Rozdział 22

52 26 0
                                    

Podczas długotrwałego „spaceru" we wnętrzu jaskini, zaczynałam odczuwać zmęczenie i coraz większy ból nogi. Rana krwawiła, nie została nawet odkażona. Nachodziły mnie delikatne zawroty głowy, ale dałam sobie radę. Na domiar złego przeszywało mnie uczucie głodu. Jessica i Samuel mieli rację – opadałam z sił przez zbyt długi brak pożywienia.

— Wszystko dobrze? — dopytywał chłopiec, przystając przy mnie. Obserwował moje ciało, szukając odpowiedzi. Najbardziej skupiał się na twarzy, która była blada i marnie wyglądała.

— Tak — wymamrotałam słabo, lecz nie była to pewna odpowiedź. Podparłam się ściany, kiedy mroczki wróciły i zastąpiły wszystko, co miałam przed oczami. Po tunelu rozległ się dźwięk burczenia w brzuchu, przez co skrzywiłam się grymaśnie.

— Jest głodna — szepnął Blaise do swojego starszego brata, a wcześniej podszedł do niego dyskretnie. Damien spojrzał na niego niemrawo, lecz po chwili westchnął przeciągle i zbliżył się do mnie.

Spojrzał na mnie badawczym wzorkiem, po czym uklęknął i wyjął z plecaka jabłko. Było ono nadzwyczaj czerwone. Wyglądało tak apetycznie. Na sam jego widok pociekła mi ślinka, a w głowie pojawił się jego smak.

Byłam nieziemsko uradowana, kiedy mężczyzna podał mi owoc. Od razu ugryzłam jabłko i nie myliłam się ani odrobinę. Było pyszne – przepyszne.

Dopiero po zjedzeniu wróciło do mnie racjonalne myślenie i spojrzałam na niego przeszywająco.

— Dlaczego mi pomagasz? — spytałam, nie odrywając od niego wzroku. Jego zachowanie było dla mnie cholernie niezrozumiałe. — Najpierw chcesz mnie zabić, a potem prowadzisz tunelami i dajesz jedzenie? — Nie dowierzałam.

— Taki kaprys — odparł obojętnie Damien i wzruszył teatralnie ramionami. Złapałam go pospiesznie za rękę, zatrzymując przed dalszym chodem. Mężczyzna zagłębił się w moich błękitnych tęczówkach, szukając powodu mojej gwałtownej reakcji.

— To nie jest kaprys — powiedziałam pewna swoich słów. Nie przestawałam patrzyć się na niego, a on na mnie. Oblizałam wargi i kontynuowałam swoje domysły. — Oczekujesz czegoś ode mnie.

Obserwowałam błądzące spojrzenie mężczyzny, które były idealną odpowiedzią na moje wrażenia. Damien spuścił głowę, skupiając wzrok na skałach pod swoimi stopami. Pokręcił nią w dezaprobacie i przewrócił oczyma.

— Po prostu bycie samemu na świecie jest trudne — wtrącił się Blaise, mówiąc spokojnie. Spojrzałam na niego zaciekawiona. — Boimy się.

— Nie boję się — Damien zaprzeczył natychmiastowo, nie dając nawet dojść tej myśli do swojego mózgu. Zmarszczyłam brwi w zastanowieniu.

— Dam, przestań — prosił chłopiec, wlepiając w niego swój wzrok. Ten jednak nie zamierzał zmieniać swojego zdania. Ponownie przewrócił oczami, lecz tym razem z zezłości, i oddalił się nieco od towarzystwa.

— Ruszajmy dalej — rzucił złośliwie słowami. — W tym tempie nie dotrzemy na drugą stronę przed zmierzchem — bronił się rzeczywistością, ale coś go mocno trapiło.

Blaise od razu poszedł za nim, nie chcąc pozostać daleko od niego. Rzucił mi przepraszające spojrzenie, które doskonale rozumiałam.

Mężczyzna przybrał szybkie tempo, nie byłam w stanie nadążyć, dlatego nawet nie próbowałam. Wgapiałam się w niewielki płomień, który rozjaśniał nam drogę, lecz nawet on stawał się coraz mniej widzialny dla moich oczu.

Syknęłam kolejny raz, kiedy moja ranna noga dotknęła podłoże ze zbyt dużym naciskiem. Przekleństwo.

— Mogłabyś cierpieć ciszej? — warknął w moją stronę Damien, które najwidoczniej denerwowało moje cierpienie. Fuknęłam urażona na jego niegrzeczne zachowanie.

— Nie moja wina, że tu jest gigantyczne echo — wymamrotałam, machając rękoma.

— To po prostu się zamknij. — Przystanęłam przy ścianie, opierając się o nią całym ciałem. Musiałam odsapnąć, nie mogłam wiecznie iść przed siebie z ranną nogą. Czy on był naprawdę taki głupi?

— Nie rozumiem cię — skomentowałam zaciekawiona, ale także śmiertelnie poważna. — Jesteś tak cholernie zmienny.

— Nie ma tu nic do rozumienia — fuknął zezłoszczony mężczyzna, nie patrząc na mnie. Nie zatrzymał się nawet na moment, ale kiedy wypowiedziałam kolejne słowa, zdębiał.

— Jesteś po prostu... — zaczęłam interesująco. Damien natychmiastowo stanął, a następnie podszedł do mnie w ekspresowym tempie. Zatrzymał się niebezpiecznie blisko i patrzył prosto w moje jasne tęczówki. Czułam jego ciepły oddech na ciele oraz słyszałam przyspieszone bicie serca. Nie mogłam dać się zdominować – właśnie tego chciał mężczyzna. Nie spuściłam wzorku, wpatrywałam się w niego z taką samą intensywnością, nie dając mu wygrać. W głębi duszy przeszły mnie ciarki, odczuwałam niepewność, a nawet maleńkie poczucie zagrożenia, ale nie dawałam dotrzeć tym emocjom do mojego umysłu. Walczyłam z nimi tak samo, jak z Damienem.

— Po prostu jaki? — ciągnął mężczyzna, zachęcając mnie do dokończenia zdania. Wyprostowałam się, odrywając od ściany. Nie spuszczałam z niego wzroku, nie dałam mu tej satysfakcji.

— Wkurwiający — powiedziałam dumna z siebie i z ogromną pewnością w głosie. Był zaskoczony moim zachowaniem, ale najwidoczniej spodziewał się tego. Zacisnął mocno zęby. Niemalże odczuwałam jego wkurzenie.

— Nie zapominaj, że to ja tobie pomagam. Nie odwrotnie — wysyczał, będąc niebezpiecznie blisko mnie.

— Wcale nie musisz... poradziłabym sobie.

— Tak? Z krwawiącą nogą? — Wskazał na moją kończynę, przez co skrzywiłam się nieatrakcyjnie.

— Nie zapominaj, że to twoja wina — powiedziałam tym samym tonem co on i celowo użyłam podobnych słów. Pokazałam na niego palcem jak na oskarżonego o okropne posunięcia.

Przez dłuższą chwilę patrzyliśmy sobie w oczy, próbując odszukać w nich odpowiedź na naszą kłótnię. Byliśmy roztrzepani, zdenerwowani, a w ten sposób nie dało się myśleć racjonalnie.

— Widocznie zasłużyłaś — wysyczał prosto w moją twarz, przez co ponownie się skrzywiłam. Już miałam mu odpowiadać, ale w porę przy nas zjawił się młody Blaise, który próbował załagodzić sytuację.

— Przestańcie. Nie ma czasu na kłótnie. — Machał rękoma, wskazując na nas zestresowany.

— Masz rację — fuknął zdenerwowany Damien. — Trzeba iść dalej. — Minął mnie i nabrał takiego tempa, że nie byłam stanie go dogonić. Jeśli wcześniej myślałam, że się spieszył, to w tamtym momencie zasuwał jak oszalały. Blaise ledwie dawał radę dotrzymać mu kroku.

Zostałam w tyle, nikt się nawet za mną nie obejrzał. Ogarnęła mnie potężna ciemność, przez co dążenie do celu stało się utrudnione. Serce waliło mi jak oszalałe, miałam tylko nadzieję, że kolejny raz nie wylecą mi potworne nietoperze.

Do moich uszu docierał głośny tupot jego ciężkich butów. Odbijał się echem w mojej głowie. Mimo wszystko zdenerwowanie skutecznie przyćmiło lęk, dlatego nie czułam strachu. Słyszałam uciążliwy szum, który nie dawał mi spokoju. Nie spieszyłam się, szłam w swoim, powolnym tempie, kulejąc i sycząc co jakiś czas. Patrzyłam przed siebie, w głąb tunelu, lecz było na tyle ciemno, że nawet nie dostrzegłam swoich rąk. Dłońmi macałam ścianę, zachowując równowagę.

Moje głośne westchnięcie rozbrzmiało po jaskini i byłam pewna, że dotarło także do uszu Damiena. 

Ludzkie zmysłyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz