Rozdział 17

53 30 0
                                    

— Prawda, Agnes? — Spojrzałam niepewnie na Jessicę, która od jakiegoś czasu mówiła do mnie. Zmarszczyłam brwi w zastanowieniu, kiedy dotarło do mnie, że widocznie wyłączyłam się i nic nie zrozumiałam z jej słów. Westchnęłam przeciągle i zagryzłam wargę. Kobieta macha ręką zrezygnowana i znika wewnątrz bunkra, który przypomina głęboką jaskinię. Przygląda się rysunkom na ścianach.

Wstałam z zimnej podłogi, kiedy moje pośladki stały się zdrętwiałe. Rozprostowałam nogi i przeciągnęłam się leniwie. Kątem oka dostrzegłam przeszywające spojrzenie Samuela, które wzbudziło we mnie nutkę zaciekawienia. Widziałam, że chciał się do mnie odezwać, ale milczał z niewiadomego powodu. Podeszłam do niego powolnym krokiem, ukradkiem zerkając na zamyśloną Jessicę. Zajęłam miejsce na łóżku obok Sama i przyłączyłam się do pustego patrzenia w ścianę.

— Wierzysz, że nie jesteśmy sami? — spytałam w końcu, nie mogąc przestać myśleć o tajemniczym nieznajomym. Może to miało związek z małymi stópkami, które widziałam przy centrali? Złapałam się za głowę, nie rozumiejąc. Ostatnio wszystko, w co wierzyliśmy, stawało się niejasne. Nasze istnienie było bardziej pogmatwana, niż przypuszczaliśmy.

Samuel patrzył na mnie zaskoczony.

— Tak. Na pewno ktoś jeszcze żyje — stwierdził zdecydowanym tonem. Moja mina uległa zmianie – stała się smutna. Tym razem to ja miewałam nadzieję, ale nie do końca wiedziałam, czy słusznie.

W mojej głowie panował okropny bałagan. Nawet przez chwilę myślałam, że to ja miałam urojenia od zbyt długiego bycia samemu. Nasza piątka Pozostałych była na siebie skazana od kilku lat, nie znaliśmy nikogo więcej. Takie życie mogło sporo namieszać nam w umysłach.

— Co jest? — spytałam, kiedy dostrzegłam, że mina Samuela również stała się smętna. Mężczyzna westchnął przeciągle i poprawił się na swoim miejscu.

— Czuję, że to nie jest fair — wyznał wreszcie drżącym głosem. — Przeze mnie giną najbliżsi... najpierw Larissa, potem Milo... on był taki młody...

— Przestań — przerwałam mu, bo nie mogłam znieść, jak użalał się nad sobą. — To nie jest twoja wina. — Chciałabym wiedzieć, jak wiele razy powtarzałam już to zdanie. — Ten świat jest zepsuty — zaczęłam niechętnie, zagryzając wargę. — Nie ma tu miejsca dla nas.

Samuel nie wytrzymał presji, która go obarczała. Wstał i podszedł do ściany, aby uderzyć w nią zaciśniętą pięścią. Chciał się wyżyć i ja to rozumiałam, ale nie mogłam pozwolić, aby zrobił sobie krzywdę. Pospiesznie podniosłam się z łóżka, stając nieopodal.

— Sam, uspokój się — mówiłam łagodnym głosem, lecz mężczyzna był zbyt zdenerwowany. Żyłka na jego czole znów niebezpiecznie pulsowała, a oddech był nierówny i mocno przyspieszony. Sapał, nie mogąc nabrać porządnego wdechu.

— Jak mam się uspokoić?! — prycha, krzycząc. — Kto będzie następny? Jessica, ja, czy może... ty? — zawahał się, wskazując na mnie. Jego ton stał się nieco łagodniejszy, kiedy wypowiadał wzmiankę o mnie. Poczułam niepewność. Patrzyłam na niego szeroko otwartymi oczyma, martwiąc się o jego dalsze poczynania. Przełknęłam ślinę nerwowo.

— Sam... — zaczęłam, ale mężczyzna machnął ręką w moją stronę i odszedł w głąb bunkra. Patrzyłam na jego sylwetkę jeszcze przez dłuższy czas z zaciekawieniem wymalowanym na twarzy. Oby tylko nie popadł w obłęd.

Dałam mu chwilę samotności, na pewno miał wiele do przemyślenia. Podeszłam do Jessici, która nadal przyglądała się rysunkom na ścianach. Stanęłam blisko kobiety, zerkając na nią ukradkiem.

— Czasami mam go dość — szepnęłam zrezygnowana.

— Nie ty jedna — westchnęła i spojrzała na mnie zaintrygowana. — Wiesz, że ma rację.

Nie odpowiedziałam Jessice. Nie chciałam o tym myśleć, wolałam po prostu tego zaprzestać i zająć się czymś innym. Przeniosłam wzrok na ścianę, na której widniał estetyczny rysunek. Przedstawiał on dbałe kreski, tworzące drzewa. Między nimi były jaskrawe oczy, które mogły być symbolem czegoś wrogiego.

— Zło czyha za rogiem — szepnęłam ledwie słyszalnie.

Spojrzałam na Jessicę, która przyglądała się innemu dziełowi. Twarz chłopca w ciemnych barwach. Jego oczy były przepełnione smutkiem i zmartwieniem – doskonale to wdziałam, a nawet czułam.

— Ktoś miał niezły talent — skomentowałam przyjaźnie dzieła, które przyszło mi oglądać. Kobieta dotknęła jednego z nich, przejeżdżając koniuszkami palców po jego liniach.

— Agnes? — zawołała mnie Jess, a w jej głosie usłyszałam zdziwienie. Pospiesznie pokonałam odległość, która nas dzieliła, i zmarszczyłam brwi. Kobieta odwróciła dłoń w taki sposób, że widziałam jej brudne od węgla palce. — Świeże — stwierdziła, patrząc na mnie zaskoczona.

— Ktoś tu musiał być całkiem niedawno — zauważyłam trafnie i nadal przyglądałam się jej koniuszkom palców.

Bez słowa znalazł się przy nas zainteresowany Samuel i sam także dotknął rysunku. Obserwował swoją skórę oraz ścianę w tak ogromnym skupieniu. W jego oczach ponownie dostrzegłam nadzieję.

— Bestie nie potrafią rysować, co nie? — rzuciłam ironicznie, nie dowierzając. Przełknęłam ślinę i westchnęłam przeciągle.

— Nie, Agens — zaprzeczył zaintrygowany Samuel, nie odrywając wzroku od rysunków. — To rysował człowiek — powiedział pewny siebie, a w jego głosie słyszałam ogromną żądzę prawdy. Jego wzrok intensywnie wpatrywał się w dzieło, stworzone przede wszystkim z węgla.

Spojrzeliśmy po sobie zaskoczeni, próbując znaleźć logiczne wytłumaczenie, ale nie było to możliwe.

— Nie jesteśmy tu sami — wyznała zszokowana Jess, która do tej pory nie wierzyła w istnienie kogoś innego na tej planecie. Jej wyraz twarzy mówił bardzo dużo – była mocno zaciekawiona nowymi informacjami, ale także zła na siebie, że wątpiła w Samuela. Zagryzła wargę nerwowo, po czym oblizała ją dokładnie. Myślała – główkowała ogromnie, próbując inaczej wytłumaczyć sobie to, co miała przed oczami. 

Ludzkie zmysłyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz