie było widać.

Czyżby Tobi zdradził mnie i uciekł z Biju jako swoim pupilkiem? – Pomyślał, widząc jak pierwsi z jego podwładnych krzyżują ostrza z za chwilę już byłym Hokage. W ciszy w jakiej zazwyczaj działają jego ludzie, doskonale było słychać zgrzyt metalu zderzającego się z metalem. Skrzywił się widząc z jaką łatwością blondyn likwiduje zamaskowanych, ale uśmiechnął się gdy ten został zmuszony do cofania, przytłoczony ich liczebnością. Nagle skrzywił się, jakby zgryzł coś bardzo kwaśnego, bo oto ta ruda małpa włączyła się do walki, a on już wiedział gdzie podział się Kyuubi. Wśród członków Korzenia szalał czerwony potwór i nie chodzi tu tylko o kolor jej włosów, ale też o okrywającą ją czakrę, z której uformowały się dwa ogony. Po chwili dołączył do nich trzeci, a ruchy tej demonicy stały się jeszcze szybsze.

- Kurwa. – Mruknął, gdy po niecałych pięciu minutach połowa jego ludzi była już martwa. Uchylił się, gdy tuż przy jego głowie śmignął mu niecelnie rzucony kunai i dopiero po chwili dotarło do niego, że to nie był przypadek.

Za późno.

Zdziwiony spojrzał na wystające mu z piersi niezwykłe ostrze Żółtego Błysku Konoha. Kaszlnął krwią, jaka zaczęła zalewać mu płuca i nagle dotarło do niego, że nie słyszy odgłosu pracy swojego serca.

No tak. – Pomyślał. – Ten kunai ma boczne ostrza i jedno z nich musiało zniszczyć mi serce. – To była jego ostatnia myśl, co go zdziwiło, bo przecież tak nienawidzi tego cholernego młodzika, że powinien wyklinać go od najgorszych i życzyć mu najboleśniejszej śmierci, jego samego i jego bliskich. A tu taka niespodzianka, bo choć próbuje, to nie jest w stanie przypomnieć sobie jakiegoś godnego uwagi przekleństwa. Po chwili leżał już martwy na ziemi i zaciągniętymi pośmiertną mgłą oczami spoglądał na pokryte sporadycznymi barankami chmur wieczorne niebo.

Śmierć przywódcy spowodowała, że ocalali członkowie ANBU Korzenia niemal natychmiast padli na ziemię, wijąc się z bólu nagle uwolnionych spod pieczęci emocji.

Minato pojawił się u boku Kushiny i obejmując ją z troską, patrzył na tych biednych skurwysynów, którzy dali się zwieść słodkim obietnicom Danzo i nawet nie zorientowali się, kiedy stali się jego bezwolnymi marionetkami. Teraz wszystko to do czego zostali przez tego gnoja zmuszeni, zaczęło do nich wracać.

Wszystko na raz.

Oboje patrzyli jak coraz więcej spośród ocalałych, ściąga maski ujawniając cechy przedstawicieli wszystkich klanów Liścia, a nawet kilku z innych wiosek.

Czy to Yuuki? – Zdziwił się blondyn na widok dziewczyny, która po ściągnięciu maski, rozpuściła śnieżno białe włosy. Tak jak wszyscy jej towarzysze, niepewnie rozglądała się po okolicy i tak jak inni, gdy w końcu dostrzegła Hokage, przypadła do ziemi w głęboki pokłonie. Był to odruch, bo choć dotychczas byli posłuszni wyłącznie Shimurze, to wbrew pozorom ten gnój wpoił im szacunek do pozycji przywódcy Konoha. A teraz przypominali sobie, że wbrew temu programowaniu, zostali zmuszeni do atakowania go. Przerażeni oczekiwali jego gniewu, który na pewno zakończy się ich śmiercią.

Poprzedzoną wielogodzinnymi bolesnymi torturami.

Tak kończył każdy kto choć na ułamek sekundy zawahał się przy wykonywaniu rozkazów.

Małżeństwo Namikaze stało i w ciszy przyglądało się jak coraz więcej z ocalały klęka przed nimi w pozie całkowitego podporządkowania. Doskonale rozumieli co odczuwają teraz już byli członkowie ANBU Korzenia, bo choć dotychczas nie wiedzieli nic o ograniczających ich pieczęciach, to teraz już mieli pewność, że takowe istniały. Przynajmniej do momentu śmierci Danzo.

Oboje jak na komendę obrócili się w stronę, z której wyczuli zbliżającą się kolejną grupę czakr. Był to Hiruzen, który zmobilizował przedstawicieli klanów i właśnie przybywa z pomocą swojemu Hokage. Na szczęście okazało się to niepotrzebne, ale przynajmniej było już komu aresztować byłych członków Korzenia. Co chwilę dało się słyszeć okrzyki niedowierzania, gdy wśród pokonanych odkrywano kolejnych członków swoich klanów, którzy przed wielu laty zostali uprowadzeni jako dzieci.

Kushina po odebraniu od niani syna, natychmiast udała się z nim do szpitala, gdzie miała spędzić noc i cały następny dzień na badaniach kontrolnych. W tym czasie jej mąż zajął się rozwiązywaniem problemu ze Starszyzną i Korzeniem.

Okazało się, że zdrada Shimury zadziałała na pozostałych członków Rady jak kubeł zimnej wody i nagle okazało się, że rozwiązują wszystkie problemy, którymi mogą się zająć, bez angażowania w to Hokage. Dotychczas do takiego stopnia unikali swoich obowiązków, za podpuszczeniem Danzo, że Hokage nie miał za bardzo czasu się wyspać, nie wspominając o zajmowaniu się sprawami wioski czy nawet swoją rodziną. Teraz nagle okazało się, że Minato ma czas porozmawiać z mieszkańcami i na spokojnie odwiedzić żonę i syna w szpitalu.

- No. – Mruknął do siedzącego w jego gabinecie Hiruzena. – Ciekawe na jak długo starczy im tego entuzjazmu.

- Zdecydowanie na długo. – Odparł były Trzeci Hokage. – Wszak nadal nie ogłosiłeś kto odpowiada za zdradę miejsca porodu, więc masz pełną kontrolę nad ich życiami. Zdają sobie z tego sprawę, więc będą teraz robić wszystko, by Cię zadowolić.

- Taa. – Mruknął Minato. – Szkoda tylko, że to nie mój styl.

- Pamiętaj. – Upomniał go Hiruzen. – Jako Hokage musisz chwytać się każdego sposobu, by zapewnić bezpieczeństwo wiosce. Nie tylko zewnętrzne, ale i wewnętrzne.

- Niby to rozumiem, ale nie zmienia to faktu, że takie metody brzydzą mnie. – Odparł lekko podłamany Namikaze. – Z chęcią pozbyłbym się takich ludzi i zastąpił ich innymi.

- Wymienić ich zawsze możesz, ale nie sądzisz, że lepiej trzymać przy sobie tych, których już doskonale znasz, nawet jeśli do końca nie możesz im ufać, niż dopiero poznawać nowych?

- W sumie racja. – Mruknął blondyn. – Dziękuję. – Dodał już z uśmiechem na ustach.

Wieczorem odprowadzał swoją żonę do ich domu. Robił to delikatnie, mimo krzywego spojrzenia jakim go obdarzała i ostrych komentarzy, że nie jest ze szkła i tuż po porodzie walczyła z Korzeniem u jego boku. Więc teraz nie ma powodu do traktowania jej jak porcelanowej lalki. Oczywiście to do niego nie docierało i skończyło się na tym, że przywaliła mu parę razy. Bez najmniejszego wpływu na jego zachowanie.

- Ech. – Westchnęła, w końcu się poddając, ale w duchu już sobie obiecała, że odegra się na nim za to jak ją teraz traktuje. Po kilkunastu minutach marszu dotarli do ich domu i wbrew zapewnieniom, że nic jej nie jest, z ulgą rozłożyła się na kanapie, przytulając syna do swej piersi. Ten wyczuwszy bliskość źródła pożywienia, zaczął uciskać ją rączkami co skłoniło ją do odsłonięcia jej z czego on skwapliwie skorzystał, przysysając się do niej. – Tsk. – Syknęła z bólu, czując siłę z jaką chłopak zassał jej sutek. – Zachowujesz się jakbyś nic nie jadł od kilku dni, a nie godzin. – Mruknęła z naganą w głosie, ale i czułym uśmiechem na ustach.

KuramaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz