Siedziała na łóżku, gdy usłyszała pukanie do drzwi. Nie czekając na odpowiedź gość wszedł i nim zdążyła zorientować co się dzieje, chwycił jej dłoń. Potem czuła tylko ból głowy.
– Five co...
– Ból zaraz minie. – przerwał – Nie ruszaj się stąd. – ponownie się teleportował, tym razem sam.
Jakbym wiedziała gdzie jestem.
* * *
– Od czego zaczynamy? – zapytała podekscytowana. – Mam pewien pomysł, ale potrzebujemy...
– Mam lepszy.
– Jaki?
– Dowiesz się w swoim czasie, ale teraz musisz mi zaufać. Potrafisz?
– Nie. – odparła niemal natychmiast – No nie patrz się tak. – parsknęła – Ufam Ci. Zapewne nie powinnam, ale mam jakiś wybór? Tylko trzymaj się zdała od Izabel. – posłała mu jedno z najpowarzniejszych spojrzeń na jakie było ją stać. – Daj słowo.
– Daję. Choć już. – położył rękę na jej ramieniu i znów poczuła zawroty głowy.
Gdy Five mówił że zna pewne miejsce nie przypuszczała że chodzi o polane w samym środku lasu. Gdyby powiedziała że nie podoba jej się to co widzi musiałaby skłamać. Upajała się widokiem czerwonych liści swobodnie opadających na trawę, słońcem przebijającym się przez korony drzew, prawie bezchmurnym niebem i...
– Izabel? Co ty tutaj robisz? – dziewczyna nie odpowiedziała tylko posłała znaczące spojrzenie zielookiemu. – Five? Five co zrobiłeś?
– Miłej zabawy. – znów znikł zostawiając dwie wkurzone nastolatki same.
– Kurwa, Five! – wrzasnęła za nim . – Jak cie znajdę nie dożyjesz kolejnego wschodu słońca.
Zostawił je w samym środku lasu. Mogłoby wydawać się to idiotyczne w końcu zawsze mogą wyjść, ale wiedział jak Anabel zależy na pojednaniu się z siostrą i nikt nie usłyszy ich krzyków jeśli dojdzie do ostrej wymiany zdań, a właśnie tego się spodziewa.
Przysiad w jadnej z bliższych ambon i czekał. Co prawda nie zobaczy co się dzieje, lecz usłyszy kłótnie.
* Academia *
– Nie teraz, jestem zajęty. –powiedział Reginald nie odrywając wzroku od papierów.
– Chodzi o numer Osiem. – podjęła Grace.
– Czy to nie może zaczekać? Jak już mówiłem jestem zajęty. – mówił rozdrażniony. Miał ważniejsze żeczy na głowie niż słuchanie o tym że lubi chodzić bez mundurka czy o nocnych wypadach na poddasze. Zdawał sobie sprawę z tego jak i żałoby, którą przeżywa, a skoro w jakiś sposób to pomaga przymknie oko. W końcu jest jej opiekunem i jego zadanie nie polega tylko na przegotowywaniu do większych żeczy musi również dbać o dobro psychiczne swoich podopiecznych.
– Chodzi o jej zdrowie. – włączył się Pogo.
– W jakim sensie?
– Każdym... – Reginald momentalnie uniósł głowę i gestem ręki rozkazał zamknąć drzwi.
* pół godziny później*
Wracając na polane przypuszczał że zastanie prywatne pole bitwy, kłótnię czy inny niezbyt przyjemny widok, a nie Anabel i Izabel siedzące na trawie i rozmawiające jak gdyby nigdy nic.
– Siostrzyczki pogodzone? – zapytał bez emocji, podchodząc bliżej.
– Na to wygląda. – powiedziała Bel z delikatnym uśmiechem.
– Nie, nie wygląda. – uniósła się Izabel.
– Jak to, przecież...
– Czekaj... Ty naprawdę myślałaś że krótka rozmowa bez skakania sobie do gardeł oznacza że wybaczyłam Ci zabójstwo moich rodziców. – prychnęła wstając.
– Byli też moimi rodzicami. Myślisz że chciałam żeby tak wyszło? Że chciałam, by zmarli? Kochałam ich tak jak kocham ciebie! – również wstała.
–Widocznie potrafisz kochać tak samo świetnie jak panować nad mocami!
– Powiedziała ta co panuje!
– Bynajmniej nikogo nie zabiłam. – powiedziała Izabel spokojniej. Zdawała sobie sprawę że posunęła się za daleko.
– Sądzisz że łatwo jest panować nad czymś takim?! Oczywiście! Nie wiesz jak to jest żyć z przeświadczeniem że twój pieprzony dotyk zabija wszystko na swojej drodze. Nie wiesz jak to jest, gdy pozwalasz macać sie jakiemuś pijakowi tylko, by przypadkiem nie pozbawić go życia, a potem dowiadujesz się że i tak to zrobiłaś! Nie masz o niczym pojęcia! Jebana ksiazniczka, która leczy i uszczęśliwia wszystkich, których spotka!
– Anabel! – usłyszała krzyk , a chwilę potem zobaczyła stojącego naprzeciw Fiva. – Twoje oczy... są czerwone. – powiedział z zafascynowaniem. – Nie ruszaj się stąd. Ty idziesz ze mną. – zwrócił się do Nine.
– Nigdzie... – nie dokończyła, gdyż chłopak złapał jej dłoń i oboje zniknęli.
Wściekła nastolatka oparła się o najbliższe drzewo i czekała. Nie trwało długo gdy znów ujrzała zielonookiego stojącego tuż przed sobą.
– Mówiłeś że nie będziesz jej do tego mieszał! –powiedziała z większym żalem niż wkurzeniem. – Dałeś cholerne słowo że nie zamieszasz ją w to wszystko. –powoli podeszła do nastolatka. – Wiesz w ogóle co zrobiłeś? Zdajesz sobie sprawę z powagi sytuacji? Oczywiście że nie! Dlaczego jakiś dupek miałby się przejmować szczęściem siostrzyczek?
Five stał niewzruszony słuchając słów kierowanych pod jego adres. Tak jak stał gdy zaczęła okładać go pieściami. Nie lubił tego typu żeczy, lecz coś kazało słuchać. Coś dziwnego w jego umyśle. Czuł się uzależniony, wybrakowany niczym narkoman, tylko dlaczego?
– Przestań. – niemalże wyszeptał, jakby sprawiało mu to ogromną trudność. – Uspokój się. – gdy słowa nie zadziałały przeszedł do czynów. Chwycił jej nadgarstek i jednym wyćwiczonym teleportem przygwoździł do drzewa. Przyszpilił ręcę nad jej głową. – Ogarnij się.
Ich nosy dzieliły zaledwie milimetry. Czuli na skórze swe oddechy. Ciepło bijące od ciała drugiej osoby.
Wtedy Eight zrobiła coś czego się nie spodziewał. Przybliżyła swoją twarz do jego i...Tak, wiem Polsat.
Wybaczcie nieobecność. Zostałam dosłownie zasypana sprawianami i innymi tego typu rzeczami. Przysięgam kiedyś mnie wykończą 😞. Mam nadzieję że wam idzie lepiej i zobaczymy się w Poniedziałek.
Miłego weekendu.
CZYTASZ
Deadly Love / Five Hargreeves/ DO POPRAWY
FanfictionOd razu zaznaczę, iż tę książkę pisałam dość dawno i zawiera ona niewyobrażalną ilość błędów! Tak, zdaje sobie z tego sprawę. Naprawdę! Kiedyś wezmę się za poprawianie jej, jednakże na pewno nie stanie się to w najbliższym czasie. Rozdział z * ozc...