43

2K 101 12
                                    

- Gdzie jest Hermiona? – zapytał Draco, kiedy razem z Harrym wylądowali w ogrodzie. Od ponad godziny latali razem na miotłach. Początkowo chcieli zrobić zawody szukających, jednak było dosyć wietrznie, a rezydencja Toma była chroniona barierami, poza które nie mogli wylecieć. Postanowili więc nie ryzykować.
- Pewnie w bibliotece, jak zwykle – odpowiedział Harry.
Obaj zadrżeli, kiedy poczuli zimny podmuch wiatru. Grudzień zbliżał się wielkimi krokami. Do Świąt zostało już tylko niecałe pięć tygodni, a na dworze robiło się coraz chłodniej, chociaż na śnieg jeszcze się nie zapowiadało.
Chłopcy szybko przeszli przez ogród i niemal pobiegli do kuchni. Latanie zawsze powodowało u nich wilczy apetyt i wzmagało ochotę na słodkie smakołyki. Skrzaty czym prędzej przygotowały im naleśniki ze słodkim serkiem i owocowym sosem oraz kubki gorącej czekolady z bitą śmietaną.
- I co, Niklaus nadal cię prześladuje? – zapytał Harry, pochłaniając kolejną porcję naleśników.
- Nawet nie pytaj. – Ostatnio wystarczyło wypowiedzieć przy Draco tylko imię mężczyzny, a ten od razu się złościł. Harry lubił te przedstawienia. Wiedział, że Draco na swój sposób lubi Klausa, ale czuje się w jego obecności niepewnie. W końcu zwykle to Malfoy był tym, który wprawiał innych w zakłopotanie. – Wczoraj ugryzł mnie w ucho. Rozumiesz?! Ugryzł mnie! Zobacz, mam ślad. – Odgarnął włosy i pochylił się w stronę Harry’ego, żeby pokazać mu maleńkie skaleczenie. Harry zaśmiał się. – To nie jest śmieszne! On robi się coraz gorszy.
- A tobie w ogóle nie podoba się jego zachowanie – orzekł Potter. – I nie uważasz, że jest niesamowicie przystojny?
- On w ogóle nie jest przystojny. Jest paskudny! Tak, właśnie tak – powiedział szybko Draco. Harry spojrzał na niego sceptycznie ze złośliwym uśmieszkiem na ustach. – No dobra, może wcale tak źle nie wygląda, ale w ogóle nie jest w moim typie. – Harry uniósł do góry jedną brew. – Ugh… Co chcesz usłyszeć, co?
- Po prostu przyznaj, że on cię kręci. – Harry założył ręce na piersi i czekał na reakcję Draco.
- Dobra, może wcale nie uważam, że jest paskudny. Jest przystojny, masz rację, ale to wcale nie znaczy, że mnie kręci. – Draco wydawał się pewny siebie, ale Harry znał go już na tyle dobrze, by wiedzieć, że to tylko pozory.
- I właśnie dlatego cały się rumienisz, kiedy on pojawia się blisko ciebie, tak? – Draco był wzburzony i obrażony. Nie lubił, kiedy Harry wiercił mu dziurę w brzuchu. – Daj spokój, przecież się przyjaźnimy, możesz mi powiedzieć.
- Podoba mi się i co z tego? – rzucił zdenerwowany. – Nic, co mogłoby mnie z nim połączyć, nie ma najmniejszych szans na przetrwanie. Mój ojciec nigdy się na to nie zgodzi.
***
Draco sam już nie wiedział co myśleć. Totalną głupotą byłoby wiązać się z kilkusetletnim wampirem. I to z takim, który jednocześnie był też wilkołakiem. Jednak coś ciągnęło go do Klausa, nie potrafił już temu zaprzeczać.
Ale nie mógł też ulec swoim uczuciom. Ojciec prędzej wydziedziczyłby go, niż dopuścił do takiego związku. Może jakoś przełknąłby związek z czarodziejem i brak perspektywy na kolejne pokolenie Malfoyów. Lecz nigdy nie pogodziłby się z tym, że jego syn związał się z nieśmiertelną hybrydą i że w takim wypadku kiedyś sam kimś takim zostanie. Raczej nie łudził się, że Klaus pozwoliłby mu pozostać człowiekiem.
No i była jeszcze jedna kwestia – wcale nie był pewien, czy wampir po prostu się nim nie bawi. Równie dobrze mógł być tylko jego kolejną zdobyczą. Dlatego też nie chciał sobie robić złudnych nadziei na wielką miłość. No bo kim on był dla Niklausa? Szesnastoletnim dzieciakiem, który nic nie wie o życiu.
Draco westchnął ciężko i skręcił w kolejny korytarz. I zaraz potem wpadł na kogoś. Przeklął w myślach, kiedy zobaczył, z kim się zderzył.
- Gdzie się tak spieszysz? – zapytał Niklaus, pomagając mu złapać równowagę i dotykając niby przypadkiem jego biodra.
Draco wstrzymał oddech i zadrżał na ten znikomy dotyk.
- Muszę się pouczyć – odpowiedział w końcu.
- Więc może ci pomogę? – zaproponował mężczyzna, zbliżając się do Draco jeszcze bardziej. – Słodko pachniesz – mruknął.
Draco wydawał się zakłopotany ostatnim zdaniem. Zmarszczył brwi i stwierdził:
- Jestem spocony.
- Wiem – odparł Klaus – czuję. – Uśmiechnął się, po czym dodał – Ładnie wyglądasz na miotle.
- Patrzyłeś, jak latam?! – Draco zirytował się. Nie lubił, kiedy ktoś gapił się na niego z ukrycia. Odsunął się od mężczyzny z pretensją wypisaną na twarzy, na co ten zaśmiał się radośnie. – Czego ty właściwie ode mnie chcesz?
- Teraz chcę cię pocałować.
- Draco! Co tu się dzieje? – usłyszeli nagle głos Lucjusza. Draco podskoczył, jak dziecko nakryte na robieniu czegoś bardzo złego. Lucjusz zbliżył się do nich. – Kazałem ci trzymać się z dala od mojego syna – zwrócił się do Niklausa. W jego głosie przebrzmiewała wściekłość.
- Masz dziwne przekonanie, Lucjuszu, że możesz mi coś kazać – oznajmił ironicznie wampir. – To chyba najwyższy czas, żebym cię tego przekonania pozbawił.
- Wbrew twoim przekonaniom nie masz tu żadnej władzy – odpowiedział blondyn przez zaciśnięte zęby. – Tylko tknij Draco, a wypruję ci wszystkie flaki.
- Z pewnością. – Niklaus nie wydawał się przejęty groźbą.
Lucjusz położył dłoń na ramieniu Draco i poprowadził go w górę korytarza. Gdy byli już daleko od Klausa, Malfoy Senior powiedział:
- Miałeś go unikać. Czy na każdym kroku muszę cię pilnować?!
- Przestań mnie pouczać, nie mam pięciu lat! – odpyskował chłopak.
- Dorosły też nie jesteś.
***
Harry obudził się bladym świtem. Ziewnął szeroko, przetarł oczy i przekręcił się na bok. Tom nadal spał. Na jego ustach błąkał się mały uśmieszek. Jego twarz wydawała się teraz bardzo delikatna, pozbawiona zmarszczek, które zwykle rysowały się wokół jego ust i oczu. Wyglądał na spokojnego i zrelaksowanego – tak jak nigdy nie wyglądał, kiedy nie spał.
Brunet uniósł się na łokciu i pocałował lekko mężczyznę. Pocałunek był tylko muśnięciem, ale Tom i tak natychmiast się obudził.
- Czemu nie śpisz? – zapytał zachrypniętym głosem. – Koszmar? – zmartwił się, a zmarszczki powróciły na jego twarz.
- Nie – odpowiedział szybko Harry. – Po prostu się wyspałem – odpowiedział, tuląc się do niego.
Tom objął go ramieniem i zanurzył nos w czarnych potarganych włosach chłopca, wdychając słodki zapach.
- Tom? – zawołał po chwili Harry. – Jak będzie wyglądało nasze połączenie?
Tom odsunął się na kilka centymetrów zdziwiony tym pytaniem. Westchnął i przytulił Harry’ego jeszcze mocniej.
- Nie połączymy się, Harry. Nigdy nie zamierzałem tego robić. Tak będzie lepiej – powiedział poważnym tonem, jednocześnie tuląc czule Harry’ego, jakby liczył, że to osłabi jego reakcję.
- Co?! – wykrzyknął Harry, natychmiast się od niego odsuwając. – Żartujesz sobie, prawda? – zapytał zirytowany.
- Nie. Wydaje ci się, że to takie proste, a nie jest. I takiego połączenia nie można już cofnąć.
Harry wyglądał, jakby właśnie ktoś go spoliczkował. Czym prędzej wyplątał się z pościeli i ramion Toma i niemal pobiegł do łazienki. Tom próbował wejść za nim, ale zamknął się od środka. Łzy cisnęły mu się do oczu, ale z całych sił je powstrzymywał. Drżącymi rękami ubrał się, ochlapał twarz zimną wodą i wyszedł z łazienki. Tom czekał pod drzwiami.
- Harry? Gdzie idziesz? – zapytał, kiedy ten skierował się w stronę drzwi. Był wyraźnie zaniepokojony jego zachowaniem.
- Nie twój interes – odpowiedział i zatrzasnął za sobą drzwi.
***
Harry nie pojawił się w tym dniu na żadnym posiłku. A w każdym razie nie pojawił się w jadalni. Był zły i rozgoryczony. Na szczęście Tom nie próbował z nim rozmawiać. Jadł samotnie obiad w kuchni. Zdążył już poprosić skrzaty, by przeniosły jego rzeczy do jego dawnego pokoju. Nie zamierzał dłużej spać z Tomem, ani ciągnąć tego niby-związku. Kochał go, to się nie zmieniło i z pewnością nigdy się nie zmieni, ale skoro Tom nie traktował poważnie jego uczuć, to musiało się w końcu tak skończyć.
Postanowił też nie pojawiać się w tym dniu na lekcjach z Lucjuszem. Był zbyt rozbity i musiał najpierw ochłonąć. Większość dnia spędził przy łóżku Severusa. Co jakiś czas przychodziła Alecto, która regularnie doglądała stanu mężczyzny. Próbowała wybadać, co się stało, że Harry był tak przybity, a Tom rozkojarzony, jednak nic nie udało jej się z Harry’ego wyciągnąć.
Przed kolacją Harry opowiedział Severusowi o wyprawie Syriusza, Regulusa i Bellatriks, która miała odbyć się następnego dnia. W Hogwarcie było w tym czasie organizowane wyjście do Hogsmeade, które nadzorować mieli członkowie Zakonu Feniksa. Dlatego też dom przy Grimmauld Place będzie prawdopodobnie opustoszały.
Harry wiedział, że mężczyzna go nie słyszy, ale czuł potrzebę opowiadania mu o różnych rzeczach. Często przychodził i mówił do Severusa o tym, co go trapiło, co ostatnio zrobił Draco i że miał dość lekcji z Lucjuszem, chociaż samego Lucjusza w sumie lubił. Potrafił mówić o wszystkim, jednak dziś nie potrafił opowiedzieć mu o problemie z Tomem. Na samą myśl o tym, co stało się rano, w gardle stawała mu wielka gula.
Wieczorem zajął się porządkowaniem swoich rzeczy, byle tylko nie myśleć o Tomie. Niewiele to jednak pomogło, ponieważ Harry wbrew swojej woli wracał myślami do tych wszystkich cudownych chwil, które razem przeżyli. Nie potrafił tego powstrzymać. Tom zbyt wiele zmienił w jego życiu, zbyt głęboko osiadł w jego sercu, by mógł się tak łatwo teraz od niego odizolować.
Młody gryfon westchnął i zrezygnował z dalszego porządkowania rzeczy. To i tak nie było potrzebne – skrzaty o wszystko zadbały, chciał się jedynie czymś zająć. Wziął swoją piżamę i poszedł się wykąpać. Gorąca woda odrobinę go rozluźniła.
Odświeżony i zrelaksowany, choć nadal przygnębiony postanowił pójść spać. Nie spodziewał się jednak, że gdy wróci do pokoju, zastanie Toma siedzącego na jednym z foteli. Zatrzymał się zdziwiony. Tom wstał i podszedł do niego.
- Możesz mi wyjaśnić, co to wszystko ma znaczyć? – zapytał niskim tonem. Nie był wzburzony, wydawał się spokojny, choć w środku gotował się z niepokoju i niepewności.
- Co takiego? – Harry wyminął go, jakby obecność mężczyzny i pretensja w głosie nie wywarły na nim żadnego wrażenia.
- Co takiego? – powtórzył Tom. – Twoja przeprowadzka, niepojawienie się na żadnym posiłku, unikanie mnie… Próbujesz mnie do czegoś sprowokować?
- Nie próbuję cię prowokować – odpowiedział Harry, chowając ubrania do szafy. Podszedł do łóżka i położył różdżkę na szafce nocnej. Odwrócił się w stronę Toma i spojrzał mu w oczy. – Nie chcesz się ze mną połączyć i nie przyjmujesz żadnych argumentów. Doszedłem do wniosku, że skoro tak się zachowujesz, to nic szczególnego do mnie nie czujesz. A ja nie chcę ciągnąć związku na niby.
- Harry, co ty mówisz? – Tom podszedł do niego. Wyciągnął ramiona, żeby go przytulić, ale chłopak odsunął się od niego jak poparzony. – Chcesz mi wmówić, że nie chcesz już ze mną być? Bo nie chcę się z tobą połączyć? – Mężczyzna uznał to za żart. Za próbę zmanipulowania go. Nie zamierzał się złamać dla kaprysu nastolatka, nawet jeśli ten nastolatek był miłością jego życia.
- Niczego nie próbuję ci wmówić. Naprawdę nie chcę już z tobą być. A teraz wyjdź, chcę położyć się spać. – Harry odwrócił się od niego i zaczął poprawiać poduszki. Tom wyszedł bez słowa.
Pół godziny później Harry leżał w łóżku i bezgłośnie płakał. Trudno było mu wypowiedzieć takie słowa. Bał się, że złamie się w tej samej chwili, w której zobaczył mężczyznę w swoim pokoju. Ale nie mógł. Tom musiał wiedzieć, że nie zawsze ma rację i nie może postępować z nim w taki sposób. Harry też miał coś do powiedzenia i jeśli Marvolo nie miał zamiaru tego uszanować, gryfon nie miał zamiaru zgadzać się na takie traktowanie.
Serce Harry’ego pękało coraz bardziej z każdą kolejną chwilą spędzoną samotnie w łóżku. Najgorsza jednak była świadomość, że Tom był zbyt dumny, żeby przyznać się do błędu. To oznaczało, że Harry już nigdy nie posmakuje jego ust, nie poczuje jego dłoni na swoim ciele i nie zatonie w jego silnym zapachu.
***
Poranek był dla Harry’ego łaskawszy niż noc. Udało mu się zasnąć około piątej, jednak już o siódmej był na nogach – niewyspany i przygnębiony cieszył się jedynie perspektywą dzisiejszej wyprawy Syriusza. Miał nadzieję, że nikomu nic się stanie i że uda się zdobyć księgę potrzebną do przeprowadzenia rytuału.
Potter zrezygnował ze śniadania, nie czuł się na siłach, by zobaczyć Toma. Snuł się po domu, aż do obiadu unikając wszelkiego towarzystwa. Hermiona wyraźnie zmartwiona próbowała wypytać go, o co chodzi, kiedy wpadli na siebie w bibliotece, jednak Harry szybko jej uciekł, wymawiając się jakimś błahym obowiązkiem.
W czasie obiadu starał się zachowywać, jakby nic się stało. Usiadł na swoim zwykłym miejscu obok Toma, jednak nie spojrzał na niego nawet jeden raz. Do nikogo też się nie odezwał poza lakonicznym Dzień dobry skierowanym do wszystkich, kiedy wszedł do jadalni. Zjadł kilka kęsów obiadu, który smakował jak suche trociny, po czym szybko wyszedł i skierował się do pokoju Syriusza. Chciał tam na niego zaczekać i dowiedzieć się, czy wszystko poszło zgodnie z planem.
Godzinę później Syriusz pojawił się w progu swojej sypialni. Był uśmiechnięty, choć trochę brudny. W ręku trzymał opasłą rozpadającą się księgę. Szybko podszedł do Harry’ego, przytulił go, a chwilę później pokazał mu dokładny opis rytuału w księdze.
- Będę mógł go przeprowadzić dziś w nocy – powiedział mu, licząc na bardzo entuzjastyczną reakcję, której jednak się nie doczekał. Harry tylko uśmiechnął się lekko i powiedział, jak bardzo jest mu wdzięczny. – No dobra, co się dzieje? Nie widziałem cię wczoraj cały dzień, a dziś wyglądasz, jakbyś kilka razy dostał tłuczkiem, a potem dowiedział się, że bazyliszek nadal żyje – żartował Syriusz.
- Nic takiego się nie stało. A w zasadzie powinieneś się cieszyć. Nic mnie już z Tomem nie łączy – powiedział niemal grobowym tonem.
Syriusz wydawał się zszokowany. Najpierw pomyślał, że Harry tylko się z nim drażni, ale gdy na niego spojrzał, zobaczył czające się w jego oczach łzy i smutek tak ogromny, że jego samego przeszły od tego dreszcze.
- Co się stało? – zapytał, przysuwając się do niego i łapiąc go za dłoń. – Harry?
- Pamiętasz, mówiłem ci, o co chodzi z Tomem i więzią, my… jeśli się nie połączymy, to Tom umrze – zaczął opowiadać po chwili Harry. Syriusz zachłysnął się na tę wiadomość. Nie spodziewał się, że sprawa więzi jest tak poważna. – Problem w tym, że on nie chce słyszeć o połączeniu. Więc… postanowiłem, że powinniśmy się rozstać.
- Ale… przecież… myślałem, że go kochasz? – Nie takiej reakcji spodziewał się po Syriuszu Harry. Mężczyzna sprawiał wrażenie, jakby to rozstanie wcale mu się nie podobało.
- Bo tak jest, ale… Syriusz, ja nie mogę przy nim być i patrzeć, jak umiera. – Po policzku Harry’ego spłynęła łza.
- Więc zawalcz o niego – powiedział Black, ścierając z twarzy Harry’ego słoną kroplę. Przyciągnął go do siebie i zaczął mocno tulić. – Zmuś go, jeśli zajdzie taka konieczność.
Harry zaśmiał się gorzko.
- To Czarny Pan. Myślisz, że tak łatwo go do czegoś zmusić? – Potter wtulił się w swojego ojca chrzestnego, mentalnie dziękując mu za takie ciepłe oparcie. – Czy nie powinieneś skakać z radości, że jakiś obleśny staruch przestał się do mnie dobierać? – zażartował chłopak, jednak efekt psuły wypełnione łzami oczy.
Syriusz westchnął.
- Wygląda na to, że ten staruch bardzo cię uszczęśliwiał. A mi na niczym innym, poza twoim szczęściem, nie zależy.
***
Harry był w swoim pokoju, kiedy ktoś postanowił go odwiedzić. Nie bardzo miał ochotę na gości i obawiał się odrobinę, kto to mógł być, jednak podszedł do drzwi i otworzył. Jedyne, co pomyślał, to że Lucjusz był ostatnią osobą, której się spodziewał.
- Byłem dziś w Hogsmeade, by upewnić się, że żaden członek Zakonu Feniksa nie zdecyduje się nagle wrócić na Grimmauld Place. Spotkałem tam Weasleya. Niemal błagał mnie, żebym ci to przekazał – powiedział i podał mu kopertę.
Harry lekko zdziwiony podziękował i już miał zamiar zamknąć drzwi, by w spokoju przeczytać list, kiedy usłyszał jeszcze:
- Liczę, że w poniedziałek pojawisz się na zajęciach ze mną. – Lucjusz wydawał się zirytowany, że Harry nie pojawił się na lekcjach.
Chłopakowi z kolei zrobiło się trochę głupio, że nawet się przed mężczyzną nie wytłumaczył. Bądź co bądź, odwalał kawał dobrej roboty, chcąc go czegoś nauczyć.
- Tak, przepraszam – powiedział speszony i wycofał się do swojego pokoju.
Czym prędzej usadowił się na łóżku i rozerwał kopertę.

Harry,
nie mam pojęcia, czy uda mi się jakoś dostarczyć Ci ten list. Mam nadzieję, że w Hogsmeade pojawi się ktoś od Ciebie. Piszę, bo nie mam innej możliwości, żeby się z Tobą skontaktować.
Jestem strasznym kretynem, prawda? Powinieneś dać mi w ryj w tym samym momencie, w którym pomyślałem, że możesz kłamać. Przepraszam, że byłem tak ślepy. To, co wyprawiałem, było okropne. Zniszczyłem naszą przyjaźń. Ale zrobię wszystko, żeby ją naprawić.
W Hogwarcie nic ciekawego się nie dzieje. Poza tym, że teraz Dumbledore naucza nie tylko OPCM, ale także eliksirów. I wiesz, ja już chyba wolę starego nietoperza. Dopiero teraz to widzę, ale Dumbledore zachowuje się, jakby próbował wyprać nam mózgi.
Mam nadzieję, że z Hermioną wszystko OK. Proszę, przeproś ją ode mnie. Wobec niej też zachowałem się jak kretyn. Zasługuję na to, żebyście oboje kopnęli mnie w tyłek. Ale nie róbcie tego. Brakuje mi Was. Strasznie tu nudno. Mam nadzieję, że niedługo się zobaczymy, jakoś.
Pozdrawiam
Ron

Harry westchnął. Cieszył się, że chłopak w końcu przejrzał na oczy. Lepiej późno niż wcale. Choć nie wiedział, jak teraz będzie wyglądać ich przyjaźń. Nie był pewien, czy uda im się w pełni ją odbudować. Chociaż z pewnością będą próbować. Ron nie był zły, miał czyste serce. Po prostu czasem był bardzo głupi i naiwny. Ale to był cały jego urok. I Harry nie sądził, żeby Hermiona tak łatwo mu odpuściła. Nigdy się do tego nie przyznała, ale Harry wiedział, że mają się ku sobie.
***
To miała być przełomowa noc. Syriusz nigdy nie sądził, że kiedyś z własnej woli pomoże Smarkerusowi. Ale nie sądził też, że stanie po stronie Voldemorta, że zdradzi Dumbledore’a i że zobaczy swojego brata całego i żywego. Życie zaskakiwało go nie raz.
Teraz, z perspektywy czasu, Syriusz żałował trochę swojego zachowania w szkole i gnębienia Snape’a. Uwielbiał Lily, była słodka i niewinna, diabelnie mądra i sprytna i była najlepszą przyszywaną siostrą, jaką mógł sobie wymarzyć. Nie widział podobieństwa pomiędzy nią i Snape’em, ale wierzył, że Harry by go nie okłamał. No i z jakiegoś powodu Snape był drugim ojcem chrzestnym Harry’ego.
Najpierw Syriusz ogromnie się zdziwił. Niezwykle rzadkie było w magicznym świecie posiadanie więcej niż jednego rodzica chrzestnego. Ale teraz rozumiał. Harry miałby oparcie bez względu na to, po której stronie by stanął. Lily i James zapewnili mu rodzinę po każdej stronie w wojnie.
Syriusz westchnął i zaczął przygotowywać miejsce do odprawienia rytuału. Wszystko musiało odbyć się w ogrodzie, gdzie będzie można wykorzystać magiczną siłę Księżyca i kamieni księżycowych.
Za pomocą soli wyrysował na ziemi pentagram, którego środek był na tyle duży, by pomieścić dwie lub nawet trzy leżące dorosłe osoby. Na szczycie każdego ramienia gwiazdy ustawił kamień księżycowy i dodatkowo połączył je jeszcze wysypanym z soli okręgiem.
Na środku pentagramu przygotował palenisko, nad którym ustawił srebrny kociołek. Obok poustawiał pojemniki ze składnikami potrzebnymi do rytuału. Całe to miejsce otoczył jeszcze okręgiem ze świec.
Gdy przygotował już pentagram, udał się do Snape’a. Na ich ciałach trzeba było jeszcze wyrysować runy, używając przy tym smoczej krwi. W tym etapie pomagała mu Alecto. W rytuale powinno uczestniczyć jak najmniej osób trzecich, więc tylko Alecto będzie im towarzyszyć, by w razie niepowodzenia lub niebezpieczeństwa zaalarmować innych.
Wspólnie wyrysowali runy na ciele Snape’a: jedna na czole – runa rozumu, jedna na piersi – runa serca i dwie na wewnętrznych stronach nadgarstków – runy życia. Takie same znaki Syriusz wymalował na swoim ciele.
Gdy wszystko było już gotowe, wspólnie, używając zaklęcia lewitującego, przetransportowali Snape’a do ogrodu. Ułożyli go dokładnie pośrodku pentagramu. Syriusz zajął miejsce obok, a Alecto odeszła na bezpieczną odległość.
Do północy zostało piętnaście minut, toteż Syriusz zaczął przygotowywać eliksir.
Wlał do kociołka wodę miodową i zapalił ogień. Gdy ciecz zaczęła bulgotać, wrzucił dwa włosy jednorożca, następnie posiekane łodygi asfodelusa. Odczekał dokładnie pięć minut, nim dodał trzy krople oleju rycynowego.
Gdy wywar był gotowy, nabrał odrobinę do fiolki, ostudził zaklęciem chłodzącym i wlał w usta Snape’a. Następnie napełnił eliksirem kielich. Również użył zaklęcia chłodzącego, lecz nie wypił, tylko rzekł trzy razy:
Mei magicae ex mecum, mei magicae quia eum*.
Wypił nie więcej niż łyk eliksiru, po czym znów powtórzył zaklęcie – jeden raz. Opróżnił kielich do końca  i ponownie trzy razy wypowiedział zaklęcie. W tym samym momencie miejsca, w których miał wymalowane runy, zaczęły palić go żywym ogniem. Kiedy dołączył do tego skurcz brzucha, od którego ból zaczął rozchodzić się po całym ciele, Syriusz nie wytrzymał i wrzasnął przeraźliwie. Chwilę później osunął się w ciemność.

Nie taki Riddle straszny jak go malująOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz