Rozdział 36

22 0 0
                                    

Niedługo później Agnes była gotowa do wyjścia, dlatego zeszła do salonu, gdzie czekał na nią zniecierpliwiony Damien. Mimo wszystko nie skomentował jej ociągania, a jedynie uśmiechnął się sympatycznie w jej kierunku.

Wyszli razem z domku i stanęli na moment na maleńkim tarasie, rozglądając się dookoła.

— Musimy uważać — rzucił mężczyzna, patrząc na jeden z budynków, w którym właśnie zgasły światła. — Nie mogąc nas zobaczyć — dodał skoncentrowany.

— Jesteśmy ich więźniami? — spytała zaskoczona kobieta, gdyż coś jej tutaj nie grało.

— Nie — odparł niewzruszony i spojrzał na nią przelotnie. — Ale jest noc, nie wolno nam wychodzić poza osadę.

Agnes ruszyła za nim, próbując się nie wyróżniać. Ich ubrania były w przewadze ciemne, a mrok sam ich gubił w swoich objęciach, dlatego nie rzucali się tak w oczy.

Damien skutecznie wyprowadził ich za teren osady tak, żeby nikt niepowołany tego nie dostrzegł. Niby nie mieszkał nigdy w tym miejscu, a jednak znał niejedne skróty i tajne przejścia.

— Radzę patrzeć pod nogi — rzucił słowami, kiedy Agnes nieudolnie potknęła się o wystającą gałąź, przeklinając siarczyście pod nosem. Obdarowała mężczyznę złowieszczym spojrzeniem, po czym fuknęła zdegustowana, widząc przed sobą ogromne mrowisko, w które o mały włosy wpadła. W głębi duszy czuła narastające podniecenie, które było wynikiem ryzyka, jakie musieli podjąć, aby wydostać się z zamkniętego miasta. Kobieta była na skraju załamania emocjonalnego, dlatego wszystko co czuła, było wynikiem jej cierpiącej psychiki.

Szli lasem, co jakiś czas ich twarze wykrzywiały się w niewielkie uśmiechy, lecz mimo wszystko uszy pozostawili otwarte oraz wyczulone na różnego rodzaju dźwięki.

— Słyszysz? — Agnes zatrzymała się na moment, aby wyostrzyć słuch. Do jej uszu docierał przyjemny szum wody, którym chciała napoić swój zmysł słyszenia. Mężczyzna uśmiechnął się chłopięco i spojrzał na nią w bardzo sympatyczny sposób.

— Tak, słyszę — powiedział przyjaźnie. — Właśnie idziemy w jego kierunku — dodał i zaśmiał się cicho.

— W jego? — podłapała zaciekawiona kobieta i przyglądała się wyczekująco w znajomego.

— Aj, zobaczysz — jęknął niezadowolony. — Chodźmy. — Machnął ręką, aby kobieta ruszyła się z miejsca. Oboje zaśmiali się przyjaźnie, po czym szli dalej. Agnes zerkała na niego spod oka, szukając tego chłopięcego zapału, którego brakowało jej od dawna. Poczucie zwykłego, beztroskiego gdybania oraz dziecięcej swobody przeszło przez ciało kobiety, które właśnie tego było spragnione. Spontaniczność to coś, czego cholernie jej brakowało i od czym już dawno nie miała okazji nawet słyszeć. Ostatnim razem okazała się ona nietrafna – zginęło dwoje, bardzo bliskich dla Agnes, ludzi.

Damien zaś nie patrzył na nią, a jedynie pod nogi. Wiedział, że podłoże nie było wszędzie równe, a ciemność, która pochłaniała dosłownie wszystko, powodowała że dojrzenie czegokolwiek było dość trudne. Syknął gardłowo, kiedy ześlizgnął się z maleńkiego wzniesienia, co skutkowało cichym chichotem Evans.

Kobieta stanęła zaciekawiona i rozejrzała się dookoła.

— Tym razem jestem pewna — powiedziała tajemniczo i obdarowała mężczyznę krótkim spojrzeniem. Zmarszczyła znacząco brwi, ale nie czekała na jego odpowiedź. Podbiegła w miejsce, gdzie szum stawał się coraz bardziej słyszalny. Miała pewność, że gdzieś w okolicy znajduje się zbiornik wodny, który nie był jedynie jeziorem czy rwącą rzeką. Miała pewność, że ujrzy to, czego brakowało jej od wielu lat.

Ludzkie zmysłyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz