4 lata później...
Po domku roznosił się wesoły głos najmłodszego z domostwa, którego każdy zaakceptował, łącznie z Agnes i jej partnerem. Przywiązali się do dziecka i nie mieli zamiaru go oddawać, wyrzekać się.
— Nakryjesz do stołu? — zapytał grzecznie Damien, kierując słowa do swojego syna. Miał dopiero cztery lata, a jednak mężczyzna już chciał go nauczyć podstawowych czynności. Uważał swojego potomka za osobnika ogromnie inteligentnego, którego łatwo czegokolwiek nauczyć, dlatego też to wykorzystywał już na wczesnym etapie.
— Tak, tato — odpowiedział równie miłym głosem chłopiec i zabrał się za pomaganie przy obiedzie. Wspólny posiłek był dla nich czymś, co było niezwykle ważne. W ten sposób zaciskali więzi, a ich relacje było coraz lepsze. Nie było hierarchii w ich domu, każdy poczuwał się za członka domostwa i tak właśnie było.
— Kochanie, stało się coś? — Frost zwrócił się do swojej wybranki, partnerki życiowej, patrząc na jej wesoły wyraz twarzy. Od dawna chodziła uśmiechnięta, zwyczajnie szczęśliwa, co nie uszło także uwadze Damiena.
— A czemu miałoby się coś stać? — Spojrzała na niego troskliwie, nie do końca dobrze rozumiejąc jego pytanie. Mieszała sałatkę, do której dodała odrobinę sosu własnoręcznie przyrządzonego, co jakiś czas zerkając na swojego partnera.
W miasteczku wiele się zmieniło. Cywilizacja sięgnęła nieco wyższego poziomu, przez co i życie było dogodniejsze. Bestie przestały nawiedzać tutejsze lasy, a jednak i tak każdy bał się wyjść poza osadę po zmroku. Chodziły nawet pogłoski, że największe postrachy świata zwyczajnie wyginęły.
— Mamo, długo jeszcze? — Do uszu kobiety dotarł cieniutki głos syna. Chłopiec pociągnął swoją rodzicielkę za sukienkę, patrząc w jej szczęśliwe oczy. Kochał swoją mamę i uwielbiał, kiedy była uśmiechnięta. — Jestem głodny — dodał, przeciągając każdą sylabę. Zrobił też swoją proszącą minę, aby nadać temu lepszy efekt.
— Nie. Zaraz będzie gotowe. Możesz zanieść sałatkę na stół? — Spojrzała na niego. Jego malutkie oczka wyrażały zadowolenie, a głowa chętnie unosiła się w dół i w górę.
Kiedy chłopiec zniknął z pola widzenia swoich rodziców, ci mieli chwilę dla siebie. Damien podszedł do kobiety i objął jej ciało, zasłaniając swoim. Składał delikatne pocałunki na jej odsłoniętej szyi. Agnes bardzo podobał się ten gest, a nawet z jej ust wydostał się cichutki jęk rozkoszy. Odkąd ich dziecko zawitało na tym świecie, ich sprawy łóżkowe mocno ucierpiały.
— Uważaj, bo Brave zobaczy — pouczyła go Evans, pilnując, aby dziecko nie napotkało ich w intymnej sytuacji.
Brave – właśnie tak miał na imię ich syn, rozkładał w tym czasie sztućce oraz inne potrzebne drobiazgi, aby móc wreszcie zjeść. Był to prawdziwy głodomór!
— Tak pięknie go nazwałaś — skomentował mężczyzna, nawiązując do znaczenia imienia.
— Razem go tak nazwaliśmy — zauważyła trafnie i uśmiechnęła się miło, przez co serce Damiena topiło się na sam jej widok.
Brave oznaczało waleczność, dokładnie tego oczekiwali jego rodzice. Że zawsze będzie dzielny i z wypiętą klatką stawiał czoło wyzwaniu. Że nigdy się nie podda i będzie walczył do końca.
— Długo jeszcze?! — chłopiec nie dawał za wygraną. Dopytywał ciągle, domagając się jedzenia. Nie robił tego jednak w denerwujący sposób, a raczej zabawny.
— Już idziemy — zadecydowała Agnes, podnosząc misę z mięsem. Jego wyrazisty zapach unosił się po całym domku, a ślinka sama ciekła.
Jak zarządziła, tak też zrobili. Chwilę później całą trójką, swoją małą rodziną, zasiedli do niewielkiego stołu i mogli delektować się smakowitym obiadem, podczas którego nikomu nie zamykała się buzia. Lubili spędzać ze sobą czas, a rozmowy to była ich codzienność. Potrafili gawędzić o wszystkim, a zarazem o niczym. Wystarczyło tylko się odzywać, a już dzień wydawał się weselszy.
CZYTASZ
Ludzkie zmysły
General FictionŚwiat nie jest już taki jak wcześniej. Niczym nie przypomina początku lat dwutysięcznych... ludzkość całkowicie wymiera za sprawą śmiertelnej choroby. Niszczy ona człowieczeństwo, zamieniając każdego w bestialskie zwierzę, pragnące wyłącznie pożywie...