Rozdział 51

12 1 0
                                    

4 lata później...

Po domku roznosił się wesoły głos najmłodszego z domostwa, którego każdy zaakceptował, łącznie z Agnes i jej partnerem. Przywiązali się do dziecka i nie mieli zamiaru go oddawać, wyrzekać się.

— Nakryjesz do stołu? — zapytał grzecznie Damien, kierując słowa do swojego syna. Miał dopiero cztery lata, a jednak mężczyzna już chciał go nauczyć podstawowych czynności. Uważał swojego potomka za osobnika ogromnie inteligentnego, którego łatwo czegokolwiek nauczyć, dlatego też to wykorzystywał już na wczesnym etapie.

— Tak, tato — odpowiedział równie miłym głosem chłopiec i zabrał się za pomaganie przy obiedzie. Wspólny posiłek był dla nich czymś, co było niezwykle ważne. W ten sposób zaciskali więzi, a ich relacje było coraz lepsze. Nie było hierarchii w ich domu, każdy poczuwał się za członka domostwa i tak właśnie było.

— Kochanie, stało się coś? — Frost zwrócił się do swojej wybranki, partnerki życiowej, patrząc na jej wesoły wyraz twarzy. Od dawna chodziła uśmiechnięta, zwyczajnie szczęśliwa, co nie uszło także uwadze Damiena.

— A czemu miałoby się coś stać? — Spojrzała na niego troskliwie, nie do końca dobrze rozumiejąc jego pytanie. Mieszała sałatkę, do której dodała odrobinę sosu własnoręcznie przyrządzonego, co jakiś czas zerkając na swojego partnera.

W miasteczku wiele się zmieniło. Cywilizacja sięgnęła nieco wyższego poziomu, przez co i życie było dogodniejsze. Bestie przestały nawiedzać tutejsze lasy, a jednak i tak każdy bał się wyjść poza osadę po zmroku. Chodziły nawet pogłoski, że największe postrachy świata zwyczajnie wyginęły.

— Mamo, długo jeszcze? — Do uszu kobiety dotarł cieniutki głos syna. Chłopiec pociągnął swoją rodzicielkę za sukienkę, patrząc w jej szczęśliwe oczy. Kochał swoją mamę i uwielbiał, kiedy była uśmiechnięta. — Jestem głodny — dodał, przeciągając każdą sylabę. Zrobił też swoją proszącą minę, aby nadać temu lepszy efekt.

— Nie. Zaraz będzie gotowe. Możesz zanieść sałatkę na stół? — Spojrzała na niego. Jego malutkie oczka wyrażały zadowolenie, a głowa chętnie unosiła się w dół i w górę.

Kiedy chłopiec zniknął z pola widzenia swoich rodziców, ci mieli chwilę dla siebie. Damien podszedł do kobiety i objął jej ciało, zasłaniając swoim. Składał delikatne pocałunki na jej odsłoniętej szyi. Agnes bardzo podobał się ten gest, a nawet z jej ust wydostał się cichutki jęk rozkoszy. Odkąd ich dziecko zawitało na tym świecie, ich sprawy łóżkowe mocno ucierpiały.

— Uważaj, bo Brave zobaczy — pouczyła go Evans, pilnując, aby dziecko nie napotkało ich w intymnej sytuacji.

Brave – właśnie tak miał na imię ich syn, rozkładał w tym czasie sztućce oraz inne potrzebne drobiazgi, aby móc wreszcie zjeść. Był to prawdziwy głodomór!

— Tak pięknie go nazwałaś — skomentował mężczyzna, nawiązując do znaczenia imienia.

— Razem go tak nazwaliśmy — zauważyła trafnie i uśmiechnęła się miło, przez co serce Damiena topiło się na sam jej widok.

Brave oznaczało waleczność, dokładnie tego oczekiwali jego rodzice. Że zawsze będzie dzielny i z wypiętą klatką stawiał czoło wyzwaniu. Że nigdy się nie podda i będzie walczył do końca.

— Długo jeszcze?! — chłopiec nie dawał za wygraną. Dopytywał ciągle, domagając się jedzenia. Nie robił tego jednak w denerwujący sposób, a raczej zabawny.

— Już idziemy — zadecydowała Agnes, podnosząc misę z mięsem. Jego wyrazisty zapach unosił się po całym domku, a ślinka sama ciekła.

Jak zarządziła, tak też zrobili. Chwilę później całą trójką, swoją małą rodziną, zasiedli do niewielkiego stołu i mogli delektować się smakowitym obiadem, podczas którego nikomu nie zamykała się buzia. Lubili spędzać ze sobą czas, a rozmowy to była ich codzienność. Potrafili gawędzić o wszystkim, a zarazem o niczym. Wystarczyło tylko się odzywać, a już dzień wydawał się weselszy.

Ludzkie zmysłyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz