Rozdział 2 Beatrice

68 12 0
                                    

-Bee jak Boga kocham, przestań krzyczeć albo uduszę Cię poduszką –jęknął Bennet zakopany w swojej pościeli.

Wczoraj odbył się bal, a zdecydowana większość osób miała po nim kaca. Od samego rana snułam się po pałacu, bo jako jedyna miałam jakikolwiek umiar w piciu. Zarówno Ben jak i Maxi odsypiali zabawy do późnej nocy, a ja nie miałam nic ciekawego do roboty w nudny sobotni poranek.

-Wstawaj Benni, pójdziemy pojeździć konno. –namawiałam brata odsłaniając zasłony w oknach. 

W odpowiedzi usłyszałam głośny jęk brata i jakieś słowa nienawiści, wypowiedziane w poduszkę. Brzmiał jak umierający na polu bitwy. Może czyni mnie to okrutną, ale bawiło mnie dręczenie bliźniaka.

-Beatrice wyjdź z mojego pokoju bo pożałujesz.

-Tylko byś mi groził, a gdzie trochę bratersko-siostrzanej miłości?- cmoknęłam udając oburzoną.

-Ohh niech tylko mnie tak łeb przestanie nakurwiać a zobaczysz czym jest moja miłość.. – buczał w poduszkę.

Rozbawiona i tak już wychodziłam z jego pokoju, ale nie mogłam się oprzeć pokusie, żeby jeszcze trochę mu nie podokuczać.

-Takie słownictwo nie przystoi rodzinie królewskiej Benni.. – zaczęłam się z nim droczyć, kiedy zauważyłam lecącą w moją stronę poduszkę.

Uchyliłam się przed rzutem brata rozbawiona, ale zostawiłam go już w spokoju. Niech odpoczywa po swoich wczorajszych ekscesach.

Nie widząc innej opcji stwierdziłam, że przejdę się po ogrodach, do czasu aż ktoś się nie podniesie. Od urodzenia żyję w pałacu, a mimo to  ciągle jestem onieśmielona każdym jego aspektem. Kiedy w końcu wyjdę za mąż, zamieszkam z mężem gdzie indziej. Prawdopodobnie w innej posiadłości należącej do naszej rodziny. Zanim to się wydarzy staram się czerpać jak najwięcej korzyści z tego miejsca. Jedną z nich jest nasz ogród. Chociaż rozmiarami pewnie bardziej przypomina park. 

Zaczyna się pieszczotliwie nazywanym spacerniakiem. Alejki rozciągają się wzdłuż wypielęgnowanych trawników, na których kwitną najróżniejsze rośliny. Zaczynając od idealnie przystrzyżonych krzewów, kończąc na różnokolorowych kwiatach. Granicą spacerniaka, jest płot pokryty żywopłotem, który przywodzi mi na myśl powieść "tajemniczy ogród". Po środku znajdują się drzwi, którymi wchodzi się do niewielkiego labiryntu. Znamy go z rodzeństwem na pamięć. Swojego czasu naszą ulubioną zabawą była gra w chowanego w tym labiryncie. Natomiast za nim znajduje się sad. Myślę, że spokojnie nasz ogród mógłby mieć tytuł parku. 

Andria to mały kraj – wielkością przypominamy Monako. Znajdujemy się w środkowej Europie, stąd jedną z naszych granic są Alpy. Ze względu na nasze położenie, ciężko znaleźć okres kiedy w moim państwie nie jest pięknie. W zimę kiedy wszystko przyprószy śnieg Alpy dają klimat prawie szwajcarski, na jesień za to rozległe lasy na zachodniej części kraju kolorują się na złoto i czerwono.

Jednak ze wszystkich pór roku najbardziej lubię wiosnę. Kocham patrzeć jak wszystko budzi się do życia. Łąki pokrywają się kwiatami w każdym kolorze tęczy. Zwierzęta budzą się ze snu zimowego. Wszystko jest jakieś jaśniejsze.. Lepsze.

W pewnym momencie usłyszałam melodię harmonijki. Dobiegała z pobliża domku dla ogrodników, gdzie trzymano wszystko czego potrzebowali do pielęgnacji ogrodu. Pozwoliłam się skusić na małe zwiady, żeby zobaczyć kto tak pięknie gra. Kojarzyłam melodię, ale nie mogłam sobie przypomnieć tytułu oryginału.

-Oh najmocniej przepraszam Wasza Królewska Wysokość.. Chciałem tylko usiąść na chwilę i odpocząć.. – zaczął się tłumaczyć starszy mężczyzna, który grał na harmonijce.

Błękitna różaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz