27. Jesteś Zły?

130 8 5
                                    

- Five, śpisz? - zagaiła. Od dobrych dwóch godzin żadne z nich się nie odezwało. Cisza nie była krępująca, czy niezreczna, a ona pomyślała, że to idealna okazja do powiedzenia tego, co cisnęło się na jej język od dawna.

- Nie. - słyszała w jego głosie lekką chrypkę i wiedziała, że kłamał. Obudziła go.

Przygryzła wargę, zastanawiając się jak powinna ująć w odpowiednie słowa to jedno zdanie. Nie było dobrego sposobu. Tak, czy inaczej wyjdzie niezręcznie oraz dziwnie. Postanowiła więc walić prosto z mostu.

- Nie chcę byś spotykał się z Izabel.

Chłopak po drogiej stronie ożywił się, nie mogąc pohamować uśmiechu, który mimowolnie zagościł na jego ustach. Miał zamiar odpowiedzieć, lecz dziewczyna kontynuowała.

- Izabel dużo przeszła, a ty... - zawahała się. - Nie zrozum mnie źle, po prostu... Jesteś sobą, a ja nie chcę, by ona cierpiała właśnie przez ciebie.

Uśmiech znikł z jego twarzy. Zacisnął szczękę, wlepiając pusty wzrok w ścianę, która przebijała się przez ciemność.

- Jasne. - powiedział, starając się przybrać swój normalny ton głosu.

- Jesteś zły?

- Nie. Jestem zmęczony, idę spać. - skłamał.

Nastolatka nie powiedziała już nic więcej. Siedziała cicho jakby jednym słowem mogła przeszkodzić mu w odpoczynku. Zielonooki nawet na moment nie pomyślał o drzemce. Bił się z myślami w ciemnościach od momenty, gdy usłyszał dźwięk przekręcanego klucza. Oślepiło go jasne światło i potrzebował chwili, by zobaczyć Reginalda, który skinieniem pozwoli mu wrócić do swojego pokoju. Teleportował się bez namysłu. Mógł zrobić to w każdej chwili wcześniej, ale zdawał siebie sprawę z kamer i nie miał zamiaru bardziej narazić się ojcu.

Wyciągnął notes. Miał zamiar doprowadzić do końca sprawę z wynikiem, nad którą pracę przezwała Eight sprawiając, że zapadł w śpiączkę.

* * *

Dni mijały naprawdę szybko, przeradzając się w tygodnie. Five nie odzywał się do Anabel, a dziewczyna sądząc, że obraził się za to, co powiedziała w zamknięciu, nie naciskała. Cierpliwie czekała, aż będzie gotowy. Jednak on nie zrobił pierwszego kroku. Odciął się.

Przestał przychodzić na przed treningowe spotkania, które były ich codziennym rytuałem. Na treningach nie zamienili nawet jednego słowa. Nie raz posyłała w jego stronę uśmiech, licząc na choćby spojrzenie. Machała na powitanie, wiedząc, że jest zbyt daleko, by usłyszeć jej słowa, ale on jedyne, co robił to znikał w chmurze zielonego dymu. Bolało.

Bolało cholernie, za każdym razem.

Więc i z tego zrezygnowała. Skupiała się na nauce, treningach, zdolnościach. Opanowała nawet głos w głowie, który zdawał się zamilknąć. Została sama, pozostając otoczona ludźmi.

Czy ma to sens?

- Numerze Osiem! Skup się! - krzyknął Reginald. - Numerze Dziewięć, przygotuj się!

Stała przed piękna białą klaczą. Patrzyła w jej oczy, próbując dostrzec strach. Bezskutecznie. Ufała jej. Ufała jej jak większość zwierząt, które uśmierciła.

Z królików ojciec szybko zaczął zmieniać zwierzęta. Pojawiały się co raz większe, silniejsze. Anabel zdążyła zauważyć, że im masywniejsze zwierzę było, tym większą energię życiową posiadało. Dziewczyna czuła potrzebę zabrania jej, lecz wiedziała, że nie powinna. Zaczęła rozumieć życie. Cenić je. Zdała sobie sprawę, że głód energetyczny - tak nazwał jej zapędy Reginald - był do opanowania.

Udało jej się. Raz, potem drugi i kolejny...

To wciąż żywa istota. - powtarzała sobie za każdym razem.

Tak jak rodzice, a przed ich zabiciem nie miałam skrupułów.

Odpędziła wszystkie zbędne myli i gołą dłoń położyła na łbie klaczy. Wykonywała powolne ruchy, głaskajac ją. Przyjemne uczucie. Naprawdę miło było dotchnąć czegoś innego niż materiał rękawiczek.

Energia zaczęła uchodzić, lecz ona zatrzymała ją w miejscu. Zatrzymała energię w ciele konia, aż do momentu, gdy rozbrzmiał głos ojca.

Oderwała się od klaczy. Przymknęła na chwilę oczy oraz zrobiła głęboki wdech nosem i wydech ustami, chcąc opanować narastającą ciemność przed oczami.

- Możecie wracać do pokoi. - powiedział mężczyzna, ruszać w tylko sobie znanym kierunku.

Udało jej się. Dokonała tego.

Z tym przekonaniem wróciła do pokoju. Był wieczór, a ona bynajmniej nie zamierzała spędzić go na czytaniu po raz kolejny tej samej książki.

Siadła po turecku na dywanie, robiąc pozycje niczym do medytacji. Mając zamknięte powieki, skupiła się na biciu swojego serca. W krótce wszelkie odgłosy świadczące o istnieniu innych domowników ucichły. Została tylko ona i obraz zaczynający formować się w jej umyśle.

Widziała go. Siedział na parapecie, rysujac w zeszycie. Jego ruchy były szybkie, niemal chaotyczne. Ignorował kosmyk włosów, który wypadł z jego starannie ułożonej fryzury. Już nie miał na sobie mundurku. Był w luźnej, dresowej piżamie.

W pewnym momencie zaprzestał wykonywanej czynności. Zamarł w bezruchu, wbijając wzrok w notes.

W tedy do niej dotarło, że Five nie potrafi rysować...

Jest tu ktoś jeszcze?

Niechybnie zbliżamy się do końca historii z Umbrella Academy.

Końcowe rozdziały pojawią się dość szybko, gdyż nie chce znów robić zbyt długich przerw ( za które naprawdę przepraszam, wybaczcie proszę 😔, ale miałam naprawdę spore problemy rodzinne i nie miałam czasu).

Miłego poniedziałku(jeśli wiecie, co mam na myśli hihi)

Buziaki, do zobaczenia!

Deadly Love / Five Hargreeves/ DO POPRAWY Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz