30 cz.2

2K 110 36
                                    

- Myślisz, że Harry mówi prawdę? – zapytał Seamus Neville’a, kiedy po obiedzie szli razem do biblioteki.

- Tak – odpowiedział krótko Longbottom. – Wiesz, Harry nie ma powodu, żeby kłamać. W końcu to my poprosiliśmy go o wyjaśnienia. On nas do niczego nie namawiał.

- No tak, w sumie tak – mruknął Finnegan. – A co, jeśli to była tylko taka zagrywka? Wiesz, żeby nas przekonać do zmiany stron. Albo jeśli on robi to, co każe mu Sam-Wiesz-Kto?

- No… - Neville zatrzymał się, spojrzał na przyjaciela i wziął głęboki oddech. – Dumbledore twierdzi, że to Sam-Wiesz-Kto zabił rodziców Harry’ego. Jeśli to byłaby prawda, to Harry na pewno by do niego nie dołączył. Przecież… - Chłopak podrapał się po głowie. – Harry zawsze pragnął śmierci Sam-Wiesz-Kogo ze względu na swoich rodziców. A jeśli chodzi o to drugie, to… naprawdę myślisz, że Sam-Wiesz-Kto mógłby rzucić na Harry’ego Impreriusa? – zapytał, wznawiając marsz.

- No a niby dlaczego nie?

- Bo Harry potrafi się oprzeć. Udało mu się za pierwszym razem dwa lata temu. Uważasz, że teraz miałby z tym problem?

- No... ale wiesz. To w końcu Sam-Wiesz-Kto – powiedział Seamus, wzruszając ramionami.

- No… A Harry to Chłopiec-Który-Przeżył.

- No tak, w sumie tak – zgodził się Seamus.

***

- Możesz wyjaśnić? – poprosił Harry.

- Ostatnio ulubionym zajęciem Rona jest podburzanie Gryffindoru przeciwko tobie – powiedziała smutnym głosem i usiadła w fotelu. – Opowiada, że jesteś Śmierciożercą, że w wakacje uczyłeś się zabijać mugoli Avadą Kedavrą. A ostatnio… - zawiesiła głos – ostatnio słyszałam, jak mówił, że nienawidzisz mugoli ze względu na swoje wujostwo. Próbuje wmówić ludziom, że twoja nienawiść nie wzięła się z nikąd. Mówi, że opowiadałeś mu kiedyś, jak bardzo ich nienawidzisz i chciałbyś, by umarli.

- A… co na to gryfoni? – zapytał jakby z obawą.

- Większość mu wierzy – przyznała ze smutkiem. – Wiesz, ja próbowałam go powstrzymać, ale… on w ogóle mnie nie słucha.

- To nic, Hermiono. Ja… dam sobie radę. Nie narażaj się.

- To nie wszystko. Bo widzisz, teraz Ron i niektórzy gryfoni nastawiają przeciw tobie uczniów z innych domów.

- Myślisz, że ktoś będzie chciał go zaatakować? – Wtrącił się do rozmowy Draco.

- Mam nadzieję, że nie, ale… Harry, powinieneś teraz dużo bardziej na siebie uważać.

- Znaczy, że masz się nigdzie sam nie włóczyć, Potter. – Ślizgon miał bardzo poważną minę.

- Draco, przestań…

- Mówię poważnie, Harry – przerwał mu Malfoy. – Jeśli nie będziesz sam, nikt się nie odważy ci czegoś zrobić. – Przeciągnął się, po czym podniósł do siadu.

- A jak, twoim zdaniem, mam ciągle z kimś przebywać, skoro większość szkoły jest przeciwko mnie? Zresztą, kto niby będzie cały czas ze mną łaził?

- Ja. – Blondyn uśmiechnął się ukazując śnieżnobiałe zęby, po czym mówił dalej. – Mogę po ciebie przychodzić przed śniadaniem. Większość lekcji mamy wspólnie, więc nie będzie problemu. A wieczorem… cóż… Wieczorem po prostu będziesz siedział w dormitorium i nigdzie się nie ruszał – skończył pewnie, zakładając ręce za głowę i kładąc jedną nogę na drugiej tak, że krzyżowały się w kostkach.

Nie taki Riddle straszny jak go malująOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz