1

9.2K 282 386
                                    

Mimo że był na wpół przytomny, czuł, że leży na czymś mokrym. Pierwszą jego myślą było, że leży we własnej krwi. Bolało go dosłownie wszystko. Czuł, że ma połamanych kilka żeber, palce w prawym ręku i piszczel w lewej nodze. Z wargi ciekła mu krew, miał w ustach jej metaliczny posmak. Na jego brzuchu była ogromna, otwarta rana, z której sączyła się czerwona posoka. Miał wrażenie, że jego plecy zieją ogniem od uderzeń bicza. Nie mógł się ruszyć. Sam już nie wiedział, czy jest to efekt zaklęcia paraliżującego, czy tego że nie ma już siły. Spod przymrużonych powiek widział, że jest otoczony przez pięciu Śmierciożerców w Sali Przepowiedni. Nie miał żadnej możliwości obrony. Samo oddychanie sprawiało mu ból. Przeklinał samego siebie za to, że uznał wizję torturowanego Syriusza za prawdziwą. W całym tym koszmarze widział tylko jeden plus: nawet jeśli teraz umrze, Voldemort nie pozna proroctwa.

Miał tylko nadzieję, że jego przyjaciołom nic nie jest. Gdyby nie zwrócił się do nich z prośbą o pomoc w uratowaniu Syriusza, byliby teraz bezpieczni w Hogwarcie. A teraz to pewnie Syriusz biegnie na ratunek jemu. Jak mógł pomyśleć, że jego ojciec chrzestny mógłby być na tyle głupi, aby opuszczać kwaterę główną Zakonu Feniksa?

Wiedział, że to wszystko, ból, bezradność, cierpienie, zaraz się skończy – jego śmiercią, albo nadejściem Zakonu Feniksa.

Pochyliła się nad nim. Znów zobaczył te głębokie, czarne oczy i tkwiące w nich szaleństwo. Mimowolnie wzdrygnął się, a jego ciało przeszył jeszcze większy ból. Wiedział, że jest ona jedyną, tak nieobliczalną Śmierciożerczynią, a jakąkolwiek władzę nad nią ma jeszcze większy psychopata. Bellatrix Lestrange uniosła jego głowę, trzymając za włosy, po czym szepnęła mu zjadliwym głosem wprost do ucha – Ile jeszcze wytrzymasz, Harry? Kto cię teraz uratuje? – wysyczała. – Nawet sobie nie wyobrażasz, jaką łaską obdarzy mnie Czarny Pan, kiedy dowie się, że zginąłeś z mojej ręki. – Zaśmiała się histerycznie. – A potem, kiedy ty już dołączysz do swoich rodziców, do swojej brudnej, szlamowatej matki, zajmę się twoimi przyjaciółmi. – Skrzywiła się, wymawiając ostatnie słowo, a potem ciągnęła dalej – Szczególną uwagę poświęcę pannie Granger. Cóż, pod względem ilości szlamu we krwi, jest niemal jak twoja matka. Zapewne ucieszysz się, kiedy spotkasz się z nią w zaświatach, zobaczysz tam wszystkie szlamy, wszystkich mieszańców i zdrajców krwi – szeptała tonem, który powodował dreszcze strachu i nienawiści na jego obolałym, obficie krwawiącym ciele. – Jak myślisz, w jaki sposób powinnam się z nią zabawić? Może…

– Nie baw się panem Potterem, Bello – przerwał jej chłodny, opanowany głos. – Czarny Pan prosił, aby załatwić to szybko. – Harry rozpoznał ten głos i kiedy uświadomił sobie, do kogo należy, zwymiotował krwią prawie na buty Lestrange. Lucjusz Malfoy, widząc to, dodał – Och, myślę, że pan Potter niedługo nas opuści.

– Co powiedziałeś, Lucjuszu? – Harry ledwo zdołał zarejestrować, że Śmierciożercy padają na kolana. Lestrange puściła jego głowę, a on opuścił ją z głuchym dźwiękiem na podłogę, sprawiając sobie tym jeszcze więcej bólu. Poczuł, że za chwilę jego życie dobiegnie końca bez pomocy Bellatrix. Świat zawirował wokół, kiedy poczuł ostre pieczenie w bliźnie. No tak, co to by był za koniec Harry’ego Pottera, gdyby nie uczestniczył w nim Voldemort? – przeszło mu przez myśl.

– Pomyśleliśmy, że będziesz zadowolony, że wyręczyliśmy cię zabijając Pottera – powiedział Malfoy drżącym głosem.

– Powiedz mi, Lucjuszu, po co miałbym odbierać życie Harry’emu Potterowi, skoro wcześniej je uratowałem? – zapytał ociekającym wściekłością głosem Voldemort.

Harry nie zdołał usłyszeć nic więcej. Osunął się w ciemność. Tak bardzo pragnął, aby to wszystko już się skończyło.

***

Nie taki Riddle straszny jak go malująOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz