Rozdział 9 - „Czasami trzeba grać"

3.3K 375 775
                                    

Poprzednio:
— Nie rób gwałtownych ruchów — cicho powiedział nie puszczając go i patrząc na brunetkę.

— Hm? — przestraszył się i już zrozumiał, że maja problemy.

— Lepiej posłuchaj kolegi — powiedziała mocniej wbijając różdżkę w bluzę chłopaka.

— Parker tylko spokojnie — odsunął się od niego.

— P-Parker?... — zdziwiła się i upuściła różdżkę na ziemie robiąc przy tym trochę hałasu.

Chłopak rozpoznał znajomy głos i odrazu, gdy usłyszał, jak różdżka upada na ziemie odwrócił się, by spojrzeć na dziewczynę. Poznał ją odrazu i uśmiechnął do niej delikatnie. Nick patrzył na nich uważnie gdyby miał zaraz pomóc mu się bronić lub być gotowym do ucieczki.

— Levi?... — spytała dość cicho i podniosła różdżkę.

— Madison?... cześć — przywitał się z nią cicho.

— Jak... co, co ty tu robisz? Jak... jak tu jesteś, przecież... — nic nie rozumiała z tego wszystkiego.

— Długa historia...zaklęcie nie zadziałało tak, jak trzeba — przyznał dalej cicho — na całe szczęście.

— Mhm... — nie wierzyła mu — A ty to? — zmierzyła szatyna wzrokiem czekając na odpowiedz.

— Nick Evans — przedstawił się obojętnie, nie obchodziła go ta dziewczyna. Spojrzał na bruneta — chyba będziemy już wracali, skoro nie ma tu twojego Malfoy'a.

— Szukacie Draco? — spytała chowając różdżkę.

— Ta, Parker chce z nim pogadać, o czym to tam było? — spojrzał na chłopaka — ah No tak, o uczuciach — skrzywił się na to ostatnie słowo.

— Idźcie już stąd, tu nie jest bezpiecznie — złapała Leviego za ramie — cieszę się, że jednak przeżyłeś — odeszła od nich.

— Madison... czekaj, chciałem porozmawiać — przerwał, gdy dziewczyna zniknęła za rogiem. Dlaczego jego przyjaciele byli dla niego tak „wredni"?

— Chyba cię nie słyszy — wywrócił oczami.

— Nick... chce zostać sam — poszedł do wyjścia z Malfoy Manor zostawiając szatyna samego na korytarzu.

— Levi... — popatrzył za nim. Zrobiło mu się go trochę szkoda przez to, jak potraktowali go jego „bliscy" za którymi tak tęsknił.

Brunet wyszedł z rezydencji i poszedł przed siebie, deportował się do hogwartu i wszedł do środka zamku. Skierował się na wieże astronomiczną. Nick nie powiedział mu nic, szedł za nim trochę zmartwiony jego stanem. Zauważył, że skierował się na wieże więc zrobił to samo. Bał się, że wpadnie mu coś głupiego do głowy. Ślizgon wchodził po schodkach na górę, cały czas był zamyślony. Gdy dotarł na koniec schodów usiadł na ziemi opierając się plecami o metalową barierkę. Podwinął nogi do siebie i oparł brodę o kolana. To nie było wcale łatwe udawać kogoś tak naiwnego. Miał to już opanowane... cały czas kłamał. Związek z Draco nauczył go, by nie ufać ludziom. Nauczył się nimi manipulować tak, jak oni robili to z nim. Nie uwierzył Nick'owi w jego „przyjaźń" i szczere intencje. W żadne zadanie Voldemorta i w to, że mu przykro. Nie był już tak naiwny, jak kiedyś, ale łatwo było przed nimi takiego grać. Musiał się „dostosować" by dowiedzieć się prawdy której tak bardzo potrzebował. Podczas rozmowy z Katią również udawał, by myślała, że udało jej się go zmanipulować... ale on zrozumiał, że dziewczyna robiła to tylko dlatego, by się go pozbyć. Nie była już jego przyjaciółką... spotykała się z chłopakiem za którego on oddał swoje własne życie. Stracił do nich wszystkich zaufanie i zauważył, że nie ma już prawdziwych przyjaciół. Każdy z nich go okłamał i chciał dla niego, jak najgorzej. Ojciec miał racje, po co była mu ta nauka w hogwarcie? Po co poznawanie tych wszystkich ludzi... tylko go to zniszczyło. Zrozumiał, że się zmienił. Usłyszał kroki na górę i spojrzał w stronę schodów. Nick wszedł na górę i spojrzał na bruneta, podszedł do niego i usiadł obok opierając się o barierkę plecami. Popatrzył w jego stronę przekręcając lekko głowę. Zauważył te „zdołowanie i brak chęci do czegokolwiek", zrobiło mu się go naprawdę szkoda. Był zadaniem... na początku, teraz naprawdę się o niego martwił. Chciał mu pomóc, ale w swój własny sposób...

Zapomniana ślizgońska miłość | Ślizgońska Dylogia IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz