Rozdział 6 Beatrice

50 8 0
                                    

Minęło kilka dni od incydentu w centrum kultury, a ja nadal nie potrafię zapomnieć, o tym co przeczytałam. Przed domownikami staram się udawać, że wszystko jest w porządku. Przyklejam sztuczny uśmiech i rozmawiam o głupotach. Dni mi jakoś mijają, ale najgorzej jest w ciągu nocy. Czuję się samotna i przestraszona. Chciałabym mieć kogoś do kogo mogę się przytulić i zapomnieć o całym świecie. Kiedy tylko zamykam oczy widzę swoje zdjęcia zrobione z ukrycia z przejażdżki z Bennetem. Przypomina mi się obietnica stalkera „Jeszcze będziesz moja".

„Wolisz łagodnie czy na ostro?""

„Pieprzyłbym cię do ostatniego tchnienia twojej słodkiej buźki"

„Będziesz błagać o litość"

Z rozmyślań wyrywa mnie głos siedzącej obok mamy, z którą pracuję nad budżetem zbliżającego się koncertu charytatywnego.

-Na pewno dobrze sypiasz pszczółko? – pyta zatroskana – Masz ciemne sińce pod oczami. Zauważyłam też, że coraz gorzej jadasz.

-To nic takiego mamo. Stres tak działa na ludzi.

Dopiero kiedy podniosłam wzrok na nią, uderzyła mnie troska z jaką na mnie patrzyła. Strach o córkę był bardzo wyraźny w jej oczach. Moje sumienie odezwało się od razu, kłując mnie w samo serce poczuciem winy.

-Nie chcę cię tym zadręczać mamo – powiedziałam, po czym wstałam i podeszłam ją objąć. – Nic mi nie będzie, potrzebuję tylko czasu, żeby o tym zapomnieć.

-Pamiętaj Beatrice, że odwaga nie idzie w parze z samotnością. Masz u swojego boku całą rodzinę, gotową żeby cię wysłuchać i wesprzeć.

-Wiem o tym, bardzo was kocham – to mówiąc ucałowałam czubek głowy mamy.

Naszą słodką chwilę czułości przerwali Bennet i Cat. Weszli do gabinetu z takim impetem, że mogliby wyrwać drzwi z zawiasów. Oczywiście musieli się o coś sprzeczać. Nie istniał chyba dzień bez ich kłótni.

-Oszukiwałaś ty mała, podstępna intrygantko! – mówił oburzony Bennet.

-Wcale, że nie! Nie umiesz po prostu przegrywać i się na mnie wyżywasz! – to mówiąc Cat pokazała mu język.

-To, że jestem starszy od ciebie, nie znaczy że nie mam oczu. Liczyłaś karty!

-A może właśnie ujawnia się twoja starcza natura. Zaczynasz widzieć, coś czego nie powinieneś. Wiesz takie schorzenia chyba się leczy.

-Ty mała.. – to mówiąc rzucił się w jej stronę.

Cat z piskiem skoczyła do ucieczki. Pognała szybko w głąb pokoju, chowając się za mną i mamą.

-Pewnie, chowaj się za mamą i Bee... Tchórz!

Razem z mamą wymownie spojrzałyśmy na siebie nawzajem. Bennet wyglądał jakby miał udusić Cat gołymi rękoma, ona za to po cichu chichotała przytulając się do mojej nogi.

-Ktoś mnie oświeci co tu się wydarzyło? – spytałam, nie do końca pewna czy chce usłyszeć odpowiedź.

Mogłam się spodziewać, że to nie jest dobry pomysł zadać takie pytanie. Jak na zawołanie, zaczęli się przekrzykiwać w tym co miało miejsce. Bennet robił się coraz czerwieńszy na twarzy. Jakby zaraz miał się w środku ugotować.

-Ah rozumiem, jesteś zły bo Cat miała więcej szczęścia tak? – denerwowanie Benneta to moje ulubione zajęcie.

Zrezygnowany spojrzał na naszą rodzicielkę miną zbitego psiaka.

-Naprawdę mamo? Ja i Maxi absolutnie byśmy wam wystarczyli. Musiałaś mi dorzucić dwie męczące wiedźmy w pakiecie rodzinnym?

Spojrzałyśmy całą trójką na niego karcąco, ale niezbyt się tym przejął. Po chwili wszystko wróciło do normy, jakby ta sprzeczka nigdy nie miała miejsca. Myślę, że mieszkam w domu wariatów.

Błękitna różaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz