Rozdział 47

8 0 0
                                    

Kobieta od kilku dni była całkowicie wyprana z emocji. Samo dowiedzenie się prawdy o zagładzie było wstrząsające, a do tego doszło także pojmanie jej najbliższych. Niedawno dotarły do niej informacje o zamknięciu w lochach Samuela oraz Jessici. Martwiła się o nich, chociaż nikt by nawet tego nie przypuszczał po jej oschłym zachowaniu.

Co dzień przesiadywała w fotelu blisko kominka, a ciepło płomieni buchało w jej bladą twarz. Straciła kolory na skórze, nie potrafiła przełknąć ani kęsa. Była osłabiona. Oczy mocno podkrążone i czerwone, przekrwione do granic możliwości. Ciało zaczynało tracić kilogramy, przez co wydawało się, jakby nie miała w ogóle mięśni. Sama skóra i kości, co nie wyglądało wcale pociągająco.

— Agnes, słyszałaś? — Do domku wszedł podekscytowany Damien, skupiając całą swoją uwagę na kobiecie. Nie musiał jej szukać. Wiedział, że na pewno znajdzie ją w fotelu. Miał pewność, że do Evans nie dotarły nowiny, lecz mimo wszystko udawał normalne relacje. Kobieta spojrzała na niego niechętnie. — Jessica i Samuel wychodzą zza krat — wyznał to, co usłyszał w pawilonie. — Zdecydowali się pomóc — dodał, przyglądając się Agnes. Miał nadzieję, że ich decyzja wpłynie także na jej myślenie. Ona jednak wydawała się tego nie rozumieć. Odpowiedziała mu głucha cisza, która nie była przyjemna. Przetarł twarz dłońmi, wypuszczając głośno powietrze. Był delikatnie poirytowany zachowaniem kobiety. Wiecznie gniewna i smutna. Chciał, aby wróciła dawna Agnes, którą poznał. Waleczna i pewna siebie, która nie posiadała kompleksów. — Nie cieszysz się?

— Cieszę — odparła beznamiętnie, skierowując wzrok na płomień. To jej pierwsze słowo od ostatnich kilku dni milczenia. Damien uśmiechnął się mimowolnie, lecz bardzo szczerze. Czuł, że to przełom w jej stanie psychicznym, który będzie się tylko polepszał... Jej głos był zachrypnięty, wydawał się, jakby nigdy nie mówiła. Brzmiał paskudnie.

— Nie chcesz ich zobaczyć? — spytał, mając nadzieję, że się zgodzi. W końcu tego pragnęła przez cały ten czas.

Agnes wyprostowała się w fotelu i spojrzała w jego ciemne oczy. Tego też dawno nie robiła, obawiając się zguby. Jego tęczówki wyrażały wiele emocji, których kobieta nie podzielała. Mimo wszystko ona wiedziała, że nie jest to na tyle prawdziwe, na ile by chciała. Mężczyzna grał, całe jego życie, cała ich relacja to wyłącznie gra. Dość marna, nawiasem mówiąc, skoro Evans tak łatwo go przejrzała.

— Nie mam potrzeby — skwitowała cichym głosem, lecz bardzo stanowczym. Nie obdarzyła go nawet krótkim spojrzeniem.

— Jak to nie masz potrzeby? — zdziwił się mężczyzna, wytrzeszczając oczy. Podszedł do niej bliżej, stając dosłownie naprzeciwko. Chciał jej zasłonić widok na ten pieprzony kominek, który tylko go denerwował. — To twoi przyjaciele... martwiłaś się o nich — zarzucił jej podstępnie. Miał nadzieję, że się otworzy, że zacznie cokolwiek mówić. Nie chciał wiecznie patrzeć na smutną i przygnębioną Agnes.

— Żyją. To najważniejsze — stwierdziła mało przyjaźnie. Jej preferencje oraz status społeczny mocno ucierpiał przez ostatni czas. Nie była już tą samą osobą.

Damien westchnął ociężale. Tracił pozytywne myślenie. Cała nadzieja powoli uciekała z niego. Jego mimika twarzy także uległa zmianie. Nie był już na tyle optymistycznie nastawiony. Przestawał się starać.

Usiadł obok kobiety, na drugim fotelu, tym bardziej oddalonym od kominka. Patrzyła na nią, na jej profil twarzy. Nawet z tej perspektywy doskonale były widoczne jej przekrwione oczy, w których po białkach nie było już nawet śladu. Wyglądała tragicznie. Frost oblizał suche wargi.

— Agnes... wiesz, że czas mija — zaczął ostrożnie, nie chcąc jej bardziej zrazić do siebie. Obserwował w skupieniu jej reakcję.

— Kiedy? — spytała mimowolnie. Wydawała się być nieobecna, a jednak odpowiadała.

Ludzkie zmysłyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz