25. Wtopa.

167 13 6
                                    

Po upewnieniu się, że nikt nic nie odwali, a Reginald nie zwoła nagle treningu wyszła na dziedziniec. Dziś w końcu Susan miała poznać nową rodzinę Anabel.

– Hej. – krzykneła radosna ruda powstrzymując się od przytulasa. – Gotowa?

– Ja powinnam o to zapytać, ale chyba tak. Wchodzimy?

– Jasne. – niemalże wbiegła do środka.

Zatrzymała się podziwiając wnętrze. Niby już tutaj była, lecz jednak teraz ma oficjalne zaproszenie.

– Czekają w salonie. – poinformowała Eight kierujac się do wskazanego miejsca.

W salonie znajdowali się wszyscy uczniowie Academii Umbrella. Siedzieli na kanapie, stali przy kominku czy wyglądali przez okno, ale każdy usłyszawszy kroki odwrócił się w stronę wejścia.

– Przedstawiam wam Susan Clane. – powiedziała na wstępie.

– Hej... Jak już wiecie jesteś Susan, najlepsza przyjaciółka An. – delikatnie pomachała.

Wszyscy wprzywilali ja z uśmiechem na ustach. Prócz wiecznie obojętnego Fiva oraz Allison, która wyglądała jakby zobaczyła Luthera całującego się z inną.

– Jestem Klaus jej najlepszy przyjaciel, a ten przystojniak to Ben. Jest singlem Singiel. – powiedział przez co dostał w łeb od brata.

– Miło mi. – podała rękę.

– Jestem Diego, ale mówią mi Dig.

– Nikt tak nie mówi. – podał dłoń – Luther, numer Jeden. Wiedz, że uważam to wszystko za idiotyczny pomysł i pojęcia nie mam jak Ojciec się na to zgodził.

– Spokojnie przydupasku. – zadrwiła Izabel, kładąc rękę na jego ramieniu. – My się już znamy.

– Vanya. Miło cię w końcu poznać. – nieśmiało podała dłoń.

– Przepraszam na chwilkę. – białowłosa podeszła do mulatki. – Coś się stało? – zapytała, szczerze zmartwiona jej zachowaniem.

– Wszystko super. Ide przywitać twoją Nową Najlepsza Przyjaciółkę. – podkreśliła ostatnie słowa.

– Alli, to nie tak. Ona sama z tym wypaliła. Przecież wiesz, że to ty jesteś najlepsza. – uśmiechnęła się uroczo.

– Wiem. Zgrywałam się. – odwzajemniła gest. – Chodźmy powitać gościa.

* * *

– Myślałem że nigdy nie pójdzie. – dobiegł ją głos zza pleców. Nie musiała się odwracać, by wiedzieć z kim rozmawia. – Uczepiła się mnie gorzej niż Nine.

– Co poradzić? Masz wrodzony urok osobisty. – parsknęła. – Jesteś Five, pies na baby.

– Szkoda, że węszę same wariatki. – stanął po jej prawicy. – Unikasz mnie? – dokładnie studiował jej profil.

– Niee. Dlaczego tak uważasz? – nerwowo przygryzła wargę. – Wszystko jest ok.

– Nie sądzę. – obkręcił się tak, by stanąć z nią twarzą w twarz. – Od tygodnia nawet nie przyszłaś powiedzieć hej. To nie w twoim stylu.

– Nie wiesz co w nim jest. Za to ja wiem co jest w twoim.

– O co ci znowu chodzi?

– Bawisz się mną. Twaktujesz jakbym była jedna z zabaweczek. – Five zacisnął usta w wąską linie.

– Co?– uniósł głos. Jego cierpliwość dobiegła końca.

– Dlaczego chciałeś mnie pocałować? Dlaczego to robisz?

– Ty zaczęłaś. – odwrócił wzrok.

– O czym ty mówisz?

– To wszystko zaczęło się od ciebie! To że się tu wprowadziłyście, ta cała wieź, polana. O tak polana. Chcesz wiedzieć co naprawdę się tam stało?! Pocałowałaś mnie. Całowałaś jakby jutro miało nie nadejść, a ja jak ten idiota dałem ponieść się chwili! – wrzeszczał, podchodzącąc coraz bliżej. Anabel nieświadomie zrobiła kilka kroków w tył, spotykając się ze ścianą. – Teraz rozumiesz?! Rozumiesz co zrobiłaś?! Przez ciebie to jebane połączenie się nasiliło! – położył dłonie na ścianie po obu stronach jej głowy.

– Five ja...

– Nie wiedziałaś?! – jego oczy zrobiły się czarne – Ty zawsze kurwa nie wiesz! Robisz co chcesz mając w dupie konsekwencje!

– Five...

– Zamknij się! –przywalił pieścią w ścianę.

– Five, posłuchaj mnie! – złapała za jego policzki, zatrzymując tym samym nagłe ruchy. – Musisz się uspokoić. Dobrze? – masowała kciukiem jego skórę – Spokojnie. –  uspokajała jakby zapomniała o tym co niedawno powiedział. Dwa czarne wegliki znów zmieniły się w trawiastą zieleń, a przyspieszony oddech zwolnił.

– Co się tu odpierdala?! – krzyknął ktoś z wnętrza salonu.

Bel wychyliła się i zobaczyła Diego stojącego w drzwiach. Pewnie przyciągneły go hałasy.

– Jak dużo tam stoisz? – zaczęła.

– On... A potem ty... Wy...? Jesteście razem?!

– Kto z kim jest? – zapytała Izabel, zajadając się kanapką. – Oni?!

– Kto? – przyszła również Alli z Lutherem. – Wy?!

— Wtopa. —

– Nie jesteśmy razem. I nie będziemy. Nigdy!

Zielonooki odchrząknął. Trochę dziwnie brzmiały jej słowa biorąc pod uwagę pozycje w jakiej się znajdują.

– Racja... Nigdy. – gdy szepnął do jej ucha ostatnie słowo, poczuła ciarki w całym ciele.

Wtedy zrobił coś czego najbardziej chciała uniknąć. Złapał jej talię, przysuwając bliżej siebie i nim się obejrzała czuła jego usta na swoich. Całował delikatnie jakby była najcenniejszym skarbem świata, a cała reszta nagle znikła.

Ale nic nie trwa wiecznie. Poza przyjemnością jaką jej dawał pojawiło się coś innego. To znajome ciepło, które kusiło tak mocno jak przerażało.

Zdrowy rozsądek wygrał z instynktem i zaraz miała ręce na jego klatce piersiowej. Chłopak zrobił się siny i słabszy.  Anabel korzystając z chwili odepchnęła go do tyłu.

Omiotła rodzeństwo przerażonym spojrzeniem. Stało się. Już tego nie odkręcą.

Deadly Love / Five Hargreeves/ DO POPRAWY Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz