Rozdział 20

637 68 7
                                    

Przycisnąłem kartkę w rękach czując mocny powiew wiatru.

-Co tam masz? - Zapytał głos za mną. Odwróciłem się i zobaczyłem Quackitiego.

- Nie ważne. - Powiedziałem i schowałem urywek papieru w dłoniach.

- Co tam masz?

- No nie ważne.

- No pokaaaż.

Wyciągnąłem rękę z kartką w stronę chłopaka, a ten wyrywając ją z moich rąk zaczął powoli czytać.

- Skąd ty to masz? - Zapytał.

- Co na niej jest napisane?

- Nie wiem. Może Ranboo ci pomoże?

- Ten taki wysoki z maską?

-Tak, chcesz to pomogę Ci po szukać!

Pobiegliśmy w kierunku centrum rynku, gdzie było dość spore zbiorowisko, na co nie zwróciliśmy uwagi. Przeszliśmy obok i poszliśmy dalej.

- Na pewno będzie tam, gdzie idziemy?

- Zazwyczaj tam jest.

- A wiesz może gdzie Dream?

- Nie.

Na stała cisza. Chwilę później staliśmy pod ładnym domem. Quackity zapukał, a chwilę później drzwi otworzył Ranboo.

- Hej. - Przywitałem się.

- Hej, chcecie wejść?

- Nie, my tylko o coś zapytać. - Odpowiedział Quackity.

- No to słucham.

Pokazałem mu kartkę. - Wiesz może co tu pisze?

Wziął urywek papieru i zaczął czytać.

- Czekaj chwile, wezmę jakiś długopis i zapiszę Ci. - Powiedział i oddalił się do środka pomieszczenia. Chwilę później wrócił, i bez słowa zaczął zapisywać coś na drugiej stronie kartki.

- Proszę! Przetłumaczone. - Powiedział zadowolony, a my podziękowaliśmy i żegnając się, ruszyliśmy w stronę powrotną.

-No i co tam napisał? - Zapytał przypatrując się kartce.

- Czwarty, szósty, ósmy, dziesiąty, dwunasty, czternasty, szesnasty. - Przeczytałem powoli i prychnąłem. - To nic przecież nie znaczy.

- Właśnie.

- Więc-

- Liczy się przecież cztery, pięć, sześć, siedem, osiem, dziewięć, dziesię-

- Chyba nie o to tu chodzi. - Zaśmiałem się.

- Może się pomylił? Trzeba wrócić i się upewnić.

- No.. Dobra. Ale szybko. - Zgodziłem się, a ten już wpadł w pościg do domu Ranboo.

Moment później staliśmy znów pod drzwiami.

- No i co teraz? - Zapytał.

Przewróciłem oczami i zapukałem do drzwi.

- O wróciliście.

- Ranboo.. Czy jesteś pewien, że te numery są dobrze przetłumaczone? - Zapytałem.

-Na sto procent.

- Ale liczy się inaczej.. - Powiedział Quackity.

- Tak, ale tam jest zapisane tak, jak jest przetłumaczone.

Oddaliliśmy się, w stronę domu jeszcze raz dziękując Ranboo.

-Mówiłem Ci, że dobrze jest. Bylibyśmy już w domu. - Powiedział szturchając tamtego w ramię.

- No niby tak, ale nie bylibyśmy pewni, że jest dobrze.

-Po prostu chodźmy już.

Długą chwilę szliśmy w ciszy. W końcu dobiegliśmy do rynku miasta. Zgromadzenie się najwyraźniej rozeszło, bo nie było tam praktycznie nikogo.

Poczułem zawroty w głowie i lekki ból w płucach, a później wszystko zaczęło znikać.

- To wszystko co powinieneś mieć, żebyś wszystko zrozumiał. - Powiedział głośny głos z końca pokoju.

Przede mną leżały okulary i kartka papieru, którą Ranboo nam tłumaczył.

..................................................................

Rozdział 20
419 słów

Okulary z białymi oprawkami |DNF|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz