Dzień 8472847
Nie dało ci się wyperswadować głupiego planu z głowy, który sobie uroiłeś i twierdziłeś, że to jedyne słuszne wyjście. Mimo mojego wcześniejszego wybuchu złości, byłem spokojny gdy opuszczałeś naszą bazę. Miałeś przyprowadzić Teresę do nas, zanim wejdziemy do laboratorium Dreszczu. Nawet mnie przekonałeś, że była nam potrzebna.
Nie wiedziałem ile jeszcze zostało mi czasu, ale chciałem wykorzystać go całkowicie, by pomóc ci odbić Minho. To był również mój przyjaciel i nie potrafiłem wyobrazić sobie, przez co może tam przechodzić.
Wierzyłem, że ci się uda, że nie będziesz na tyle nieodpowiedzialny i nie zrobisz niczego głupiego, czego wcześniej z nami nie przedyskutowałbyś, i narazisz nas wszystkich na niebezpieczeństwo. Choć moim zdaniem sprowadzanie do, względnie bezpiecznej bazy, Teresy, która zdradziła ruch oporu, było aż nadto ryzykowne.
Przenieśliśmy się całą naszą grupą i Gallym do bardziej odludnego miejsca. Miałem wrażenie, że jest to budynek starej kaplicy, ale nie byłem do końca pewny. Czekaliśmy na ciebie w ciszy. Nikt nie miał zamiaru podejmować żadnej rozmowy, dopóki nie wrócisz cały i zdrowy, mając przy sobie tą paskudną dziewczynę.
Minęło sporo czasu dopóki nie pojawiłeś się z Teresą, trzymając ją pod ramie. Twoja twarz nie wyrażała żadnych emocji, była wręcz pusta, co nieco wprawiło mnie w niepokój. Byłem ciekaw co zaszło między wami tam, za murem. Podejrzewam jednak, że nigdy mi nie powiesz.
Usiadłeś przy mnie, kiedy Gally usadził Teresę na krześle, zdejmując jej z głowy worek. Patrzyłeś się na to wszystko chłodnym spojrzeniem, a ja z jednej strony byłem szczęśliwy, że w końcu myślisz racjonalnie, a z drugiej bałem się ciebie takim jakim byłeś w tamtym momencie. Nie przypominałeś siebie, zdawałeś się być zimny i bezwzględny, nie takiego cię podziwiałem.
Gally nie miał żadnych oporów przed straszeniem Teresy. Nie podobało ci się to, ale w twojej głowie zaiskrzył inny pomysł, rozpoznałem to po krótkim błysku w twoich oczach. Podszedłeś do niej i wyciągnąłeś na wysokość jej oczu, małe narzędzie. Skalpel. Teresa musiała nam pomóc, czy jej się to podobało czy też nie. Każdy z nas miał wszczepiony pod skórę czip, który z pewnością dałby o sobie znać, gdybyśmy chcieli przekroczyć drzwi laboratorium Dreszczu.
Kiedy poczułem jak jej chłodne palce dotykają mojej skóry na karku, całe moje ciało zadrżało. Z obrzydzenia, oczywiście. Nie odezwałem się do niej ani słowem, a ona z pewnością wyczuwała napięcie moich mięśni.
Kiedy skończyła odczuwałem lekki dyskomfort i mrowienie w okolicy rany. Z daleka obserwowałem jej ruchy, kiedy usiadłeś przy niej by zrobiła to samo, co reszcie. Widziałem jak poruszasz ustami, wiedziałem, że rozmawiacie. Obserwowałem cię, gdy zerwałeś się z krzesła gwałtownie i zwróciłeś się do niej podniesionym tonem. Jakaś wewnętrzna część mnie chciała zostać i bezczelnie gapić się na was, ale rozsądek podpowiedział, że to najwyższa pora się ulotnić. Szanowałem twoją prywatność i mimo że nie lubiłem Teresy, to miałeś prawo porozmawiać z nią na osobności.
Gally wytrzasnął skądś, wolałem nie dopytywać skąd, stroje strażników pracujących w budynku laboratorium. Wziąłem pudło, by zająć czymś ręce, które od czasu do czasu drętwiały mi od nieruszania nimi. Rzuciłem Fry'owi jeden ze strojów i kazałem mu przymierzyć.
To co masz w planach, Thomas jest tak ryzykowne, że śmiem wątpić, czy wyjdziemy z tego cało. Chociaż ty na pewno, znając twoje szczęście.
Teraz może będzie trochę ckliwie, ale zdaję sobie sprawę z tego, że gdy opuścimy naszą bazę i uda nam się wedrzeć do budynku Dreszczu, już więcej nie będę miał okazji by napisać choć jedno słowo w tym zeszycie. A jeżeli jakimś cudem uda się wrócić nam wszystkim, to to co chciałbym jeszcze napisać, powiem ci prosto w twarz.
Pozwól, że jednak będę trzymał się swojej wersji, że mi na pewno nie uda się wyjść z tego cało. Nie wiem kiedy choroba we mnie rozwinie się na tyle, by odebrać mi zmysły, ale wolę upewnić się, że tak czy inaczej przeczytasz ten dziennik, prędzej czy później.
W ostatnich słowach do ciebie chciałbym zawrzeć tyle ile mógłbym powiedzieć ci na żywo, gdybym tylko potrafił. Gdy będziesz to czytał, na pewno pomyślisz o mnie jak o kimś żałosnym i słabym, ale Thomas, chcę byś wiedział, że to ty, twoja osoba, trzymała mnie przy życiu przez cały czas odkąd tylko pojawiłeś się w Strefie. Gdy myślałem, że smierć Colby'ego zabiła we mnie wszelkie pokłady szczęścia, ty wszedłeś w moje życie tak swobodnie i lawirowałeś pomiędzy smutkiem, a euforią z taką łatwością, że nawet nie zauważyłem jak szybko zaskarbiłeś sobie moje serce. Jak szybko stałeś się dla mnie kimś ważnym, za kogo byłbym w stanie oddać życie. Sam nie zdawałem sobie z tego sprawy dopóki nie zniknąłeś z Minho w labiryncie na całą noc, a następnie kiedy bałem się, że Gally w szale cię zabije.
Byłem przerażony, kiedy uciekaliśmy przed poparzeńcami zaraz po ucieczce z Dreszczu. Ale to właśnie ty mnie wtedy ocaliłeś.
I chcę ci teraz obiecać, że gdybym tylko miał okazje, i gdyby była taka sytuacja, że znalazłbyś się w niebezpieczeństwie, zrobiłbym wszystko by cię uratować. Choć mam nadzieję, że nic takiego się nie wydarzy i wszystko pójdzie zgodnie z planem.Zawdzięczam ci życie oraz uczucia, które na nowo we mnie obudziłeś.
Tak trudno jest mi się przyznać przed tobą do tego co czuję, ale wydaje mi się, że jeżeli przeczytasz kiedyś ten dziennik, zrozumiesz jak dużą rolę odegrałeś w moim życiu.Nie chcę już przedłużać, Thomas. I tak zrobiłem z siebie idiotę, choć to nie pierwszy raz.
Mam tylko jedną prośbę. Jeżeli mnie już nie będzie, po przeczytaniu moich żałosnych wywodów, zniszcz proszę ten dziennik. Nie chcę by ktoś inny poznał mnie takiego, jakim byłem naprawdę. To jest zarezerwowane tylko dla ciebie.
Myślę, że Minho domyślał się przez ten cały czas, a Teresa zdawała sobie sprawę z moich uczuć do ciebie. Jednak nie byłem do tej pory na tyle odważny, by przyznać to przed tobą.
W tej sytuacji nie pozostaje mi nic innego, nie mam już wiele do stracenia, bo nie zostało mi, ani nam, za wiele czasu, który moglibyśmy spożytkować na szczerą rozmowę. Kocham cię, Thomas i zawsze będę. Zrozumiałem to już jakiś czas temu, ale ilekroć chciałem porozmawiać z tobą na osobności, determinacja gasła we mnie tak szybko, jak się pojawiała. Moja miłość do ciebie zatrzymała się jedynie na cichym wzdychaniu nocami, do twojej osoby w mojej wyobraźni, oraz na desperackich pragnieniach pocałowania cię. Żałuję, że ani razu nie mogłem być z tobą na tyle blisko. Ale dziękuje ci za te chwile, gdy byłeś przy mnie i pokazywałeś mi, że jestem wartościowym człowiekiem.Musisz to wiedzieć. Kocham cię i zapamiętaj, że zrobię wszystko byś był bezpieczny i by udało nam się uratować Minho. A potem pozbądź się dziennika, bo to co tu piszę jest uwłaczające.
Newt
„Kocham" to takie proste słowo, a zarazem mówiące tak wiele. Wyrzucone przez Newta, zdradzające wszystkie uczucia, odsłonięte przed Thomasem w całej okazałości.
„Kocham" z ust Newta brzmiałoby tak samo pięknie jak jego głos w wyobraźni Thomasa, oplatający każdą literę swobodnie i powoli, tak jakby oddzielał je od siebie, ale łączył w jedną całość zarazem. Tak, by móc tym słowem przekazać, skrzętnie skrywane dotąd uczucie.
„Kocham" już nigdy miało nie paść w rozmowie, w szeptach, w cichych wyznaniach.
Miało rozbrzmiewać echem w jego głowie już do końca życia i odbijać się niczym mantra.
Thomas rozumiał, już wszystko rozumiał. Newt odszedł z niemym, prawie niewypowiedzianym słowem, ale szczęśliwy. Bo tak naprawdę, zrobił to, co mu obiecał, czyli uratował to.
Ocalił Thomasa, przed samym sobą.
CZYTASZ
Zimne światło dnia
FanfictionGdy po śmierci Newta, pogrążony w smutku Thomas zaczyna czytać jego dziennik.