Rozdział 12 Beatrice

47 9 0
                                    

Średnio pamiętam co się działo w ostatnich dniach po wizytach u rodzin porwanych dziewczyn. Stalker już nie próbował się ze mną kontaktować, cała rodzina obchodziła się ze mną jak z jajkiem, a ja nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Z Bennetem nie rozmawialiśmy od czasu kłótni, oboje jesteśmy zbyt dumni żeby przeprosić siebie nawzajem. Unikaliśmy się w ciągu dnia, udawaliśmy że wszystko jest ok, ale każdy z rodziny wiedział że to najdłuższy czas kiedy się do siebie nie odzywamy.

Nie miałam zamiaru przepraszać go pierwsza. To co powiedział zabolało mnie, nawet jeśli mówił to w nerwach i chciał dobrze. Na nieszczęście Bennet jest tak samo uparty jak ja. Całe dzieciństwo jeśli się kłóciliśmy nie potrafiliśmy się nawzajem przeprosić. Dopiero po jakimś czasie jak nam mijało udawaliśmy, że nie było tematu. Tym razem pewnie będzie podobnie, tylko że ja sama nie pozwolę żeby to zamieść pod dywan. Musimy porozmawiać, muszę mu wszystko wytłumaczyć. To mój brat bliźniak jestem pewna, że tak czy siak zrozumie mój punkt widzenia.

Na całe szczęście w pałacu została ciocia Aurora, z którą spędzam większą część wolnego czasu. Jej obecność jest dla mnie wybawieniem i jedynym pozytywnym aspektem ostatnich dni. Ona jedyna nie skacze koło mnie na palcach, tak jak rodzice czy Maxi. Pierwszego dnia po powrocie nie miałam siły się podnieść z łóżka. Wtedy właśnie wparowała do mojego pokoju odsłaniając zasłony, karząc mi natychmiast wstawać i iść pod prysznic.

Nie pozwoliła mi nawet na chwilę zwątpić w to co zrobiłam. Nie dała przykrym wspomnieniom przytłoczyć mnie. Przez to, że każdego dnia zmuszała mnie do wykonywania standardowych obowiązków mogłam sobie wszystko ułożyć w głowie. Miałam zajęcie które odrywało mnie od męczących mnie myśli ale później kiedy kończyłam mogłam w spokoju wszystko sobie poukładać.

Dylan w tym wszystkim był jej wiernym zastępcą. Cały czas trenował ze mną samoobronę, budził mnie co rano o oburzających porach i zabierał na przebieżkę po sadzie. Kiedy nie wyklinałam go głośno, w duchu dziękowałam że się mną opiekował.

W naszej relacji znaleźliśmy się w lekkim impasie. Żadne z nas nie wiedziało jak powinniśmy się zachowywać, więc po prostu byliśmy. Dogryzaliśmy sobie jak zwykle, czasami rozmawialiśmy poważniej, raz nawet zwierzył mi się z problemów w relacji z bratem. Był oszczędny w słowach ale zawsze to coś, dał mi malutki kawałek siebie i swojej historii. Dowiedziałam się, że ten cyborg nigdy nie oglądał „Władcy Pierścieni" i nie rozumiał jak nazywałam go pieszczotliwie orkiem.

-Naprawdę nigdy przenigdy w swoim żałosnym życiu nie obejrzałeś „Władcy Pierścieni"?!

-Miałem inne rzeczy na głowie, nigdy się nie złożyło żebym miał czas i ochotę na oglądanie tego.

-To może chociaż „Hobbit"? – spytałam z nadzieją w głosie.

-Co to takiego Hobbit?

-To oficjalne, nie ma dla ciebie nadziei beznadziejny orku. Idź pilnować bram Mordoru i zostaw mnie samą...

-Jesteś dziwna.

Pomimo jego oczywistego zacofania mimo wszystko lubiłam jego obecność. W ciągu ostatnich dni był niesamowity i naprawdę doceniłam jego obecność.

Czas mijał a bal z okazji obchodów dnia pracy nieubłaganie się zbliżał. Pałac zmienił się w mrowisko, gdzie każdy się urabia żeby wszystko było przygotowane na czas. Krawcowie co raz zjeżdżają się żeby zebrać wymiary każdego i dostosować ostatnie poprawki.

Na trzy dni przed balem nadeszła odpowiedź od angielskiej rodziny królewskiej. Król z królową i ich najstarszą córką w ostatniej chwili dali pozytywną odpowiedź na przyjazd. Ze względu na podobny wiek bardzo lubimy się z trójką dzieci angielskich monarchów. Najstarsza Arabella jest rok młodsza od Maxiego, Cornelia jest druga w kolejce i jest dwa lata młodsza ode mnie, Nathaniel jest z ich trójki najmłodszy i jest 4 lata starszy od Cat. Ciężko powiedzieć żebyśmy buli najlepszymi przyjaciółmi, ale ze względu na naszą pozycję wielokrotnie się odwiedzaliśmy.

Błękitna różaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz