Rozdział 46

9 1 0
                                    

Agnes stała jak wryta. Nie wiedziała, co powinna zrobić. Patrzyła, jak bezprawnie jej przyjaciele zostają złapani, pojmani, uprowadzeni. Gubiła się we własnych myślach. Kolejny raz już przetarła twarz wilgotnymi od potu dłońmi. Stresowała się, nie rozumiejąc tego, co działo się przed jej oczami.

Ratować siebie czy pomóc przyjaciołom — zastanawiała się w myślach.

Kiedy osoby zniknęli z jej pola widzenia, opuściła swoją kryjówkę i wyprostowała kręgosłup. Chodziła w kółko, próbując uspokoić się, ale także wymyślić racjonalny plan działania. Pragnęła im pomóc.

Obmyśliła plan, chociaż nie ukrywała, że od kwestii umysłowych był zawsze Samuel. Westchnęła głośno i z frustracją.

— Punkt pierwszy: dostanie się do osady — powiedziała na głos kobieta bardzo cichym tonem.

Tak, jak oznajmiła, tak też zrobiła. Szybkim krokiem udała się w stronę bramy głównej, chociaż nie do końca wiedziała, co takiego miała zamiar tam zdziałać. Raczej chciała się rozejrzeć, poznać sytuację.

Schowała się za jednym z drzew, oddalonym od strażników. Upewniła się, że jej nie widać i odetchnęła z wyraźną ulgą. Mogła chwilowo odsapnąć, pozwalając sobie na unormowanie oddechu. Oparła się o pień, przymykając na moment powieki. Jej plecy dotykały kory, nabierała głębokie wdechy.

Kiedy jej serce przestało być słyszalne na kilometr, a klatka piersiowa zaczęła unosić w standardowym tempie, do uszu kobiety dotarł dźwięk, którego się całkowicie nie spodziewała. Natychmiastowo otworzyła oczy, rozglądając się zaalarmowana dookoła. Spokojny letarg momentalnie zamienił się w poczucie strachu i ogromną niepewność. Momentalnie otworzyła z powrotem oczy, kiedy do jej uszu dotarł niespodziewany dźwięk bardzo blisko kobiety. Rozejrzała się dookoła, a jej oddech znów przyspieszył. Obawiała się najgorszego – przyłapania przez strażników.

Zamiast nich jej wzrok dostrzegł znajomą postać. Zamrugała kilkukrotnie, upewniając się, że to na pewno żadne zwidy.

— Co ty tu robisz? — Damien mówił cichym głosem, patrząc wprost na kobietę. Oczy obojga były szeroko otwarte, a usta delikatnie rozchylone. Byli mocno zaskoczeni swoją obecnością.

Agnes obawiała się wypowiedzieć jakiekolwiek słowa. Patrzyła na niego zszokowana, a jej ciało wydawało się sparaliżowane. Nie spodziewała się takiego obrotu spraw i nie była na nie przygotowana.

— Dam, nie wiem, czy mogę ci zaufać... — zaczęła niepewnie, przyglądając się jego reakcji.

Mężczyzna zbliżył się do Evans, łącząc ich dłonie, zaplatając palce. Ten prosty gest wywołał iskierki pożądania w ciele zestresowanej Agnes. Poczuła jego bliskość.

— Oczywiście, że możesz — zapewnił, zaglądając w jej oczy. Dostrzegła w nich prawdę, a raczej brak kłamstwa. Nie znała go na tyle, aby potrafić zdiagnozować jego prawdomówność, jednak biło od niego, co ją skutecznie przyciągało. Nie mogła mu się oprzeć. Wariowała totalnie w jego obecności i nie umiała nad tym zapanować. Westchnęła przeciągle i przymknęła na moment powieki. Po chwili jednak z powrotem je otworzyła i zaszklonymi oczyma spojrzała na twarz mężczyzny.

— Moi przyjaciele mają kłopoty... — wyznała z bólem w sercu, który był wyraźnie słyszalny w jej głosie. Ostatkami sił powstrzymywała się przed gorzkimi łzami, których nie chciała przed nim pokazywać. — Zostali schwytani — dodała, wyjaśniając co nieco.

— Jesteś pewna? — Mężczyzna zmrużył oczy, nie do końca wierząc Agnes.

— Damien, widziałam to — zaznaczyła z gniewem w głosie, który był połączony z żalem i niemocą. Czuła się rozbita. Bardzo pragnęła im pomóc, ale sama niewiele mogła. Pomoc ze strony Frosta także wydawała się wątpliwa.

Ludzkie zmysłyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz