Rozdział 22

577 69 10
                                    

Wybiegłem na zewnątrz, a tam zobaczyłem znajome miejsce. Włożyłem rękę do kieszeni, szukając w niej gorączkowo telefonu, ale wtedy sobie przypomniałem, że tu nie ma czegoś takiego. Westchnąłem i ruszyłem szukać kogokolwiek, z kim mógłbym pogadać.

- HEJ GEORGE! - Krzyknął wesoły głos, który odrazu rozpoznałem.

- Dream! Hej!

Chłopak podbiegł do mnie i mocno przytulił.

- Ej ej ej, spokojnie. Nie widzieliśmy się tylko parę dni. - Powiedziałem udając, że otrzepuję swoją bluzkę.

Pociągnął mnie z zaskoczenia za rękę i pobiegł, ciągnąć mnie za sobą.

- Patrz. Ładnie tu? - Zapytał w pewnym momencie zatrzymując się.

Staliśmy na dużej łące z mnóstwem przeróżnych kwiatów.

- George?

- Tak, tak ładnie tu.

- Coś się stało?

- Ostatnio wszystko się jeszcze bardziej miesza.

- To znaczy?

Wyjąłem kartkę z kieszeni i podałem mu ją.

- Co to? - Zapytał.

-Sam nie wiem. Z jednej strony masz oryginał, a z drugiej tłumaczenie.

- Co to za liczby?

-Sam nie wiem. Same parzyste i kończą się przy 16.

- Myślisz, że to coś ważnego?

- Nie. Zostawmy to, tylko nie potrzebnie się denerwuję.

- Jak chcesz. - Odpowiedział i oddał mi kartkę.

- Dzięki.

Wzruszył ramionami i usiadł na zimnej ziemi wśród milionów kwiatów.

- Czy to nie śmieszne, że w listopadzie jest tak ciepło? - Zapytałem siadając obok niego.

- Możliwe. Tu to normalne. Za to w niektórych miejscach tu panuje wieczny śnieg. Techno żyje w jednym z takich miejsc. Mówimy na to biom zimowy, ale mów na to jak wolisz.

- Okej, dziwne.

Zaśmiał się, podnosząc maskę na jego włosy i przymykając delikatnie oczy.

- Podoba mi się to miejsce.

- Każdemu się podoba. Jest spokojnie i pięknie.

Próbowałem sobie uświadomić, że to nic nie znaczy i że w tym samym czasie leżę w szpitalnym łóżku, ale czy warto psuć sobie takie momenty takimi myślami?

Przymknąłem oczy, wsłuchując się w spokojny śpiew ptaków. Nagle poczułem dziwne uczucie, na co otworzyłem oczy. Zobaczyłem powoli podpalające się nawzajem dmuchawce na wielkiej polanie, a z boku Dreama. Stał wpatrzony w rozniecający się ogień, który z każdą sekundą obejmował kolejne rośliny.

Wszystko się zatrzymało, a chwilę później zobaczyłem coraz bardziej rozmazujący się obraz.

Byłem w ciemnym pomieszczeniu, w niewygodnym łóżku szpitalnym. Próbując wstać poczułem wielki ból w ręce, na co opadłem z powrotem na łóżko.

Czyli jestem znowu w "domu"?- Pomyślałem opierając się na łokciach.

.........................................

rozdział 21

390 słów













Okulary z białymi oprawkami |DNF|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz