Rozdzial 37 - „Nie chwal dnia przed zachodem slonca"

844 115 209
                                    

Poprzednio:
— Nad czym? — oparła się rękami z tylu o materac na którym siedzieli.

— Wyjazdem Leviego, ciekawe czy kiedyś wróci... — spojrzał na nią dokładnie.

— C-co powiedziałeś?... — poczuła jakby ktoś wbił nóż w jej plecy. Jedyne oparcie jakie miała znajdowała w starszym bracie. Zostawił ją?... zostawił ją samą, nie licząc się z jej uczuciami? Osoba która potrafiła wywołać uśmiech na jej twarzy zamieniła go w smutek? Zacisnęła mocniej pięści. Jak mógł mi to zrobić.

****

Od tamtego momentu minęło kilka dobrych dni. Lisa odpuściła poszukiwania starszego brata, bo zrozumiała, że jest dorosły i przecież nie może mu niczego zabronić. Ethan wyjaśnił jej sytuacje bruneta przez co było jej łatwiej go zrozumieć. Powoli zaczęła dogadywać się z matką, która o dziwo nie okazała się być tak okropna, jak myślała dziewczyna. Wszystko jakoś się układało bez obecności Leviego. Katia, jak i Madison zostały w domu rodzinnym. Blondynka była bardzo szczęśliwa z puchonem, czego niestety nie można powiedzieć o jej siostrze. Jej związek z Chase'm skończył się tak szybko, jak się zaczął.
Przeżywała ich rozstanie i z sentymentu umówiła na spotkanie z dawnym kochankiem. Wpuściła go do swojego pokoju i zamknęła za nimi drzwi. Szatyn lekko ją przytulił i usiadł na kanapie zwracając pełną uwagę na ślizgonke.

— Napijemy się? — zaproponowała. Zauważyła, że ostatnio jest jakiś chłodny i obojętny na wszystko co dzieje się do okola.

— Ognista? — dopytał i wyczarował dwie szklanki — jak mógłbym odmówić — uniósł kącik ust.

Brunetka wyjęła butelkę pełną trunku i nalała im równą ilość do szklanek. Podała jedną szatynowi, a z drugiej sama się napiła. Rozmawiali jakiś czas o tym co ostatnio wydarzyło się w ich życiu. Kilka godzin później Madison leżała na udach Parkinsona bawiąc się kosmykiem swoich włosów. Oboje wypili trochę więcej niż zaplanowali.

— Ivan — zaczęła patrząc na niego w górę.

— Tak? — spojrzał na nią opierając głowę o kanape.

— Jak tak właściwie zostałeś śmieriożercą? — od zawsze ją to ciekawiło. Czy były to sprawy rodzinne, czy jego własna decyzja.

— Długa historia — wywrócił oczami.

— Muszę się dowiedzieć, wiesz, że ciekawi mnie to odkąd się poznaliśmy? — uszczypnęła go w policzek — opowiadaj — nalegała.

— Niech będzie — westchnął — byłem dzieciakiem. Słabym i niezdarnym dzieciakiem. Nie miałem przyjaciół, nie licząc jednego chłopaka. Mniejsza — głaskał ją po głowie — pokłóciłem się z nim... — przypomniał sobie.

— O co poszło? — bawiła się pierścionkiem na swoim palcu.

— Nigdy nie przyznał, po prostu stwierdził, że nie chce dłużej się ze mną zadawać. Wpadłem w szał i poszedłem w stronę lasu. Zawsze się go bałem, ale tamtego dnia było mi wszystko jedno — znowu się napił.

— Ile miałeś lat? — wstała do siadu i skupiła na nim wzrok.

— Trzynaście — przygryzł policzek od środka. Ściemniało się... a ja byłem tam sam. Przynajmniej tak mi się wydawało — wzruszył ramionami.

Zapomniana ślizgońska miłość | Ślizgońska Dylogia IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz