Rozdział 7 Beatrice

49 9 0
                                    


Nie wiem czy to moja naiwna wyobraźnia, czy faktycznie w ostatnich dniach udawało mi się dogadywać z Dylanem. Mam wrażenie, że oboje przyzwyczajaliśmy się do swojej obecności i zaczynaliśmy rozumieć się lepiej. Od czasu do czasu potrafił nawet zażartować. Najczęściej rzucał tak beznadziejnymi kawałami że śmiałam się z niego a nie z nich. Czułam się trochę lepiej ze świadomością, że nie jesteśmy już kompletnie sobie wrodzy.

Tej nocy nie spałam spokojnie. Kręciłam się w łóżku nie mogąc zasnąć. Kiedy w końcu mi się udało, śniły mi się koszmary. Zaczęły się od balu urodzinowego mamy, gdzie nagle wszyscy wyszli z sali. Zostałam sama z jakąś zakapturzoną postacią. Zaczęłam przed nią uciekać. Biegłam przez cały pałac, później próbowałam go zgubić w ogrodzie. Miałam nadzieję, że uda mi się ukryć w ciemności panującej w sadzie. Cały czas miałam wrażenie, że czuję jego oddech na karku, przypominający że nie ucieknę. W głowie miałam ciągle słowa z listów.

„Złamię cię księżniczko"

„Będziesz błagać o litość".

Krzyczałam żeby zostawił mnie w spokoju. Błagałam, łkałam żeby za mną nie biegł. W pewnym momencie ktoś mną mocno potrząsnął. Obudziłam się krzycząc jeszcze głośniej. Dopiero po chwili zarejestrowałam, że to Dylan mnie obudził. Stał nade mną z zatroskanym spojrzeniem. Starał się mnie uspokoić.

-To tylko koszmar Beatrice – powiedział łagodnie.

Nadal oddychałam ciężko jakbym przebiegła maraton. Dylan odsunął się ode mnie, pozwalając mi się podnieść. Usiadł na skraju łóżka i przyglądał mi się uważnie. Nie naciskał na mnie, żebym mu powiedziała co mi się śniło. Wbrew pozorom jego obecność pozwoliła mi się uspokoić. Kiedy udało mi się opanować oddech powoli opowiedziałam mu koszmar. Nie przerywał, nie oceniał.

-Moje zadanie polega na chronieniu cię. Zamierzam dotrzymać obietnicy danej tobie i twojemu ojcu.

-Wiem, ale to nie zmienia smaku strachu. Nie umiałabym się nawet obronić...

Na te słowa zmarszczył czoło ale nie powiedział już nic więcej. Został ze mną jeszcze chwilę, po czym wychodząc zapalił mi lampkę nocną. Nie umiałam przez dłuższy czas zasnąć, dopiero gdzieś nad ranem zmogło mnie zmęczenie. Na szczęście nic podobnego już mi się nie śniło.

Wstałam dużo później niż zazwyczaj. Cienie pod oczami nie pozostawiały dużo pytań w kwestii tego jak się czuję. Wchodząc do salonu w moim pokoju Dylan już tam był i czekał na mnie. Na stole stała ciepła herbata i śniadanie.

-Zbieraj się, za pół godziny widzimy się w twojej sali tanecznej.

-Tobie również dzień dobry – warknęłam zaspana.

Nie odpowiedział na moją zaczepkę. Uniósł jedynie brew i pokazał na zegarek. Jak widać, odmowa nie wchodziła w grę. Wiedząc, że nic już tu nie ugram chwyciłam na szybko coś do jedzenia i pobiegłam się przebrać. Szczerze mówiąc byłam na tyle ciekawa co przygotował pan gderliwy, że zebrałam się nawet wcześniej niż mówił.

Kiedy weszłam do sali okazało się, że już tam na mnie czeka. Ubrany w czarny podkoszulek i krótkie spodenki treningowe. Takie widoki powinny być zabronione, a na pewno niedostępne w momencie kiedy wyglądam jak 7 nieszczęść. W podkoszulki jego umięśnione ramiona zostały wyeksponowane i nie pozostawiały nic wyobraźni... Może poza myślami, jakby to były gdyby takie ramię owinęło się wokół mojej talii..

Uspokój hormony Beatrice! I przestań się ślinić na litość boską!

Kiedy odwrócił się do mnie tyłem zauważyłam kawałek tatuażu. Zaczynał się na lewym barku i znikał pod koszulką. Ciekawa byłam co przedstawiał, dokąd sięgał. Dlaczego go zrobił, czy aby coś upamiętnić czy to tylko nastoletni wybryk...

Błękitna różaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz