19

3.1K 136 105
                                    

Crucio![1]

Krzyk kobiety rozlał się po lochach Czarnego Dworu. Czarny Pan uśmiechnął się z pobłażaniem, czekając na dalszą część przedstawienia.

Sectumsempra![1] – Spokojny głos ponownie przeciął ciszę, nastałą po minionych wrzaskach. Ciało kobiety w jednej chwili pokryte zostało długimi, mocno krwawiącymi ranami. Tym razem słychać było jedynie jęki pełne bólu.

Voldemort westchnął ciężko, wyraźnie niezadowolony z użytych do tej pory zaklęć. Podszedł do torturującego kobietę mężczyzny, stanął za nim i szepnął mu do ucha.

- Więcej wyobraźni, Rowle. Postaraj się… bardziej. – Ostatnie słowo było niemal sykiem.

Mężczyznę przeszedł dreszcz. Głos Czarnego Pana potrafił wydobyć z ludzi różne emocje. Od paniki, przez niezręczność, do podniecenia. I właśnie to pomieszanie emocji Thorffin teraz czuł. Strach, że nie zadowoli swojego przywódcy i znów zostanie odsunięty na boczny tor i podniecenie z powodu możliwości pokazania mu swoich zdolności. Tyle że jak do tej pory Lord nie był zadowolony. Na dodatek czuł, że Voldemort uważnie się mu przyglądał, jakby go prześwietlał sprawiając, że co chwila przechodził go dreszcz, a on musiał się z całej siły kontrolować, by się nie wzdrygnąć.

Zaczął szukać w swojej głowie brutalniejszych klątw i rzucił pierwszą, która wpadła mu do głowy.

Dolebicu![2] – Ciało kobiety stanęło w płomieniach, a jej wrzaski znów rozniosły się po lochach Czarnego Dworu.

Czarny Pan uśmiechnął się. W jego krwiście czerwonych oczach można było zobaczyć okrutne zadowolenie. – Bardzo dobrze, Thorffin. – Jego głos był ostry niczym brzytwa, a zarazem miękki i namiętny, można by rzec kuszący. Śmierciożerca już wiedział, że jego przywódca oczekuje takich właśnie klątw, mimo to powiedział ostrożnie.

- Pomyliłem klątwy. Chciałem rzucić Dolepericu.[3]

- Och, nie przejmuj się, to tylko różnica zapachu – powiedział ironicznie Riddle, po czym zaśmiał się lekko. – Kontynuuj – nakazał.

Rowle ugasił ciało kobiety. Z mściwą satysfakcją stwierdził, że tortury sprawiają mu niemałą przyjemność. Dają mu władzę nad ofiarą. To uczucie zadowalało go całkowicie. I nawet jeśli nie zadowoli swoim występem Lorda, to będzie pamiętał uczucia towarzyszące temu zdarzeniu.

Lacuratis![4] – Rzucił kolejne zaklęcie i z uśmiechem na ustach przyglądał się, jak kobieta wrzeszczy i wierzga, podczas gdy jej spalona skóra kawałek po kawału odrywana była od ciała przez niewidzialną siłę.

Rowle z dumą przyznał sobie w myślach, że malujący się przed jego oczami obraz, to istne dzieło sztuki. A on chciał więcej. Chciał bardziej zmasakrowane ciało, głośniejsze krzyki. Chciał usłyszeć błagania o śmierć. Chciał usłyszeć żałosne, poddańcze, wypowiedziane ostatkiem sił błagania o śmierć, by móc nachylić się i szyderczo szepnąć – To dopiero początek zabawy, skarbie.

Ferventuis![5] – kolejne zaklęcie wypowiedziane pełnym podekscytowania głosem.

W ciągu kilku sekund klątwa sprawiła, że krew pokrywająca bezskórne już ciało kobiety zaczęła dosłownie wrzeć, niczym gotująca się w garnku woda.

Rowle ponownie się uśmiechnął. Nie potrafił oderwać oczu od swojegodzieła. Nie potrafił wyjaśnić radości, jaka płynęła z zadawania bólu bezbronnej ofierze. Nie wiedział, dlaczego właściwie to mu się podoba. Ale wiedział jedno. Chciał tego więcej. Czuł się ciągle nienasycony, niczym wampir pijący krew.

Nie taki Riddle straszny jak go malująOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz