Bucciarati x Reader

280 24 13
                                    

Na wstępie chciałam BARDZO podziękować za 100 gwiazdek. Wow. Niby nie jest to stosunkowo wielka liczba, ale jak dla mnie, to jest kurde coś xd Dziękuję jeszcze raz i mam nadzieję, że jeszcze trochę się ze mną ,,pomęczycie" 😽
  ~~~~~~~~~~•••~~~~~~~~~~
Żyłam w rodzinie z ,,zasadami". Jakikolwiek stosunek seksualny przed zamążpójściem, oznaczał hańbę i nieczystość. Zostałam tak wychowana, dlatego nie uważałam tego za nic dziwnego...dopóki, gdy nie odczułam tego ,,szaleństwa" na sobie...

Cała moja rodzina wywodziła się ze znanych domów. Ich matki oraz ojcowie zostawali lekarzami, prawnikami, biznesmenami zarabiającymi miliony. A ja? Ja nie chciałam tak żyć. Od zawsze przytłaczała mnie ilość ludzi, znajdujących się w moim otoczeniu. Kompletnie nie wyobrażam sobie, siebie samej wśród innych milionerów na spotkaniach biznesowych, czy mówiącej przed tysiącami ludzi. Rodzice jednak tego nie zauważali. A może bardziej nie chcieli?

Odkąd pamiętam, zostałam zapisywana na wszelakie zajęcia dodatkowe, korepetycje itp. Był w tym jeden cel. Zostać najlepszą. Co z tego, że moje wyniki były w czołówce. Co z tego, że zdobywałam multum nagród z zajęć pozaszkolnych, skoro nie byłam w stanie nawiązać żadnych relacji z rówieśnikami. Zawsze byłam sama. To nie tak, że tego nie chciałam. Ja tego pragnęłam! Po prostu...,,nie każdy jest dla mnie odpowiedni". Tak mówili mi rodzice...

Ale w pewnym momencie mego, życia, pojawiła się pewna iskierka nadziei.

Wracałam z dodatkowych lekcji matematyki. Nienawidziłam tego przedmiotu. Co z tego, że moje wyniki są ponadprzeciętne, skoro aby to osiągnąć muszę siedzieć nas zadaniami cały tydzień! W pewnym momencie, zbłądziłam. Nie miałam pojęcia, gdzie się znajduję, a na dodatek, nie było tu nikogo. Niby powinnam się cieszyć, ale każdy wie jak jest w filmach. Zmierzając przez ledwo oświetloną alejkę, poczułam nagłe i agresywne szarpnięcie za łokieć.
- Proszę mnie puścić! - próbowałam się wyrwać.
- Słuchaj gówniaro - złapał moją twarz, żebym na niego popatrzyła. Był odrażający. - Nie mam ochoty na jakieś szarpaniny, więc po prostu odpuść i daj mi się wykorzystać tak?- zdarł ze mnie koszulę mundurku szkolnego, przez co zostałam w samym biustonoszu.
- Pomocy! - krzyknęłam z nadzieją, że ktokolwiek będzie tędy przechodził. Niestety. Pogorszyło to tylko moją sytuację. Ewidentnie mężczyzna dostał większego napadu agresji. Poczułam straszne pieczenie na policzku, a zaraz po tym zostałam odwrócona twarzą do ściany, która jeszcze sekundę temu, drażniła moje plecy. Łzy lały się z moich oczu, niczym strumień wody. Bałam się. Pierwszy raz tak strasznie się bałam...Nagle usłyszałam...kaszlnięcie?
- Kurwa, to Bucciarati! - oprawca odsunął się ode mnie błyskawicznie, a zaraz po tym, nie było po nim śladu. No...prawie. Nadal byłam cała rozstrzęsiona, a chłodny wiatr tego nie poprawiał.
- Czy mogę ci jakoś pomóc? - usłyszałam jego głos.
- N...nie, dziękuję. Za ratunek i w ogóle... Ja będę już wracać...
- Odprowadzić cię?
- Nie. To znaczy, nie znam pana, więc...- zakryłam dłońmi, moją klatkę piersiową. - Do widzenia. - Odwróciłam się z zamiarem odejścia z tego miejsca.
- Do zobaczenia T/I T/N.
- Co? Skąd pan...- gdy ponownie obróciłam się...już go tam nie było.
   ~~~~~~~~~~•••~~~~~~~~~~
Orientując się już, gdzie jestem, szybkim krokiem wróciłam do domu. Gdy weszłam do przedpokoju, mama jak i tata, siedzieli na kanapie, oglądając lokalną telewizję.
- Wróci...- zaczęłam cicho.
- Jezu, dziecko, co ci się stało?!
- Ja...- łzy zaszkliły moje oczy. - Wracałam z korepetycji i...jakiś mężczyzna wciągnął mnie do...
- Straciłaś dziewictwo?!
- Mamo...ni...
- Pozwoliłaś, żeby jakiś zwykły bandyta i plebejusz, dotknął cię swoimi brudnymi dłońmi! - wtrącił się mój ojciec.
- Tato...to nie była moja wina...- zaczęłam płakać.
- Nie?! Sam, nigdy by cię nie dotknął! Musiałaś go sprowokować, a teraz udajesz niewiniątko!
- To nieprawda! Proszę, uwierzcie mi!
- Wyjdź.
- Ale...jestem waszą córką, nie możecie mnie wyrzu...
- Kim? - zapytał ojciec. - My już nie mamy córki.

Wybiegłam stamtąd jak najszybciej. Dlaczego oni tak mnie potraktowali?! Przecież ja nic nie zrobiłam! Ja...ja nawet nie wiem co ze sobą zrobić...
   ~~~~~~~~~~•••~~~~~~~~~~
Tułałam się po ulicach. Nie miałam przy sobie nic. Nadal nie odpuszczałam do siebie wiadomości, że moi rodzice wyrzucili mnie z własnego domu... Najgorsze jest to, że zaczynałam sama wierzyć, że cała ta próba gwałtu, była jedynie moją winą...Przecież nie musiałam wracać tamtą uliczką prawda? Ja po prostu podkusiłam tego mężczyznę...? Nie. Nie mogłam sobie wmawiać tych kłamstw. Nie zawiniłam w żadnym stopniu i powinnam dobrze o tym wiedzieć.

Po długim ,,spacerze", zmęczona usiadłam na betonowym podłożu. Nie wiem co zrobić. Reszta rodziny, ma takie same poglądy jak moi rodzice. Bałam się jeszcze większego odrzucenia...Zaczęłam drżeć z zimna. Mogłam zabrać chociaż płaszcz. Idiotka! W pewnym momencie zrobiło mi się trochę cieplej. Czy...czy ja umieram? Podobno, gdy dochodzi do śmierci przez odmrożenie, w chwili konania, właśnie to się czuje.
- Proszę, na pewno jest ci zimno - chwila...gdzieś już słyszałam ten głos...Dostrzegłam też koc na moich barkach.
- Czy pan mnie śledzi?! - poderwałam się.
- Jestem od ciebie niewiele starszy. Nie mów mi ,,pan" - zaśmiał się lekko. - A co do śledzenia, to tak. Śledzę cię. Od dawna.
- Co? - zastygłam. - Jak to możliwe, że niczego nie zauważyłam?!
- A czy najlepszy kucharz, zdradza swoje przepisy?
- Kim ty jesteś? - zapytałam ze strachem.
- Kimś, kto chce ci pomóc - odpowiedział natychmiastowo.
- Dlaczego?
- Ponieważ wiem, że nie zasłużyłaś na taką rodzinę i na takie życie.
- Ach tak? - spuściłam wzrok. - To w jaki sposób chcesz mi pomóc, panie nieznajomy? - zapytałam z sarkazmem w głosie.
- Chodź ze mną - wyciągnął w mą stronę dłoń. - I tak nie masz nic więcej do stracenia...- Ma racje. Straciłam wszystko, zostając sama jak palec. Dlaczego więc, nie podjąć tego ryzyka? Dotknęłam delikatnie jego dłoni, po czym mężczyzna pomógł mi wstać.
- Gdzie idziemy?
- To twojej nowej rodziny...

Nie szliśmy długo. Kilka minut dzieliło nas od drzwi, które od razu zostały otwarte przez mego ,,wybawiciela". Niepewnie wchodząc, rozejrzałam się po pomieszczeniu. Szybko zauważyłam, że nie jesteśmy tu sami. Rozglądając się dalej, zastanowiłam się nad tym, że nawet nie wiem jak mój wybawca się nazywa... 
- Już wróciłeś? - usłyszałam krzyk z pomieszczenia, znajdującego się przed nami. Od razu do niego weszliśmy.
- Chcę wam kogoś przedstawić - zaczął. - To jest T/I T/N. Od dzisiaj, będzie ważnym elementem w naszym życiu.
- Chyba twoim, Bucciarati...- warknął mężczyzna w długich, białych włosach. - Powiedz jak będziesz chciał zmajstrować małego Bruno. Wyniesiemy się stąd na jakiś czas. - Prychnął.

A więc Bruno Bucciarati? Moja iskierka nadziei...?

One shoty z JojoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz