VI

195 29 3
                                    

Wieczorem tego samego dnia, gdy obserwowałem nowego uświadomiłem sobie, że to właśnie do niego chciałbym adresować swoje myśli. Pomimo, że nie znaliśmy się, ani nie wiedziałem jak ma na imię, pragnąłem opowiedzieć mu o wszystkim, co do tej pory wydarzyło się w Strefie.

Także, witaj Świeży, to właśnie do ciebie, będę zwracał się w tym dzienniku. Może kiedyś będziesz miał tyle szczęścia i odczytasz moje głupie zapiski, poznasz moje myśli i emocje.

Bo kiedy pierwszy raz cię zobaczyłem, nie wiedziałem co czuję. W moim sercu zakiełkowała nadzieja, która szczegółowo wiązała się z twoją osobą. Coś z tyłu głowy podpowiadało mi, że możesz być właśnie tym, na którego czekaliśmy tak długo. Ponad dwa lata.

Kiedy tylko zaszło słońce, chłopaki zorganizowali ognisko na twoją cześć, a ja szukałem dogodnej okazji, by w końcu zamienić z tobą kilka słów. Każdy zdawał się być aż nadto zainteresowany twoją osobą, co wcześniej się nie zdarzało. Myślę, że to z powodu twojej zuchwałej ucieczki i pokazu dobrej kondycji. Sądzę, że Minho już planuje jak zaciągnąć cię do labiryntu w najbliższych dniach, ponieważ od czasu zaginięcia Colby'ego nie przyjęli do Zwiadowców nikogo nowego.

Kiedy każdy był już pod wpływem napoju procentowego, który Gally produkował na masową skale, zauważyłem, że siedzisz sam, z dała od reszty.

Przysiadłem obok, a ty jedynie posunąłeś się robiąc mi miejsce. Nie odzywałeś się przez kilka długich sekund i już zaczynałem myśleć, że może chcesz mieć chwile oddechu, chwilę by pomyśleć, ale wtedy ty zapytałeś jak mam na imię, a ja odpowiedziałem.

Wytłumaczyłem ci, dlaczego wszyscy siedzimy zamknięci tutaj od prawie trzech lat, dlaczego nikt do tej pory nie znalazł wyjścia z labiryntu. Opowiedziałem ci o zmieniających każdej nocy, swoje ułożone, murach oraz o Dozorcach, z którymi każde bliskie spotkanie, kończyło się śmiercią. Na końcu chciałem dodać wzmiankę o Colbym, ale ugryzłem się w język. Nie mogłem mówić o nim, tak jakby jeszcze żył, choć w głębi duszy miałem nikłą nadzieję, że udało mu się przetrwać w labiryncie do dzisiaj, lub znaleźć wyjście.

Patrzyłeś na mnie z ciekawością w oczach, co trochę mnie peszyło. Kiedy uchwyciłem twój wzrok, byłem zszokowany swoim własnym odbiciem w twoich tęczówkach. Widziałem siebie, nie tylko fizycznie, ale też w przenośni. Byłeś odzwierciedleniem mojej duszy i tak bardzo pragnąłem ci to powiedzieć, ale pewnie uznałbyś mnie za wariata.

Może to dziwne, bo znamy się jeden dzień, ale twoja obecność w Strefie nie wydaje mi się przypadkowa. Sprawiłeś, że pierwszy raz od długiego czasu, poczułem się coś wart, poczułem że to co robię ma sens i w końcu przyjdzie dzień, w którym wszyscy wyjdziemy z labiryntu.

Dałem ci na spróbowanie napoju Gally'ego, a ty po pierwszym łyku, wyplułeś go jak oparzony. Obaj się zaśmialiśmy, a co najważniejsze, ja śmiałem się szczerze, co już od dawna mi się nie zdarzyło. W tej jednej chwili poczułem się tak, jakbyśmy byli gdzie indziej. Nie byli otoczeni murem, ani zamknięci w Strefie bez wyjścia. Jakby to było zwykle spotkanie, grupy znajomych, ognisko, picie, dobra zabawa. Sprawiłeś, że udało mi się zapomnieć. Wtedy utwierdziłem się w przekonaniu, że adresowanie do ciebie moich zapisków, jest dobrym pomysłem.

Thomas nawet nie próbował hamować łez, które spływały po jego policzkach już od dłuższego czasu. Czytanie o sobie samym było dla niego bardziej bolesne, niż gdyby Newt mówił mu to prosto w twarz. Pamiętał jak dziś, swój pierwszy dzień, swoją pierwszą rozmowę z Newtem.

Był tak zaaferowany wszystkim dookoła, miał tyle pytań, a Newt siedział wtedy z nim i rozmawiali tak, jakby znali się od kilku dobrych lat.

Musiał zamknąć oczy, by wrócić wspomnieniami do tamtego wieczoru. Pamiętał ciepło ogniska, krzyki chłopaków i radość, jaka towarzyszyła wypitym procentom, obrzydliwego napoju Gally'ego. Pamiętał jego twarz, którą zdobił miły, przyjacielski uśmiech. Wszystko było tak realne, tak namacalne, że w pewnej chwili złapał się na tym, że wyciąga ręke by dotknąć Newta. Jednak gdy otworzył oczy, zobaczył przed sobą jedynie pustkę.

Żył w pustce bez niego, a pustka żyła w nim, w jego sercu, stając się z każdym dniem coraz trudniejsza i niemożliwa do wypełnienia.

Później przyszedł czas na durne zabawy, jakie wymyślił Gally. Każdy Świeży toczył walkę w kręgu i przeważnie nikt nie wytrzymywał dłużej niż kilka sekund na początku. Jednak ty poszedłeś przepychać się z Gallym. Wiedziałem, że nie dasz sobie rady, ale w twoich oczach dostrzegłem tyle determinacji, ile chciałbym widzieć u siebie. Nawet w tak mało istotnej sprawie.

A potem zrobiłeś coś, czego mało kto się spodziewał. Krzyknąłeś swoje imię. Przypomniałeś sobie tak szybko. Jeszcze nikomu się to nie zdarzyło. Pamietam, że chwilę zajęło mi przetworzenie tego, co właśnie się wydarzyło, bo reszta zaczynała już wiwatować i wznosić toast, a ja nadal stałem osłupiały.

Nazywasz się Thomas i to właśnie tobie dedykuje swoje myśli. Chcę byś poznał mnie takiego, jakim zapewne się nie przedstawię. Chcę żebyś wiedział o mnie wszystko, ale tylko wtedy, gdy nie wystarczy mi odwagi, by opowiedzieć ci tego samemu.

Mam nadzieję, że się zaprzyjaźnimy, że nie zrobisz mi tego co Colby. Że nie zrobisz nic nieodpowiedzialnego, co będzie prowadziło do wyrycia twojego imienia w murze labiryntu. Straciłbym wtedy ostatnią nadzieję, jaka zakiełkowała w moim sercu, a wtedy chyba bym oszalał, tak jak inni.

Przeczytawszy swoje imię po raz dziesiąty, Thomas wpatrywał się tępo w zeszyt. Newt mówił mu więcej, niż by pomyślał, zaczynając czytać dziennik. Odsłaniał się przed nim tak, jak nigdy nie zrobił tego za życia, a Thomas sam nie był pewny czy chciał widzieć swojego przyjaciela w innych barwach.

Zapamiętał go jako silnego, uśmiechniętego chłopaka, a dziennik burzył jego wyidealizowany obraz Newta. Był to tak samo wrażliwy, emocjonalny chłopak, który przeżywał wszystko dwa razy mocniej niż inni, ale nigdy nie pokazywał tego na zewnątrz.
Thomas nawet by nie pomyślał, że tego wieczoru, gdy siedzieli razem przy ognisku, Newt miał mętlik w głowie.

Był cholernie złym przyjacielem, nie mógł mówić, że znał Newta. Jemu jedynie wydawało się, że dobrze go zna. Tak naprawdę nie wiedział co dzieje się w jego głowie, o czym myśli. Wydawało mu się, że dobrze rozumie uczucia Newta, ale dziennik zaczynał powoli wszystko zmieniać. Rzucał inne światło na ich przyjaźń, a Thomas nie był pewny czy chce poznać prawdę. Prawdę o sobie samym.

W momencie, w którym Newt zwrócił się w dzienniku bezpośrednio do niego, nazywając go Thomasem, wiedział, że czytając dalej, pozna wiele faktów o sobie. W jego głowie pojawiło się wahanie, które próbował przezwyciężyć. Wmawiał sobie, że najgorsza prawda, jaką może przeczytać, będzie lepsza niż życie w złudnym przekonaniu o tym, że tak dobrze znał Newta. Pragnął poznać go na nowo, może dzięki temu zrozumie, dlaczego chłopak postawił go przed najtrudniejszym wyborem, jakiego mógł dokonać w całym swoim życiu.

Może udając się w drogę poznania samego siebie, uzyska odpowiedź na najważniejsze pytanie i dzięki temu będzie mógł w końcu mu wybaczyć.

Zimne światło dnia Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz