Rozdział 1

533 82 42
                                    

Kolejny raz obejrzałam się za siebie, na umięśnionego Samuela, który przybrał waleczną postawę. Patrzył intensywnym wzorkiem przed siebie. Widział coś, co zaraz miało stracić prawo do życia. Jego ciało było bardzo spięte. Ręce równomiernie ułożone na długim łuku, który opierał się o jego ramię. Był skupiony na tyle mocno, że nie dostrzegł, kiedy do niego podeszłam. Dźwięk moich stóp, które powolnie stąpały po liściach sprawił, że mężczyzna wystrzelił strzałę w niewłaściwym momencie.

— Kurwa — wyrwało mu się, kiedy dostrzegł swój błąd. Odwrócił się, aby spojrzeć na mój niepokorny wyraz twarzy. Zmrużyłam nieatrakcyjnie powieki, gdyż intensywne promienie słoneczne skutecznie mnie raziły. Nic dziwnego – był środek lata, a temperatura na zewnątrz sięgała naprawdę wielu stopniom. — Musiałaś? Akurat teraz...

— Ja tylko podeszłam! — broniłam się. Mężczyzna patrzył na mnie przeszywającym wzorkiem, nie dowierzając.

— Próbuję złapać dla nas coś do jedzenia, a ty... — zaczął, ale nie dokończył swojego wywodu. Machnął ręką lekceważąco, po czym odszedł kilka kroków ode mnie. Ponownie przybrał postawę, która umożliwiała mu trafienie w zwierzynę. Chwila ciszy, odpowiedni kąt i... udało się. — Mam cię — wyszeptał do siebie Samuel, opuszczając łuk.

— To już drugi? — dopytywała zainteresowana Jessica, która przez cały ten czas przyglądała się uważnie jego poczynaniom. Ona także świetnie potrafiła posługiwać się łukiem, ale w ten dzień była wyłącznie obroną dla niepokonanego Samuela. Uśmiechnęłam się na myśl o jego wymyślonym tytule.

— Zgadza się — odparł triumfalnie mężczyzna, zarzucając broń na plecy. — Dwa dorodne dziki — dodał i ruszył po swoją wygraną.

W tym czasie, kiedy Samuel poszedł zabrać martwe zwierzę, usiadłam na sporym głazie i spojrzałam w niebo. Było takie przejrzyste, bez żadnych chmur. Idealny dzień na opalanie się... ale nie w obecnej sytuacji. Nasze życie całkowicie się zmieniło, a my nie byliśmy w stanie nic na to poradzić. Oparłam się na łokciach i nabrałam głębokiego wdechu, napajając się świeżym powietrzem. Nieczęsto wychodziliśmy poza kryjówkę, gdyż każde jej opuszczenie wiązało się z ogromnym niebezpieczeństwem.

Poczułam czyjąś obecność obok siebie i spojrzałam na ciemnowłosą Jessicę. Jej zielone oczy patrzyły wprost na moją twarz, choć ja nie miałam pojęcia, o co takiego jej chodzi. Uśmiechnęłam się mimowolnie, a mój wzrok wyrażał zaciekawienie.

— Lubisz to — wypaliła nagle, nie odwracając się ode mnie. Poczułam ogromne zakłopotanie, nie miałam pojęcia, o czym ona mówi. Patrzyłam nadal pytającym spojrzeniem. — Czuć wolność... być tak daleko od kryjówki.

Przeniosłam wzrok w górę, na słońce, które nie przykrywała żadna, nawet najmniejsza, chmurka. Ukazywało ono swoją całą wielkość oraz potęgę, którą można było odczuć na własnej skórze.

Kiedy miałam otworzyć usta, aby przyznać rację znajomej, do naszych uszu dotarł głośny dźwięk, przypominający ryk. Moje serce momentalnie zaczęło bić szybciej, a oddech ugrzązł w gardle. Poczułam ogromny strach, ale także chęć ucieczki. Natychmiastowo rozejrzałam się dookoła, ale nie dostrzegłam żadnego osobnika. Wstałam z głazu, przybierając pozycję obronną. Wyjęłam zza paska komplet moich ukochanych noży, które zostały nasączone silną trucizną, aby były w stanie osłabić Bestię. Kątem oka widziałam, jak Jessica także wyjmowała swój łuk i stanęła z szeroko rozwartymi nogami. Jej oczy były duże, uważnie obserwowała teren.

Nagle usłyszeliśmy kolejny głośny ryk, tym razem znacznie bliżej od nas. Mocniej zacisnęłam palce na brzegach noży i przełknęłam ślinę.

Ludzkie zmysłyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz